poniedziałek, 31 grudnia 2012

Baranki i owieczki

Wczoraj, msza niedzielna. Siedzę i patrzę, jak to przy żłóbku kręcą się maluchy, czasem coś pokazują, czasem o coś pytają rodziców, normalka. Maryja i Józef pochylają się nad Dzieciątkiem, pasterze, rzecz jasna, się kłaniają, wół i osioł chuchają, a baranki i owieczki patrzą nieco tępo przed siebie przeżuwając sianko. 

I przypomniała mi się podobna sytuacja dobrych kilka lat temu, i jak to w taką sielankę przyżłóbkową wpadło nagle zamieszanie. Patrzę, a jakiś opatulony brzdąc zachylił baranka i zwiewa ile sił w trzyletnich nóżkach, a za nim pędzi spłoszona mama. Oczywiście dzieciak nie miał szans, rodzicielka go dopadła, a ten w bek, że chce mieć baranka! Barankaaaa! - ryczy. - Chcę mieć baranka!

Kochani, życzę, żeby każdy z Was w nowym roku dostał swojego baranka, czymkolwiek ten baranek miałby być. Takiego własnego, swojego i na amen. ;)

czwartek, 27 grudnia 2012

Haiku o oliwce :)

9th International Kukai, December 2012

Pierwszy raz wzięłam udział w haikowym konkursie, wyniki miło mnie zaskoczyły. Otrzymałam 15 pkt i 4 miejsce, a wygrała Sanjukta Asopa z Indii. Pozostali Polacy: Robert Kania (15 pkt), Krzysztof Kokot (9 pkt), Urszula Wielanowska (4 pkt), Lech Szeglowski (3 pkt) i Irena Szewczyk.

A oto moje malutkie haiku:

olive
in his mouth
her nipple

niedziela, 23 grudnia 2012

Świątecznie-serdecznie

K.I. Gałczyński
Podobno jest gdzieś ulica


A podobno jest gdzieś ulica
lecz jak tam dojść? którędy?
ulica zdradzonego dzieciństwa,
ulica Wielkiej Kolędy.
Na ulicy tej taki znajomy,
w kurzu z węgla, nie w rajskim ogrodzie,
stoi dom jak inne domy,
dom, w którym żeś się urodził.
Ten sam stróż stoi przy bramie.
Przed bramą ten sam kamień.
Pyta stróż: "Gdzieś pan był tyle lat?"
"Wędrowałem przez głupi świat".
Więc na górę szybko po schodach.
Wchodzisz. Matka wciąż taka młoda.
Przy niej ojciec z czarnymi wąsami.
I dziadkowie. Wszyscy ci sami.
I brat, co miał okarynę.
Potem umarł na szkarlatynę.
Właśnie ojciec kiwa na matkę,
że już wzeszła Gwiazda na niebie,
że czas się dzielić opłatkiem,
więc wszyscy podchodzą do siebie
i serca drżą uroczyście
jak na drzewie przy liściach liście.
Jest cicho. Choinka plonie.
Na szczycie cherubin fruwa.
Na oknach pelargonie
blask świeczek złotem zasnuwa,
a z kąta, z ust brata, płynie
kolęda na okarynie:
Lulajże Jezuniu...



Do wiersza, który mnie niezmiennie wzrusza dołączam swoje dobre życzenia i zdjęcia jasełek z naszych szkolnych wigilii. Dobrego, błogosławionego świątecznego czasu i by pomimo wszystko "serca drżały uroczyście" i po staroświecku.

czwartek, 20 grudnia 2012

Trzy pogrzeby przed końcem świata



                                               Dorocie i Jakubowi

Tytuł zaczął się od Doroty, na którą pospadały śmierci,
jakby nie można było z tym poczekać – w końcu
i tak koniec świata lada dzień. Zamieszanie
z tym umieraniem, ubieraniem, przebieraniem
się za kogoś, kim nie będziemy. Najpierw

był tytuł, Kuba śmiał się, że dobry,
więc trzeba napisać ten wiersz,
a ja przecież nie cierpię robić planów
– pakuję się, przeprowadzam, wyjeżdżam.
Nie cierpię. Ale przecież trzeba robić plany,

więc zanim cokolwiek, pamiętaj:
trzy pogrzeby przed końcem świata
lodowate ostrza w nas.

17.12.2012 r.

wtorek, 18 grudnia 2012

sZaFa stoi od niedzieli!

Nowa, świeżutka; wprawdzie z moich rzeczy z racji na brak czasu tylko rozmowa z Kubą Sajkowskim o poezji Marzanny Bogumiły Kielar, recenzje, które były w planie, się nie napisały, ale jeszcze nic straconego, będą kolejne numery. A teraz - czytamy i oglądamy - dla każdego coś dobrego!

http://www.szafa.prezentacje.pl/


niedziela, 9 grudnia 2012

"Praskie Madonny" w "Gościu Niedzielnym"

Recenzja e-booka "Takie zwykłe praskie Madonny" ukazała się w warszawskim dodatku Gościa Niedzielnego. O samej inicjatywie pisałam TUTAJ, a mój wiersz z e-booka pojawił się na blogu O TUTAJ. Niektórzy autorzy są zaskoczeni, niektórzy rozbawieni, a mi było miło przeczytać cytowane moje słowa.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Marzanna Bogumiła Kielar, WODY PODZIEMNE

1.
Sny obok płyną. I miłość - wszystko, czym była
nim opuściło nas światło. Zapach odkryty w półśnie na ramieniu,
po twoim wyjściu. Nasz czas sprzed czasu.

Pamięć jak przebudzony wulkan
wyrzuca chmury rozżarzonego popiołu i pali zieleń dni; wirują źdźbła

w półprzejrzystym, rozedrganym popołudniu, gołębie pióra chwil.
Krwawią drzazgi domu powbijane w materię lat, w narodziny
i rozpad jej cząstek, w martwe i żywe.

2.
W szczeliny i pęknięcia dni dostała się śmiertelna woda;
krążą podskórne potoki, rozlewając się w zastoiska.
Powoli zamarza, powiększa swoją objętość. I rozsadza - jak kamienie i głazy -
nasze sny,
by dalej żłobił je lodowiec, wiatr.

Śmierć: jej żelazna pokrywa; mroźne, pylne wnętrze.

czwartek, 29 listopada 2012

Debiut w WHA

 The 103rd WHA Haiga Contest (11/2012)

Kuniharu Shimizu wybrał do publikacji haigi czwórki Polaków: Ireny Iris Szewczyk, Roberta Kani, Andrzeja Dembończyka i moją w tłumaczeniu Jakuba Sajkowskiego.


czwartek, 22 listopada 2012

Port Poetycki Chorzów

Jutro, czyli w piątek, Warszawa, a w sobotę - do Chorzowa, fantastyczne współczytające towarzystwo. Cieszę się, że to już-już.

wtorek, 20 listopada 2012

TAKIE ZWYKŁE PRASKIE MADONNY



















Z tekstu Doroty Ryst:
 
"Kiedy wymyślaliśmy Praski Slalom Poetycki wiedzieliśmy na pewno, że chcemy by był to festiwal otwarty – na spotkania, ludzi, zdarzenia, pomysły. I tak się stało, a dowodem tego jest ta, wydana w wersji elektronicznej, książka.
Na jedno z pierwszych slalomowych spotkań przyszedł Krzysztof Mich – dziennikarz, fotograf, autor m.in. książki Moje miasto Praga. Okazało się, że to jego praskie zdjęcia zdobią jedną z kawiarni, w których mają miejsce nasze spotkania – „DeCoterię”. Przyszedł i został z nami. Któregoś dnia przyniósł zdjęcia Madonn robione na praskich podwórkach oraz cmentarzu bródnowskim i zapytał, czy kogoś to może zainspirować, czy może coś byśmy napisali…
Pokazaliśmy te zdjęcia tym, którzy występowali na slalomowych spotkaniach, którzy przychodzili posłuchać a czasem przeczytać swoje wiersze w turniejach. Okazało się, że powstało ponad dwadzieścia utworów inspirowanych madonnami Krzysztofa. I choć początkowo mieliśmy tylko zaprezentować je na wspólnym wieczorze, pomyśleliśmy, że chcemy by zostały z nami na dłużej. Stąd ta książka."
 
Zdarzyło mi się wziąć udział w tym projekcie - zauroczyły mnie zdjęcia Krzysztofa. Zapraszam na spotkanie prezentujące e-book „Takie zwykłe praskie madonny” - w najbliższy czwartek, 22 listopada 2012 r., godzina 19.00, Dom Kultury Praga (ul. Dąbrowszczaków 2), galeria na pierwszym piętrze.
 
Pełna lista autorów:

Laura Bran
Łucja Dudzińska
Magda Gałkowska
Mateusz Grzeszczuk
Robert Kania
Inesa Kruszka
Paweł Łęczuk
Arek Łuszczyk
Krzysztof Mich
Zbigniew Milewski
Monika Oliszewska
Pan Tharei
Małgorzata Południak
Joanna Pucis
Tadeusz Rubik
Teresa Radziewicz
Dorota Ryst
Jakub Sajkowski
Izabela Wageman
Majka Żywicka-Luckner

poniedziałek, 19 listopada 2012

Wygrzebane...

Wakacyjne zdjęcie - nie mam czasu na pisanie, a wygrzebało mi się jakoś niechcący...


czwartek, 8 listopada 2012

O życiu

Dziś po pierwsze o tym, że nauczyciel musi umieć wszystko... Po lekcji podchodzi do mnie uczennica: proszę pani, czy może pani mi założyć kolczyki, bo zdjęłam na w-f?

Po drugie o przemijaniu... Koleżanka opowiada mi, jak spotkała swoją dawną nauczycielkę, która jeszcze pracowała: Elu, czas na emeryturę, bo mnie jeszcze kiedyś uczono pisać BARBÓRKA przez "U".

Po trzecie, że mam postulat: proponuję wprowadzić zakaz używania komputerów i telefonów komórkowych dla tych, którzy nie ukończyli 16 roku życia... Ostatnio mam wrażenie, że tylko wtedy uczniowie zaczną interesować się innymi ludźmi, światem i czymś więcej niż własną przyjemnością.

A po czwarte przytoczę inną koleżankę: Ech, życie, żebyś ty miało d... (odpowiednio zacięty ton głosu).

czwartek, 1 listopada 2012

Nie lubię halołinu

Nie lubię halołinu w Polsce, no nie lubię. Wczoraj wieczorem, kiedy wracałam do domu, pierwszy raz na mojej wiejskiej uliczce spotkałam halołinowe dzieciaki. I zrobiło mi się smutno. Bo przełom listopada i października w Polsce to nie jest ten czas, bo każdy kraj ma swoją tradycję, ma też dni, kiedy pewne rzeczy raczej bolą niż bawią. Juchnowiecki cmentarz z tysiącami świateł, widok, na który przez wiele lat wychodziło okno naszej kuchni i te dzieciaki, które w jakimś oderwaniu od rzeczywistości ganiały od domu do domu. Jak bardzo pewne rzeczy są względne - te same dzieciaki, również przebrane i ganiające od domu do domu w okresie karnawału bawiłyby mnie, właśnie wtedy jest na to miejsce i czas. I dlatego nie lubię halołinu w Polsce - bo jest głupim przenoszeniem cudzego. I ostatni październikowy wieczór to raczej czas spaceru na cmentarz, czas zatrzymania się, zastanowienia. Dni, które dają znak: przemijamy, więc bądźmy bardziej i więcej dla siebie nawzajem, zanim nie będzie za późno.


wtorek, 30 października 2012

poniedziałek, 29 października 2012

czwartek, 25 października 2012

Cyfry nie trzymają się mojej głowy

Nie żeby całkiem - wiem np., ile to dwa do potęgi 3 i ile wynosi pierwiastek z 4. Ba! Wciąż potrafię zamieniać ułamki zwykłe na dziesiętne i odwrotnie oraz wykonywać na nich działania. Kiedyś nawet rozumiałam, o co chodzi z logarytmami i ciągiem Fibonacciego. Poza tym wielokrotne powtarzanie sprawiło, że mam w głowie daty chrztu Polski, bitwy pod Grunwaldem, zaborów i odzyskania niepodległości. I na pewno nie powiem, że stan wojenny wprowadzono w 1989, a powstanie warszawskie wybuchło w 1988 - dzięki Ci, Boże, że to mój umysł ogarnia. Natomiast nie obrażam się absolutnie, kiedy ktoś nie dzwoni w dniu moich imienin, nie wysyła urodzinowej kartki, ewentualnie po jakimś tygodniu od ważnej daty znienacka się odzywa. Nie obrażam, bo sama tak mam! Nie pamiętam dat imienin, urodzin, nawet najbliższej rodziny. I nie to, że nie próbuję pamiętać - zapytam, zapamiętam, wiem przez jakiś czas, a potem plączą mi się lata. Łatwiej, jeżeli chodzi o miesiące - obie moje siostry urodziły się 16 maja, a brat i tata - 13 kwietnia bodajże, plączą mi się jeszcze rodzinnie sierpnie, lipce, lutowe dni, ale na tym ułomna ma pamięć potyka się. I czasem nawet postanawiam zapisać, pytam, zapamiętuję i dochodzę do wniosku, że skoro już pamiętam, to po co zapisywać... A po kilku miesiącach - znów bezpańskie cyfry krążą po mojej głowie. Piąty raz pytam, kiedy które wydarzenie będzie mało miejsce i podziwiam tych, którzy bez problemów pamiętają na przykład daty i miejsca wszystkich olimpiad. Ja czterocyfrowy kod do mieszkania przyjaciół mam zapisany w archiwum telefonu i mimo że nocowałam u nich dziesiątki razy, za każdym razem muszę go sobie przypominać. Cud, że pamiętam własny telefon i pin do karty kredytowej - pierwszy jest naprawdę mało skomplikowany - znajomy miał zestaw numerów dla zaprzyjaźnionych osób, a drugi zapamiętuję wzrokowo - te oto klawiszki mam wcisnąć... No i właśnie poczułam się jak wywołana do tablicy, bo jedna z nauczycielek, prywatnie moja bratowa zresztą, na gg zapytała mnie przed chwilą o takie rzeczy jak nip, regon szkoły, ilość dokładna uczniów... obożeoboże. I jeszcze chwali się, że pamięta pesele dzieci (rodzonych, nie szkolnych) oraz numery telefonów koleżanek z podstawówki. A może - w moim wypadku - to Alzheimer? Brrrrr... To żeby rozbawić, żarcik na koniec: mąż staruszek do żony... kochanie, jak się nazywa ten paskudny Niemiec, który wszystko mi chowa? Wybaczcie, Kochani, tę moją ułomność.

poniedziałek, 22 października 2012

Żyć nam przyszło w kraju nad Wisłą...

Kilka cytatów z wywiadu z Maxem Kolonko, wyjątkowo trafnych:

Pisałem o patriotyzmie stadionowym, który zastępuje ten narodowy. Że z dumą zmierzamy z umalowanymi na biało-czerwono twarzami na mecz, kibicując jedenastu patałachom na boisku, a wstydzimy się zawiesić flagę polską w oknie, by nie być posądzonym o jakiś wojujący konserwatyzm.

Kilka dni po katastrofie w Smoleńsku pisałem w "The Huffington Post", że tragedia będzie wygrana przez Rosję dla celów politycznych i tak się dzieje. Dla Rosji wrak samolotu i tragedia smoleńska stały się środkiem politycznym do destabilizacji sytuacji w Polsce. Dlatego zdjęcia ofiar tragedii w Smoleńsku odnajdują się raptem na portalu na Syberii.

Skłócona Polska to kraj słaby, a słaba Polska jest w interesie Rosji. W Moskwie ułożony jest od dawna scenariusz, w którym polski premier jest słaby. Potrzebuje pomocy i tę Moskwa dostarczy, zwracając wrak, czarne skrzynki w stosownym dla nich momencie, a być może nawet występując z jakąś dodatkową formą ekspiacji, która wzmocni, a może i uratuje pozycję premiera.

Taki wdzięczny Rosji polski premier byłby historyczną kopią króla Poniatowskiego i jego serwilistycznej postawy wobec carycy Katarzyny II i ten scenariusz jest typowy dla sposobu rządzenia rosyjskich elit władzy.



I równie niegłupi komentarz jednego z czytelników:

Kiedy oglądam polskie serwisy informacyjne, to mam wrażenie, ze przygotowała je jakaś telewizja osiedlowa. Wiadomości ze świata praktycznie nie ma, albo są chaotyczne i powierzchowne, bez cienia głębszej analizy tematu. Odnoszę wrażenie, ze polskie media nie maja żadnych korespondentów zagranicznych, opierają się na przypadkowych tłumaczeniach z serwisów BBC itd. Po prostu - taniocha i tandeta na każdym kroku. A dlaczego to prawie nikomu nie przeszkadza? Bo większość dziennikarzy i widzów to pokolenie matołów, "wykształconych" w "zreformowanym" (czytaj: zniszczonym) po 1989 roku systemie edukacji. Z tego samego powodu nie ma przyzwoitych programów popularnonaukowych, kulturalnych, dokumentalnych. Durnie tworzą dla durniów, natomiast resztka tych inteligentniejszych telewizji nie ogląda. I oto władzy chodzi - naród idiotów się nie zbuntuje, bo nawet nie potrafiliby się zorganizować. Dlatego, mimo coraz gorszych warunków życia w Polsce, nie ma praktycznie ŻADNYCH protestów społecznych. Ogłupiona populacja wraca do domów, obejrzy "Tance z gwizdami", wypije piwko z "Biedronki" i następnego dnia zasuwa potulnie 12h za 1500 PLN/m-c.


Oraz muzyczny komentarz, zamiast moich słów:

 

niedziela, 21 października 2012

sobota, 20 października 2012

Mój nowy wiersz

na zaprzyjaźnionej stronie, czyli tutaj:
Poeci po godzinach

Zapraszam.

czwartek, 18 października 2012

Dnia lepszego!

Wczoraj prześladował mnie pech - na dzień dobry zgubiłam broszkę, zieloną, założoną pierwszy raz i nie mogę jej odżałować. Nawet nie wiem, gdzie mogła mi się odpiąć - w drodze do pracy? W pracy? Nikt nie widział, eh. Po południu, po pracy wpadłam do gminnej biblioteki, ponieważ z Bożenką wymyśliłyśmy projekt dla dzieciaków ze szkoły podstawowej i należało wypełnić wniosek. Pisałam do 21 ów projekt, zapisywałam regularnie, był na pulpicie, a kiedy go zamknęłam, okazało się, że wyparował, zniknął, rozpłynął się - nie ma. Cztery godziny pracy poszło w czorty. Okej, mam go w głowie, ale trzeba go na powrót zapisać, a to trwa. Zamierzałam dziś po pracy pokończyć różne rzeczy na piątkowo-sobotnie zajęcia w Warszawie, a tymczasem najpierw projekt muszę odtworzyć, ponieważ termin złożenia wniosków tuż tuż. Wróciłam wczoraj do dom dobrze po 22, głodna, zmęczona i zła, a żeby tego było mało, to dopadła mnie bezsenność. Wrrr! Jedyna korzyść, że piszę to słowo, ale skoro ono takie zirytowane, to i korzyść niewielka. Trzymajcie kciuki, żeby dziś było lepsze od wczoraj. I moje, i Wasze, Złotka. :)

poniedziałek, 15 października 2012

Różycki - Podsiadło 1:0

W sobotę, chociaż nie chciało mi się piekielnie, gdyż ogarnęło mię lenistwo nieziemskie, przymusiwszy się, wyruszyłam do Białegostoku. W ramach Festiwalu Literackiego "Zebrane" zaplanowałam obecność na spotkaniu z Tomaszem Różyckim oraz Jackiem Podsiadło. Pierwszego zdarzyło mi się już słyszeć ongiś w Miłosławiu, przy okazji Nagrody Kościelskich, a drugiego w Warszawie na spotkaniu w Kordegardzie. Cóż o tych poetach? Hmmm... Różycki to klasa, poeta doctus - cenię i lubię jego wiersze, zwłaszcza tom "Kolonie", a mój ulubiony wiersz przypadkowo został przeczytany i poprosiłam o dedykację właśnie przy nim:



Jacek Podsiadło... Hmmm... Tak "hymkam", ponieważ słuchałam najnowszych wierszy i zastanawiałam się, kiedy bunt przestaje być buntem, a jest założeniem buntu. Młody Podsiadło, wściekły i zbuntowany był prawie że bożyszczem młodzieży, wiersze miały moc, jakiś ciemny urok. Podsiadło dojrzały, nadal zbuntowany, takowego uroku już nie posiada. Nie posiada - moim skromnym zdaniem. Jakby brakowało decyzji o ruszeniu w drogę, jakby pozostawała obawa przed wyjściem z (wybaczcie, ale tak mi się kojarzy) "bezpiecznego wkurwienia". Dlatego jednak, po spotkaniach poprzednich i ostatnich, w zestawieniu Różycki kontra Podsiadło - stawiam na Różyckiego.


A po wieczorze spotkała mnie niespodzianka, albowiem podeszła do mnie pewna sympatyczna pani, która od początku zdawała mi się znajoma i zapytała: przepraszam, Teresa Radziewicz? A następnie mi się przedstawiła i uśmiechnęła. A następnie rzuciłyśmy się sobie w ramiona, ponieważ była to moja daaawna przyjaciółka, której nie widziałam ponad... (o Boże, o Boże) dwadzieścia lat! Te dwadzieścia lat temu gdzieś się - wobec powszechnej nieobecności na świecie telefonów komórkowych i komputerów - pogubiłyśmy, żeby po tylu latach odnaleźć. A tu zdjęcie - od prawej Ania, ta spotkana w sobotę, a w środeczku ja - gdyby ktoś nie poznał. Oaza w Różanymstoku. Czasy prehistoryczne.



Telefony wymienione, niedługo spotkanie i długie Polek rozmowy. A w sobotę czekał mnie jeszcze nocny powrót do domu i przy okazji złapany aparatem w telefonie Pałac Branickich.


 

piątek, 12 października 2012

Ryby z Ustki w Gliwicach czyli Krzysztof Siwczyk w Białymstoku

Krzysztof Siwczyk złagodniał i dojrzał. Pamiętam go z któregoś Bierezina z Łodzi, na spotkaniu był pewny siebie, swoich odpowiedzi, zadziorny i atakujący - takie wrażenie wyniosłam z tamtego wieczoru. Teraz, po kilku latach, zaskoczona słuchałam, kiedy mówił, że poezja polega głównie na stawianiu pytań - nigdy nie sądziłam, że możemy podobnie postrzegać literaturę. Prowadzący, Andrzej Bajguz, swoim radiowym głosem przymuszał poetę do czytania wybranych wierszy, na co ów reagował często zmieszaniem, śmiechem i komentarzem, że w ten sposób jeszcze swojej poezji nie prezentował. Cudowny był dialog z jedną ze starszych pań z publiczności:
- A pan to czym się zajmuje? W czym specjalizuje?
- No znaczy w jakim sensie, no w niczym...
- No ale pisze pan reportaże, poezje...?
- Aaaa, no ja wiersze piszę... - tłumaczył się speszony Siwczyk.
Zniknął świat - twierdził gość wieczoru - zastąpiły go nowe media, nowe komunikatory, nie ma w nim miejsca dla poetów. Taka odpowiedź padła na pytanie o status poety, słyszalności poety. Rozmowa o języku doprowadziła do kontestacji o problemach z porozumieniem. Tu przykładem stała się reklama z Gliwic, zajmująca pół rynku, zapraszająca na świeże, dzisiejsze ryby z Ustki. Siwczyk nie mógł zrozumieć, jak te ryby mogą być dzisiejsze, jeżeli on zajeżdża do sklepu o 8 rano... 
Dobre spotkanie, mądre spotkanie. Tak. Krzysztof Siwczyk złagodniał i dojrzał. Teraz czekam na książkę tego "nowego" poety.



wtorek, 9 października 2012

ZEBRANE w Białymstoku

Kolejny raz Fabryka Bestsellerów organizuje w Białymstoku Festiwal Literacki "ZEBRANE". Ciesząc się z każdej tego typu imprezy, zamieszczam program na blogu oraz wybieram się tu i ówdzie, w miarę możliwości. 



czwartek, 4 października 2012

I znów nowa sZAFa!


POEZJA
Bożena Barda, Tomasz Bąk, Aldona Borowicz, Kamil Brewiński, Roma Jegor, Małgorzata Kowalska, Mariusz Kusion, Łukasz Kuźniar, Kamil KwidzIński, Paweł Łęczuk, Izabela Wageman, Ewa Włodarska, Marcin Włodarski, Bohdan Wrocławski

PROZA
Jacek Durski, Tomasz Graczykowski, Sławomir Hornik, Lech M. Jakób, Kamil Kwidziński, Karol Maliszewski, Marta Obuch, Wiktor Orzeł, Małgorzata Południak, Joanna Plesnar, Klaudia Raczek, Teresa Radziewicz, Arkadiusz Siedlecki, Joanna Storczewska-Segieta, Viola Wein, Bartosz Wokan

FOTOGRAFIA-GRAFIKA-MALARSTWO
Marzena Ablewska-Lech, Andrzej Brzegowy, Dominika Dobrowolska, Justyna Jabłońska, Piotr Król, Andrzej Markiewicz, Piotr Mosur, Maciej Ratajczak, Małgorzata Sajur, Katarzyna Tchórz, Barbara Trzybulska
sZAFa Presents
Paweł Łęczuk - Kolędnicy
Jakub Sajkowski & Teresa Radziewicz - W p/oszukiwaniach z Izabellą Wageman
Mariola Sznapka - "Bo mówić i rozmawiać to nie to samo” - Mariola Sznapka o Januszu Korczaku


ESEJ - FELIETON - RELACJE
Jacek Durski - Fotorelacja z promocji książki Czekając na Malinę M.Południak
Mariola Konieczna - Zapiski z wizyty w "Zakładzie pracy chronionej"
Sylwia Kubryńska - Apokalipsa w bańce
Magda Krytykowska - Z Kalisza do Warzywniaka, O spotkaniu Izabeli Fietkiewicz Paszek w gdańskiej Galerii Warzywniak * Zwierszeni w biały dzień. O spotkaniu z twórczością Teresy Nietykszy i Bogdana Zdanowicza.
Klaudia Raczek - Octavio Paz. Ta chwila to ja sam
Małgorzata Południak - Literatka na wyspie
Teresa Radziewicz - Czekając na Malinę Małgorzaty Południak [relacja]
Jurek Szukalski - No to lecim na Szczecin. Relacja ze spotkania promującego debiutancką książkę poetycką Teresy Rudowicz pt. Podobno jest taka rzeka * Donkiszoteria w sprawie Abramowicza i innych
Ivo Świątkowski - Relacja z wystawy Lustra [22.08.2012]
Spotkanie Sztuki Niezależnej [Lanckorona10-12.08.2012]
Beata Wincza - Malinowe wariacje czyli relacja ze szczecińskiej promocji książki Małgorzaty Południak Czekając na Malinę


TEATR, FILM

Marcin Baran - Wkraczając w pustkę
Izabella Bartnicka - Proste jak drut i puste jak bęben czyli cep, cepa cepem pogania…
Michał Krzywak - Spokojnie to tylko uśmiech


KRYTYKA LITERACKA - RECENZJE
Paweł Brzeżek - Kobieca postać – o tomiku Odliczanie poetki-terapeutki Anety Gajdy-Boryczko
Jarosław Czechowicz - Rana Dasgupta Solo * Dominika Dymińska Mięso * Jack Melchior XXL. Tragikomedia erotyczna
Rafał Derda - Czas wesołej śmierci zaczyna się codziennie, czyli na temat Ciuciubabki Marcina Jurzysty * Czułe gesty zamknęły nas w zręcznych obrożach, czyli na temat Karmageddonu Pawła Podlipniaka
Sławomir Hornik - List do Pawki Podlipniaka spod granicy małego miasta niedaleko Krakowa * Wiersze na wodzie (Paweł Łęczuk, Delta wsteczna)
Joanna Mieszkowicz - Pięćdziesiąt cztery sonety Cezarego Sikorskiego
Małgorzata Południak - Pamięć - Tereso - pamięć jest tworzywem - - Podobno jest taka rzeka - Teresy Rudowicz * Popiół, a raczej czym i gdzie jesteśmy - Popiół Krzysztofa Niewrzędy
Teresa Radziewicz - Po cóż się rodzić – wędrówka Deltą wsteczną Pawła Łęczuka * Wycieka ze mnie dziś wczoraj i pojutrze czyli Punkty przecięcia Doroty Ryst
Teresa Rudowicz - Każde takie spotkanie to połówka świata – o przebierance Bogdana Zdanowicza
Jakub Sajkowski - Sezon arktyczny? Ciepło, coraz cieplej. O debiucie Kamila Kwidzińskiego * W cień jak w gryzące ubranie. Tomasz Pietrzak Rekordy.
Karol Samsel - Amtidotum. Marcin Orliński, Płynne przejścia * Dziwka pośród dam.O tomie poezji Andrzeja Jopowicza pt. Czerwona winnica * Na rynku apokalipsy
Bogdan Zdanowicz - Raport z końca świata * Kolekcja – wszystkich moich bliskich (o zbiorze wierszy Elżbiety Tylendy Kolekcja)


http://szafa.kwartalnik.eu/

wtorek, 2 października 2012

W tym kraju

Są w tym kraju miejsca, gdzie lepiej nie patrzeć
na domy, góry, rzeki czy jeziora, bo rzeczywistość
nosi w sobie dwa słowa: to tutaj. Nawet fundamenty

potrafią trzymać się języka, który wciąż pamięta,
co znaczy krajobraz urodzenia - wszystko nazywa
czerpiąc siłę z ziemi, powietrza i wody. Są miejsca

przed którymi ostrzegają szpalty gazet, codzienne
newsy na facebooku. Nie patrz, nie dotykaj, nie idź
- to grozi myślą, mową. Uczuciem. Zapaleniem.

poniedziałek, 1 października 2012

Zanim jutro

Zanim noc, zanim sen, zanim to zapadanie w ciemność, kilka słów - bo życie się dzieje, przemyka, a ja nie mam czasu na zapisanie. Pierwszy dzień października jakby specjalnie chciał dać znać o sobie, bo kiedy szłam do samochodu, rozpadało się i potem padało i padało... Deszcz bębnił po blaszanym dachu garażu, po dachu samochodu, a jak wróciłam do domu, to tłukł w szyby. Witaj październiku, witajcie długie, coraz dłuższe wieczory - spirala czasu właśnie zakręca, kolejne wakacje za nami. Za mną. Za mną też szkolne uroczystości, za mną Kupiszewiada. I zadowolenie, że są ludzie, którym się chce, którym zależy na pracy, na miejscu, gdzie żyją, na sąsiadach. Tak lubię: mieć swoje miejsce, pulsować, drżeć, błyskać. Nie gasnąć.

środa, 26 września 2012

wtorek, 18 września 2012

Dzikie gęsi

Najbardziej melancholijny poranek świata - budzi mnie krzyk dzikich gęsi. Zrywam się z łóżka, w szlafroku wybiegam na balkon, na południowym zachodzie, jeszcze dość blisko, wyraźne sylwetki ptaków, duży klucz. Niebo prawie bezchmurne, na wschodzie złoci się, słońce już wstało i niskim światłem zaznacza swoją obecność. Takie światło bywa tylko czasami rano lub tuż przed zachodem, kiedy promienie padają ukośnie. Nowy dzień. Wciągam głęboko świeże wrześniowe powietrze i otulam się, bo jednak chłodno. Pasę jeszcze przez chwilę oczy, jeszcze raz nabieram oddechu - i biegnę w życie, w parzenie kawy, pod prysznic, potem do pracy, zajęć, prób... Ale jeszcze zanim to wszystko - sekunda na zapisanie chwili.

poniedziałek, 3 września 2012

Po prostu JAK

No tak, no tak - kupiłam dziś pitny jogurt, nie powiem jakiej firmy, coby kryptoreklamy nie uprawiać, a na nim jest napisane: malina. I co, może miałam skojarzenia z malinami, z malinowymi zaroślami, z malinowym chruśniakiem czy sokiem? Nie! Pierwsza myśl: Malina Małgosiowa! Czyli tomik "Czekając na Malinę" Małgorzaty Południak, który sobie leży na biurku, a który od czasu do czasu otwieram podczytując i starając się przeniknąć tajemnice bohatera wierszy.

Ale wracając do rzeczy - to się robi lekko chore, kiedy malinowy jogurt przypomina o książce. Chyba jednak z ową chorobą nie poradzę, przez tyle lat "czas było przywyknąć", a poza tym, jeżeli czegoś nie da się zmienić, trzeba się z tym pogodzić. Więc godzę się z własną literkową manią, godzę z teatralnym obłędem - bo kto mądry, mając pracę prawie od rana do wieczora, zjazdy na studiach co dwa tygodnie, a między tymi zjazdami czytanie od wieczora do rana (i doba z głowy, a przydałoby się czasem pospać i jakieś życie prywatno-towarzyskie poprowadzić), dodatkowo mając już zaproszenia na kilka spotkań autorskich, kto - pytam - kto decyduje się na zajęcia teatralne z młodzieżą licealną w domu kultury? Pytam oczywiście retorycznie.

Zaczęło się. Jak w takich warunkach pisać wiersze? Nie mam pojęcia. :)

środa, 29 sierpnia 2012

Jeszcze sierpniowo

Umęczona pracą wpadam po piątej do domu, siadam na chwilę i po tej chwili zrywam się, łapię aparat fotograficzny, klucze - i na powietrze, na połażenie, na łapanie ostatnich ciepłych dni, bo sierpień dziś łaskawie obdarzył nas słońcem. Które właśnie równie łaskawie zaczyna się zniżać i światło się robi takie, jak lubię, nieco mgliste, mleczne i miękkie. O łagodne przedwieczorne sierpniowe światło, daj zaczerpnąć oddechu po męczącym dniu. Idę. Pachnie dym z ogniska, pachnie mięta przy polnej drodze, podniesione z ziemi jabłko również ma niezwykły aromat. Jarzębina już czerwona, a lipowe liście zaczynają żółknąć - pisałam o tym w wierszach i mimo to ciągle mnie to wzrusza. Wącham, patrzę, napawam się pierwszymi sygnałami jesieni. Zachodzące słońce jednakowo znaczy światłem młode brzózki, rozpiętą pomiędzy łodyżkami pajęczynę i cmentarną kaplicę. W czasie takich spacerów czuję, jak przynależę do tego miejsca, jak wiążą mnie z tą ziemią wszystkie dziecięce wspomnienia. Wracam, kiedy słońce znudzone tą stroną półkuli idzie sprawdzić, co słychać gdzie indziej.







niedziela, 26 sierpnia 2012

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Zagościł u mnie...

Reiner Kunze
Zaproszenie na herbatę jaśminową

Proszę wejść, odłożyć
smutek, tu
można milczeć

niedziela, 19 sierpnia 2012

Five o'clock ;)







Niedzielnie o niczym

No tak, no tak... Oddajesz przyjaciółce tunikę, na zdjęciach widzisz, że ładniej jej w ciuszku niż tobie i się zastanawiasz - cieszyć się czy zazdrościć i zgrzytać zębami... Przełykam drugie i wybieram pierwsze. Piękna dziś niedziela, wczoraj upieczona szarlotka wciąż pachnie w całym mieszkaniu, balkon zaprasza, więc wyciągam nogi na sąsiednim krześle, ciepło i wiatr wzmacniają aromat świeżo skoszonej trawy, kocham to miejsce, kocham cudowny leniwy czas. Trochę piszę, trochę czytam, trochę podggaduję z moimi babeczkami. Czuję, że już sierpień, zapach tego miesiąca ma swój ciężar przemijania, chyba właśnie sierpień w moim życiu szczególnie zaznacza się przemijaniem... Kończą się wakacje, zbliża się nowe, kolejny rok studiów, praca, moje czorty w szkole, grupy teatralne, pisanie, tyle książek do przeczytania. Jeszcze chwila, jeszcze parę godzin, dni i się zacznie. Ale dziś jeszcze kawa, szarlotka, dobry czas - piękna niedziela.


poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Kawowo-haikowo

niebo za blisko
może kawa rozsunie
szary horyzont


poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Niedziela na Podlasiu

W czwartek pojechałam do Poznania, żeby być na spotkaniu z Małgosią Południak i jej debiutancką książką "Czekając na Malinę"; owemu spotkaniu poświęcę oddzielny tekst, ponieważ jest jak najbardziej tego warte. Następnego dnia po owym spotkaniu zgarnęłam Dorotę i zabrałam ją do do tej mojej Azji (jak to czasem co bardziej zarozumiali Wielkopolanie nazywają Podlasie). W sobotę zdobywałyśmy Białystok (włóczęga, zakupy, obiadek...), a w niedzielę zaplanowałyśmy Tykocin i w drodze powrotnej Choroszcz. Z sercem na ramieniu sprawdziłam na trasę i stwierdziłam, że i tak będę jechać na czuja, więc: śniadanko, zbieranie się, samochodzik i fruuuuuuuuuuuuuu - pojechały. I właściwie bez większych perypetii dotarłyśmy do tego miasteczka, które chlubi się piękną historią. Informacji w necie o Tykocinie dostatek, na przykład TUTAJ, nie ma co przepisywać. Na zdjęcia można popatrzeć. A przede wszystkim - odwiedzić osobiście Podlasie.

Widok od strony kościoła p.w. Świętej Trójcy na plac z pomnikiem Stefana Czarnieckiego i niewysoką zabudowę.

Tykocińska synagoga, pełniła swoją rolę od 1642 (sic!) do 1941 r.

I zabudowania w okolicy synagogi.

Piękne, ciepłe wnętrze pełne słońca wpadającego przez duże okna - na środku - bima.

Wspomnienie rzeczywistości, której już nie ma. 

Aron ha-kodesz - ołtarzowa szafa na zwoje Tory.

W budynku synagogi obecnie mieści się muzeum.

Dorota pod wielkim wrażeniem.

Chanukowe świeczniki.

I niespodzianka... Kubuś Puchatek tutaj?!!

Bywa i tak. :)
 Dzieci...

Wejście dla kobiet i dzieci.

W którym domku chcielibyście mieszkać?

Na jednym końcu kościół, na drugim - synagoga.

A przed synagogą się pracuje...

Obok, w dawnym domu talmudycznym, galeria malarstwa Z. Bujnowskiego, ekspozycja poświęcona życiu i działalności Zygmunta Glogera oraz kolekcja wyposażenia dawnej apteki w małym miasteczku.

Z dawnego domu talmudycznego wędrujemy na obiad...

...do restauracji w jego piwnicach o wdzięcznej nazwie:

A po konsumpcji smakowitych dań kuchni żydowskiej jedziemy dalej.

Kościół parafialny pod wezwaniem Świętej Trójcy w Tykocinie oraz zespół klasztorny pomisjonarski został wzniesiony z fundacji hetmana Jana Klemensa Branickiego.

 Elewacja frontowa w rodzaju fasady parawanowej.

 I główny ołtarz - kościół przygotowany do ślubu.

Z Tykocina "wstąpił do piekieł, po drodze mu było" - zajeżdżamy do Choroszczy, gdzie trwa Jarmark Dominikański. Tłumy.

Jednakże po Kubusiu Puchatku w synagodze, wszędzie widzę balony...

Różnorodne...

Bardzo różnorodne...

W Tykocinie witał nas, a w Choroszczy żegna Puchatek. Lecimy do domku, na czuja znowu, trafiamy.