czwartek, 30 września 2010

I przypadkowe "a'propos" tekstu poniżej...

PRZEMIANY
Józef Czechowicz

Żyjesz i jesteś meteorem
lata całe tętni ciepła krew
rytmy wystukuje maleńki w piersiach motorek
od mózgu biegnie do ręki drucik nie nerw

Jak na mechanizm przystało
myśli masz ryte z metalu
krążą po dziwnych kółkach (nigdy nie wyjdą z tych kółek)
jesteś system mechanicznie doskonały
i nagle się coś zepsuło

Oto płaczesz
po kątach trudno znaleźć przeszły tydzień
linie proste falują - zamiast kwadratów romby
w każdym głosie słychać w całym bezwstydzie
Ostatecznego Dnia trąby

Otworzyły się oczy niebieskie
widzą razem witrynę sklepową i Sąd
przenika się nawzajem tłum - archanioły i ludzie
chmurne morze faluje przez ląd
ulicami skroś tramwaje w poprzek
suną mgliste rydwany
pod mostami różowe błyskawice choć grudzień

Otworzyły się oczy niebieskie
widzisz siebie - marynarza w Azji
a zarazem 3-letniego 5-letniego chłopca
na warszawskim podwórku
i siebie przed maturą w gimnazjum
namnożyło się tych postaci stoją ogromnym tłumem
a wszystko to ty
nie możesz tego objąć szlifowanym w żelazie rozumem

Myśli proste falują światy zaćmiewa wichura
gdzie wiatr dmie - gasną latarnie
trąba w ciemności ponura
i wołasz
WŁADYKO PRZYGARNIJ

Otóż i jesteś umarły
w mechanizmie poruszają się kółka ale nie te
przez zepsucie się małej sprężynki
spadłeś piękny meteorze na zupełnie inną planetę

I znowu o życiu

Jakie to jednak życie bywa dziwne - no może niezbyt to odkrywcze słowa, ale jakie prawdziwe. Szukając czego innego, wyciągnęłam notatki z dawnych lat i otworzyłam zeszyt z zapiskami z moich nastoletnich czasów. I taki żal mi się zrobił, kiedy czytałam, co ta dziewczynka myślała, o czym marzyła, co pisała... Nie, nie zamieszczę tu fragmentów. Zbyt cenne są. Gdybym mogła, pogłaskałabym tamtą siebie. :)

poniedziałek, 27 września 2010

Madame Butterfly

Nie ukrywam, że z wielką ciekawością jechałam w ostatnią sobotę do Warszawy. Zachciało się nam... do opery. Oglądałam różne spektakle, ale tak się złożyło, ze jeżeli chodzi o spektakle muzyczne, to opera była mi zupełnie obca. Spodoba się? Nie spodoba? Wynudzę się jak mops? Będę przeżywać? No i przekonałam się.... przepadło. Czy sprawiła to rzewna historia nieszczęsnej dziewczyny, czy zachwycająca, czysta scenografia, czy po prostu ten śpiew, a może wszystko razem, że wróciłam zachwycona.

Libretto z pewnością nie jest bardzo skomplikowane. Amerykanin, Pinkerton, podczas pobytu w Japonii bierze za żonę młodą śliczną dziewczynę - tytułową Madame Butterfly - nie traktując tego zbyt poważnie. Wkrótce wyjeżdża i zapomina o zobowiązaniach. Jego małżonka jednak odrzuca innych konkurentów, kocha i czeka. Wychowuje synka licząc, że mąż wkrótce wróci. Po trzech latach ukochany powraca... z nową żoną i tylko po to, żeby zabrać dziecko. Butterfly popełnia rytualne samobójstwo.

Kilka informacji zaczerpniętych z programu:

MADAME BUTTERFLY, Giacomo Puccini

Tragedia japońska w trzech aktach
Libretto: Giuseppe Giacosa i Luigi Illica
Prapremiera: Regio Teatro alla Scala, Mediolan, 17 lutego 1904
Premiera polska: Teatr Wielki, Warszawa, 3 grudnia 1908
Premiera obecnej inscenizacji: 29 maja 1999


Dyrygent: Tadeusz Kozłowski
Reżyseria: Mariusz Treliński
Scenografia: Boris Kudlička
Kostiumy: Magdalena Tesławska, Paweł Grabarczyk
Ruch sceniczny: Emil Wesołowski
Przygotowanie chóru: Bogdan Gola
Światła: Stanisław Zięba
Soliści, Chór i Orkiestra Opery Narodowej

Obsada:
Madame Butterfly - Hiromi Omura
Suzuki - Małgorzata Pańko
Kate - Magdalena Idzik
Pinkerton - Sergey Semishkur
Konsul - Artur Ruciński
Goro - Krzysztof Szmyt
Yamadori - Tomasz Piluchowski
Bonza - Mieczysław Milun
Komisarz - Jacek Kostoń

Więcej informacji na stronie Teatru Wielkiego

I zdjęcie - scena przybycia panny młodej.

sobota, 25 września 2010

Świecić. Czyli o życiu.

Częścią wczorajszej rozmowy telefonicznej były rozważania o świeceniu. Jako że język polski ma wyjątkowy urok i bogactwo, pozwolę sobie zaprezentować Państwu niektóre elementy tegoż dialogu.

Można świecić:
- przykładem (najchlubniej),
- gołym tyłkiem (za przeproszeniem),
- na gadu (świecić i wisieć),
- pustką w kieszeni (nie polecam),
- odbitym blaskiem (tu księżyc przykładem),
- oczami (za kogoś),
- tyłkiem w ogóle (jak świetliki).

No i cóż, na więcej zabrakło nam fantazji... ;)

Lista dzięki łaskawym komentatorom została nieco uzupełniona, a mianowicie można jeszcze:
- świecić łysiną,
- świecić się mogą spodnie (na przykład na tyłku),
- tudzież świecić pustkami mogą półki sklepowe,
- oraz (tylko że trzeba być Nie-Byle-Kim) świecić można nad czyjąś duszą.

Kto da więcej? ;)

środa, 22 września 2010

Mam nadzieję, że będzie mi to wybaczone...

Zauroczona wciąż tym wierszem, wklejam go tu, żeby mieć "u siebie".

sidła

Joanna Lewandowska


szczygły trznadle bekasy gąsiorki dzierzby kszyki
wszystkie nasze brzuchate głoski dźwięki litery
łowione w sieć neuronów w potrzask giętkiego języka
chwytane po dwie za ogon

i w gorączkowych uchwytach zmuszane do treli i beczeń
do piania na oślep do rana w klatce z kościanych żeberek
zbierane niczym hosanna i darte w niebo na papier
darte jak ostrze w perzynę

zlewane jak rzeka w atrament w ścianę
rzucane jak grochem o puszkę czaszki oparte
chowane pieczołowicie pod wiekiem
w drewnianej skrzynce

poniedziałek, 20 września 2010

Fejsbuk 2

No cóż... zwabiona przeróżnymi korzyściami dałam się skusić... Znaczy zarejestrowałam się na fejsbuku. I trwam w szoku nieustannym. Naprawdę są tam WSZYSCY.
:)

niedziela, 19 września 2010

Lubię stare perony

Lubię stare perony, szary marmur asfaltu
poprzecinanego żyłkami zieleni, tory
zarośnięte dżunglą roślin, których nazwy
zostawiają gorzki smak na języku. Natura

odbiera zrabowane tereny znacząc miejsca podwójnie
- życiem i rozkładem. Te ciche stacyjki z tłumem cieni,
odbić podróżnych, wystarczy tylko odpowiednio umieć

mrużyć oczy: oto rzędy sukien, płaszcze, oddziały pantofli,
trzewików, sandałów - maszerują małe wojska codzienności.
Widać, jak czekają albo jak się śpieszą, nudzą, ostrożnie
odwijają podróżne kanapki jakby odkrywali

inną stronę życia. Lubię stare perony,
dowód niepodważalny na stałą przemijalność
świata i człowieka.

Carramba!

Delikatne wspomnienie z weekendowych zajęć. Ponoć jestem nie do poznania... ;)

piątek, 17 września 2010

W drogę!

Przede mną weekend w Warszawie - podyplomóweczka. Ale droga do stolicy i z powrotem to nieco czasu i okazja, żeby poczytać (lub wyspać się ;)). Jak zwykle wrzucam do torby coś do czytania. Dziś jest to tomik Macieja Roberta "Puste pola" oraz wspomnienia Ireny Jurgielewiczowej "Byłam, byliśmy". Tomik Macieja Roberta, bo mam niedosyt czytania jego tekstów, na wiersze rzuciłam zaledwie okiem, a mam przekonanie, że warte są solidnej lektury. Jurgielewiczowa, ponieważ... w klasie VI lekturą jest "Ten obcy", a ja lubię wiedzieć coś więcej o autorze omawianej książki. Sama jestem ciekawa, która pozycja zostanie przeczytana pierwsza. Do zobaczenia w niedzielę wieczorem, o ile nie będę za martwa na życie blogowe.  ; )

wtorek, 7 września 2010

Najlepsze kino dla kobiet

Babcia Genowefa była wyjątkowa - oglądała
westerny i wojenne filmy. To kino specjalnie
dla kobiet - mawiała - grają w nim najlepsi

faceci. Zresztą, jeżeli chodzi o mężczyzn,
miała swoje zdanie. Co to za facet - tłumaczyła
- jeżeli od czasu do czasu nie śmierdzi
wódką i papierosami? Silna i dzielna,

przeżyła Niemców, przeżyła Ruskich,
przeżyła wywózkę dziadka do Katynia.
Twarda kobieta - miękko opowiada Piotr

o babci Gieni.

Macierzanka















Umieszczona tu na życzenie pewnego Pana. Zdjęcie zrobione w czasie ubiegłych wakacji na zacnej ziemi warmińskiej, w drodze nad jezioro (cudna droga i jeszcze cudniejsze jezioro). Przypomniałam, że je mam, na szczęście, albowiem nie wiem czy jeszcze macierzankę kwitnącą zdybałabym gdziekolwiek o tej porze roku. Jeżeli chodzi o nawłoć, to owszem, owszem, widziałam ją w kilku miejscach i w stosownej chwili udam się na polowanie z aparatem. :)

poniedziałek, 6 września 2010

Mężczyzna buduje dom

Z dedykacją wszystkim budującym, którym brakuje cierpliwości. ;)

Dlaczego mężczyzna musi zbudować dom? Może chodzi
o cierpliwość? Kobieta nosi dziecko, daje czas, uczy się

jak nie być dla siebie. Ojciec szykuje kołyskę - czyści drewno,
wygina bieguny, wszystko dla syna. Albo inaczej: studiuje

kształty jętek, krokwi i dachówek, wybiera między karpiówką
a falistą. Czeka na kolejny strop, a jeszcze wcześniej kopie

fundamenty. Fundamenty i bieguny - wszystko w słowach,
fundamenty i bieguny - wszystko w działaniu. Od pokoleń

w krwi, w męskości, w konieczności trzymania korzeni,
wszystko w konieczności.

niedziela, 5 września 2010

Wrotycz

No i proszę - Hanna skarżyła się, że wrotycz za szybko przekwitł, naznaczony upałami. Łąki wrotyczowe pokryły rdzawe łodygi:















Ale po suchych sierpniowych dniach przyszły deszcze i wrotycz zakwitł jeszcze raz, oto dowód:















No i kto by się spodziewał, że jeszcze tego lata żółte kwiaty wrotycza można będzie znaleźć przy drogach? Zdjęcia zrobiłam w czasie spaceru do rodziców - wprawdzie jakościowo są może nienadzwyczajne, ale kwitnący wrotycz jest? Jest! :)

No i och! Nie mogę, po prostu nie mogę nie przytoczyć kilku zdań z Wikipedii:

Liście:
Duże, pierzastosieczne, dolne pierzastowcinane, górne wcinanopiłkowane, skrętoległe.

Kwiaty:
Baldachokształtny (podbaldach), składający się ze spłaszczonych koszyczków, w których znajdują się brzeżne kwiaty wyłącznie żeńskie, pomarańczowożółte, rurkowe jednostronnie ścięte, wewnętrzne, rurkowate, obupłciowe, nieco jaśniejsze. Kielich w postaci błoniastego rąbka.

Owoc:

Pięciożeberkowa niełupka.