środa, 30 czerwca 2010

Muzeum Teatralne

Setki drzwi, framug, korytarzy. Idziemy. W objęcia nas biorą
marmury jak z grobowców, chłód ścian i posadzek. Półmrok,

półmrok, półmrok. I zza kryształowych girland rozproszone
wspomnienia światła. Świata. Dzień dobry, panie Bogusławski,
jak się masz, Osterwo - szepczesz, że słyszysz głosy, łatwo

uwierzyć w szaleństwo, które staje się prawdą. Ciii, może
po tych schodach spłynie Modrzejewska. Stuknie obcas,
odwrócimy się, ale już odejdzie. Albo nie! Oto nowy świat

i goście z nierzeczywistości: tu Oberon obmyśla zemstę
na Tytanii, a tam Hekate i siostry rządzące losem, wiedźmy,
czekają już na wrzosowiskach. Ktoś ty? - odpowiedzi

domaga się duński królewicz i płynąć w żyłach zaczyna
czysta zemsta. Świat powołany, świat zapomniany:
afisze i programy, starodruki, plakaty. Dekoracje,

kostiumy, projekty i makiety - wszystko czeka na cud
wskrzeszenia, jak zmarli na dzień sądu. Drżymy, łapie
nas chłód wilgotnymi rękoma zapomnianych zakamarków;

biegniemy. Gonią nas nasze własne kroki. Wreszcie
wyjście: ulica Moliera, czerwiec, życie, słońce.

czwartek, 24 czerwca 2010

O wszystkim, co się teraz dzieje, milczę

O wszystkim, co się teraz dzieje, milczę. Jakaś
mgła, dym chwyta za gardło, kiedy rodzą się słowa.
Sowa ciszy świdruje błyskającym okiem, mowa
gaśnie, zduszona, zanim zacznie mówić. O wszystkim,

co się teraz dzieje, milczę. O bliskich, których los łapie
w swoje tłuste pułapki, o miłości, której nazywać nie można,
bo zużyła już wszystkie głoski i litery. I nawet ostrożnie
lepiej o niej milczeć, kiedy raz kolejny kwiaty jarzębiny

zwijają się za szybko w niedojrzały owoc. Milczę o czasie,
który patrzy uważnie, jakby chciał jakiś sekret mi przekazać,
ostrzec przed dniami, które przyśpieszają, przed tym, co naraża
nas na dystans. Także i o tym milczę, czego nie ma, bo po co

tracić język na pustkę i zamiar.

wtorek, 22 czerwca 2010

Nie znacie dnia ani godziny... ;)

Nie umiemy przewidywać najistotniejszego.
Każdy z nas zaznał w życiu największych radości wtedy,
kiedy nic ich nie zapowiadało.

A. de Saint-Exupery

:)

środa, 16 czerwca 2010

Nijakości - wróć!

Kiedy przychodzi czas, że wszystko się sypie, a różne nieszczęścia czyhają tuż za progiem i napadają, jak tylko się ten próg przekroczy, wówczas człeczyna zaczyna kląć siebie samego. Za co? A za narzekanie, kiedy było spokojnie i nijak. I ta umęczona człeczyna zaczyna błagać: nijakości - wróć. I zaczyna doceniać, co to znaczy, kiedy wszystko idzie w miarę spokojnie swoim torem. I chciałoby się, żeby to wszystko wróciło. Niech znów się żyje bez wielkiego "dziania się".

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Czas

Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem:
Jest czas rodzenia i czas umierania,
czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono,
czas zabijania i czas leczenia,
czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu,
czas zawodzenia i czas pląsów,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania,
czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich,
czas szukania i czas tracenia,
czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania,
czas milczenia i czas mówienia,
czas miłowania i czas nienawiści,
czas wojny i czas pokoju.

Koh 3.1-8

poniedziałek, 7 czerwca 2010

sobota, 5 czerwca 2010

Tam, gdzie diabły mieszkają...

Jo na nielotce zamieściła notkę o diabłach w nawiązaniu do "Żywotów diabłów polskich" Witolda Bunikiewicza, a właściwie do jednego z nich, przesympatycznego Hejdasza (czyż nie wygląda słodko na ilustracji?). Ja skupiłam się najpierw na mapie diabłów regionalnych, po czym stwierdziłam, wyciągając wnioski: im więcej ludzi, tym więcej diabłów. Coś w tym jest... ;)

piątek, 4 czerwca 2010

Małe rzeczy - piwonie

Mam słabość szczególną do tych kwiatów, może dlatego, że kojarzą mi się z czasem dzieciństwa i dojrzewania. Czerwiec zawsze pachniał piwoniami. Peonie można, a właściwie nawet trzeba, ścinać w pąkach, wtedy odrobinę dłużej stoją w wazonie. Wstawione do wody w pełnym rozkwicie, już następnego dnia gubią płatki. Dlatego wczoraj w ogrodzie u rodziców ścięłam gałązki z pąkami, a już dziś rozkwitnięte - pachną.














Przypomniała mi się jedna z moich pierwszych próbek poetyckich. Wyszperałam ją w odmętach zapisków. Brzmiała tak (nie śmiejcie się... głośno ;)):

***
 
jestem białą peonią
z zielonym sercem niepokoju
w cieple słowa
rozkwitam zaufaniem

gdy wieje wiatr niezrozumienia
umieram

wtorek, 1 czerwca 2010

Pisze się, pisze...

Zabieram "Honoratę", żeby nad nią popracować. Zamieściłabym moje najnowsze opowiadanie, o miłości (sic!), ale Jo z jednego fragmentu tak się śmieje, że muszę go zmienić, inaczej umrze ze śmiechu i będę miała ją na sumieniu (Jo, zabraniam Ci cytować tutaj fragmenty! :P). Rozkręcam się także z "Miasteczkiem", ale proza wymaga czasu, oj wymaga...