sobota, 20 marca 2021

Czy wyobrażałeś sobie śmierć?

 – Czy wyobrażałeś sobie swoją śmierć? – dzień był słoneczny tak bardzo, jak tylko może być słoneczny lipcowy dzień nad jeziorem, gdy od upału ratuje tylko możliwość zanurzenia się w wodzie. Małgorzata zadała pytanie przyglądając się pod słońce swoim dłoniom. Wydawało się, że jeżeli światło zwiększy natężenie, zobaczy wnętrze ciała – żyły, ścięgna, delikatne kostki palców.

– Co takiego? – senny głos obok zabrzmiał leniwie. Marcin, wyciągnięty na pomoście, przysypiał po przepłynięciu jeziora, przyjemnie zmęczony.

– Pytam, czy wyobrażałeś sobie śmierć?

– Ale że jak wygląda? Że z kosą, w przezroczystej sukni na kościach?

– Swoją! Swoją śmierć! – dziewczyna usiadła nagle. – Czy ty mnie słuchasz?

– Przecież widzisz, że śpię – chłopak przeciągnął się i poprawił ręcznik pod głową. Czerwono-niebieska krata koca przesunęła się na pomoście. – Jezioro trochę dało mi w kość dzisiaj, dawno tyle nie pływałem.

– No to co z tą śmiercią? Wyobrażałeś sobie?

– Doświadczyłem.

– Jak to doświadczyłeś? – Małgosia wpatrywała się w leżącego mężczyznę, który spojrzał na dziewczynę osłaniając ręką oczy od słońca.

– To było trzy lata temu, nie znaliśmy się jeszcze, nad jezioro jeździłem z kumplami z klasy. I po maturze zaplanowaliśmy weekend świętowania. Wynajęliśmy domek, żadnych dziewczyn – mówiliśmy – męskie świętowanie. Czerwiec był gorący, wylegiwaliśmy się nad wodą, graliśmy w karty, piliśmy piwo. Nie pilnowaliśmy języka, niewybrednie komentowaliśmy plażowiczów, ot banda rozwydrzonych gówniarzy, którzy myślą, że nikt im nic nie może zrobić. Pływanie nocą wymyślił Błażej. Zawody – Marcin także usiadł. – Kto pierwszy opłynie wyspę. Nie, nie byliśmy pijani, ot – kilka butelek na łebka w ciągu całego wieczoru. Zachowywaliśmy się jak rozdokazywane psiaki, pobiegliśmy nad tę wodę i każdy starał się być pierwszy. Nie, nic się nikomu nie stało – chłopak zauważył przestrach w oczach dziewczyny – ale nigdy nie zapomnę tych zawodów. Zawsze pływałem nieźle, na basen zapisał mnie ojciec jeszcze w przedszkolu, co roku w wakacje jezioro, więc zawody nocą – rewelacja.

Przez chwilę oboje milczeli, Małgorzata spojrzała uważnie, jakby pytała, co dalej?

– Szybko wyprzedziłem pozostałych, opłynąłem wyspę, chłopcy zostali z tyłu. I wtedy poczułem to. Jak gdyby wpełzło coś we mnie, wniknęło z czarnej wody, wodorosty zaczęły muskać łydki, poczułem skurcz i spanikowałem. Miałem wrażenie, że coś wciąga mnie do wody, znalazłem się w czarnej misie jeziora – bezwolny, bezwładny. To było kilka, kilkanaście może sekund, ale widziałem siebie – jakby z zewnątrz, jakby ze środka – jak opadam na dno, jak wodorosty związują mi nogi, krępują ręce, jak leżę nieruchomy i powoli przerasta mnie trzcina. Nie wiedziałem, co robić, w głowie miałem pustkę, jakbym zapomniał o wszystkich radach instruktorów. Czerń i cisza. Opadanie… – Marcin wstał, zrobił parę kroków, odwrócił się w stronę jeziora. Małgosia przerażona patrzyła na odcinającą się od błękitu wody i nieba postać. Zerwała się nagle, podbiegła i przytuliła się do pleców chłopaka mocno obejmując go w pasie. Stali tak przez moment. Wreszcie Marcin odwrócił się i gładził zmierzwione włosy dziewczyny.

– No już, już, przecież to tylko opowieść. Nic się nie stało. Usłyszałem zaniepokojone wołanie Błażeja, kilka ruchów i już leżałem na plecach, sięgałem do łydki, naciągałem mięsień i zanim dogonili mnie kumple, wychodziłem na brzeg. Owszem, sponiewierany, owszem, przestraszony, ale cały i żywy. Nawet nie opowiedziałem o tym momencie szaleństwa chłopakom. Po co? Jeszcze wyśmieliby mnie. Ale od tamtej pory nigdy nie wchodzę do wody nocą. Tak wygląda moja śmierć – czarna, mokra i niema.

CDN