czwartek, 30 czerwca 2011

Hanna we Frazie :)

Rano do pracy - prysznic, kanapka, klucze... Wychodzę. Naciskam klamkę i słyszę, że z drugiej strony coś upadło. Uchylam ostrożnie drzwi... Szara koperta z książką! Nadawca - Fraza! Ach! Zamykam mieszkanko i w drodze rozdzieram opakowanie. Na światło dzienne wyciągam nowiutkie pismo. A w nim - mnóstwo do czytania, jak to zwykle we Frazie. W Portretach - Olgerd Dziechciarz, o którego najnowszym tomiku pisałam TUTAJ i Alicja Baluch, z pewnością sięgnę po jej echobajki ze względu na moje teatralne poszukiwania scenariuszy. Dalej cały dział poświęcony Michałowi Fostowiczowi. A w Nieznanych Miejscach Zamieszkania (Literatury) min. Ewa Włodarska-Lorek i Janusz Radwański, na którego tomik czekam, ale przede wszystkim - Hanna, wydrukowana. Niedługo pojawi się w książce, ale póki co, rzeszowskie pismo zamieściło wiersze laureatów Konkursu im. Ratonia. Oprócz moich tekstów - poezja Patryka Czarkowskiego (II nagroda) i Kasi Zając (III). Jednak w najcudowniejszy nastrój wprawia mnie słowo p. Janusza Pasterskiego "Notatnik otwarty: Harmonia i rozedrganie" - słowo o wierszach laureatów z Olkusza, a szczególnie słowo o Hannie. Z przyjemnością skanuję stronę i zamieszczam ją tutaj:


FRAZA, nr 1 (71) 2011

piątek, 24 czerwca 2011

Sonia w sZAFie

W najnowszym, 39 numerze kwartalnika literacko-artystycznego sZAFa można znaleźć słowo o Soni autorstwa Teresy Rudowicz. :)

Link: Teresa Radziewicz, Sonia

Zapraszam do lektury.

Poza tym w owej sZAFie różne inne interesujące rzeczy: poezja min. Izy Fietkiewicz-Paszek, Madzi Gałkowskiej,  Karola Graczyka, Krzyśka Kleszcza, Marka Radeckiego, Kuby Sajkowskiego, proza np. Małgosi Południak, a w części poświęconej Miłoszowi, również między innymi, słowo Zbigniewa Fałtynowicza. W sobotę podczas Seminarium Poetyckiego "Obecność" w Białymstoku miałam przyjemność wysłuchać gawędy o Miłoszu p. Zbyszka połączonej z prezentacją zdjęć, dlatego na pewno chętnie zaraz poczytam, co tam w sZAFie piszczy. Poza tym - wywiady i relacje ze spotkań (z mojego w Miłosławiu!). Tylko czytać, więc link podrzucam: sZAFa.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Głupcy

                             
                             ze snów niewysłuchanych garncarz
                             ulepi pole wypełnione srebrem.
 
                             tam zostaniemy

                                             Paweł Podlipniak



Tego wieczoru deszcz przyniósł ze sobą
woń ryb, jakby do brzegu dopłynął kuter
wypełniony połowem. Niemożliwe
stało się możliwe, setki kilometrów
przestały istnieć - Bałtyk tuż obok

otwierał już paszczę. Piasek chrzęścił
w zębach, a przypływ uderzał w okna
natarczywie żądając światła, światła!
Tego wieczoru, zanim jeszcze władzę
objęły sny niewysłuchane, drżał wiatr,

zgrzytały szczęki drzew wyświstując
ściśnięte słowa. Świst, zgrzyt, jęki.
Tylko świst zgrzyt i jęki. Po połowie
perlił się, srebrzył rano
szron na polu.

Zachód słońca w Reteskowie bis ;)






piątek, 17 czerwca 2011

Moje wiersze w gościnie

Artpub kultura zaprosił mnie w swoje progi, oto tutaj:

TRZY WIERSZE I SŁOWO O NICH

wtorek, 14 czerwca 2011

Wiersz gościnny: Wiesław Szymański, Zakonnica bez wariata albo pejzaż z zakonnicą

w kwadracie wolności
wyznaczonej ramą
okna – pod flagą stolika
czajnika i kawy za dziesięć
pięćdziesiąt – filiżanka zagrała w dłoniach
dźwiękiem
lęku – zakonnica
na spacerze – zagubiona pośród wieżowców asfaltu
i dwupasmówki plamka czerni
w oceanie zieleni – nigdy
jej tu nie było – fatamorgana o ósmej trzydzieści
pięć w tej części świata – może
lepiej od razu skierowanie do
dlaczego czuję się jak Ferdynand Magellan? /pytajnik,
koniecznie pytajnik/

randka w ciemno
z Jezusem
trzysta metrów stąd skończył właśnie zajęcia
z trzecim rokiem opiekuńczej – a może
ktoś
zupełnie o niej zapomniał? /pytajnik,
tak, koniecznie/

umówił się w innym miejscu
w inny czas – a
ona – plamka czerni
w oceanie zieleni między wieżowcami i dwupasmówką –
pomyliła tysiąclecia
stulecia
przystanki
a może dni – albo wieczności
i biega teraz od prawa
do lewa – w ramę okna – z wymiaru
w wymiar –
przy stoliku z czajnikiem – wpisana
niczym
ptak – czarny zwiastun
wieczności
z milczącym carpe diem

przy porannej – jeszcze
nie zalanej – rozpuszczalnej
za dziesięć pięćdziesiąt – jak to
wszystko
kawie

poniedziałek, 13 czerwca 2011

niedziela, 12 czerwca 2011

Notatki na marginesach wierszy - "Mniej niż zło" Olgerda Dziechciarza

Lubię czytać wiersze z ołówkiem w ręku, zakreślać wyjątkowe dla mnie frazy, spisywać spostrzeżenia obok tekstów. Któregoś razu przepisałam te notatki i w ten sposób powstało coś w rodzaju recenzji, którą zamieściłam na blogu. Mam wciąż jeszcze kilka tomików, w których czekają moje ołówkowe zapiski. Jeden z nich to właśnie "Mniej niż zło" Olgerda Dziechciarza.

Dwie rzeczy zwróciły moją uwagę na samym początku. Pierwsza to odmienność tych wierszy. Jest w nich coś osobnego - może to, że się nie mizdrzą, nie ubierają się ładnie, są takie bez makijażu - używając kobiecych skojarzeń. Druga rzecz natomiast, to kategorie moralne, o które książka pyta, o których opowiada.

Na pierwszej stronie zapisałam: Mniej niż zło - czyli ile? Co oznacza tytuł? Nawiązuje do  "mniejszego zła"? Mniej niż zło - to lepiej czy gorzej? Czy w ogóle w tych kategoriach na ów tytuł należy patrzeć? Otworzyłam więc książkę na... spisie treści. Dwie części: "Z myślenia" - 30 wierszy i  "Sen(s)tencje (z lat 2005-2009)" - zbiór krótkich myśli, spostrzeżeń, krótkich notek, pojedynczych metafor. Przejrzałam tytuły wierszy...

Już w tytułach znalazłam potwierdzenie swojej tezy. Wśród pierwszych wierszy: "Grzech pierworodny", a wśród ostatnich: "Zdrada", "Żal", "Confessio". Czytam kolejne teksty i odbieram je jak rozmowę dojrzałego człowieka na temat życia, naszego tutaj i teraz, na temat naszych wyborów, dobra i zła, na temat śmierci. To co w istnieniu najważniejsze, pojawia się ujęte w proste słowa, bardziej pytania niż stwierdzenia, bardziej spostrzeżenia niż prawdy objawione.

Wiersz pierwszy: "Skaczemy" - potknęłam się na nim od razu, wybił mnie swoimi wątpliwościami z kolein myślenia. Mówił: myślisz, że to twoja decyzja, że jesteś tu, gdzie jesteś? Jeśli tak uważasz, jesteś w błędzie, twoja obecność to tylko gra, jaką prowadzi z człowiekiem rzeczywistość. To nie my skaczemy, nie nasza wola tu działa. Jesteśmy... odbijani... To poczucie niemocy wraca w kolejnych wierszach: 

na awersie jest twarz
mądra i łagodna
na rewersie nienawiść
pogarda i obrzydzenie

rzuć monetą ofiaro obu stron

/Władza/

W jednym ze środkowych tekstów odnajduję tytułowe "mniejsze zło":

zważyła w jednej ręce
i w drugiej

to chyba było tyle
ile trzeba

mniejsze zło
oddzielone od większego

/Oddzielenie/

Pojawia się w wierszach konieczność wyborów, także tych (a może - szczególnie tych) najtrudniejszych, gdy nie ma dobrej decyzji, gdy każda decyzja niesie ze sobą zło - mamy jedynie wybór między mniejszym a większym złem.

W dalszej części czytam wiersze - historie, wiersze - przypowieści. Pierwsza warstwa, to opowieść: o Cieluchu który ukradł Moneta z muzeum w Poznaniu, o milicjancie Marianie Dybaku, pojawia się Dustin Hoffman, który "ma duży problem z wyborem/ odpowiedniego jogurtu dla siebie" i paparazzi, który "przyczaił się jak wesz w gaciach/ i czekał i czekał i czekał// aż zdybał małego wielkiego człowieka/ na gorącym braku uczynku".

Czytając tomik Olgerda mam wciąż w głowie słowo "wybór" i odczucie, że chociaż wybieramy i musimy wybierać, to te wybory są tak trudne. W "Zwyrodnieniu plamki żółtej" czytam narzekanie, że "nic już nie jest proste", a świat po najmniejszym błędzie "pcha się we własne ramiona". Wiersze o wybieraniu - tak mówiłabym o książce "Mniej niż zło" - uwierają bardziej, kiedy ten wybór jest szczególnie egoistyczny. Takie - szczególnie trudne - są wiersze ostatnie. Coraz wyraziściej prezentują złe wybory:

zaproszenie zostało przyjęte
smokingi szwedzki stół stado hostess

i woda mnóstwo wody

zdrady nikt nie zauważył
zdrada nic nie waży

/Zdrada/

Tuż za "Zdradą" mamy "Żal":

włosy będą rosły
paznokcie będą rosły
będziemy rośli w nieskończoność

i nikt nie będzie nas podziwiać

/Żal/

Obok wiersza zapisałam: Wiersz o śmierci? Wiersz o pysze?

Ostatni tytuł to "Confessio" - wyznanie, przyznanie się, spowiedź. A w wierszu więcej pytań niż odpowiedzi:

ciepło we mnie skąd się bierze?
czy przestrzeń którą zajmuję
to moje miejsce?

wracam do siebie?
gdzie w rezultacie nie będę?

/Confessio/

Te ostatnie tytuły brzmią jak wyjęte z warunków sakramentu pokuty: najpierw mieliśmy swego rodzaju rachunek sumienia, był żal, teraz pojawia się spowiedź.  Gdzie jest zadośćuczynienie? Poeta przymusza do szukania odpowiedzi na pytania, które zadaje, a także na te, których nie zadał, a które zadajemy sobie sami.

Lubię czytać wiersze z ołówkiem w ręku, a po jakimś czasie wracać do wierszy i notatek.

sobota, 11 czerwca 2011

sen o aureliuszu

niekoniecznie marku
i niekoniecznie z głęboką filozofią
w tle
ot - o łapaniu - powiedzmy

aureliusz pojawia się
(nie wiadomo skąd

ta część może wyglądać
trochę jak spotkanie
księżniczki z wieży
oraz rycerza)
koniecznie na czarrrrrrrrrrnym
rumaku

na tym jednak
podobieństwa się kończą
ponieważ później

śni się
że ta znajomość musiała zaistnieć
ponieważ ich własności
pasują do siebie

tak jak figury przystające
wszystkie miary są
tylko się przykładać

niedziela, 5 czerwca 2011

Sommer w Białymstoku

Właściwie w przypadku tego poety
który kocha detale codzienności
okoliczności spotkania
szczególnie rysowały
surrealizm świata

Był ciepły czerwcowy wieczór
w knajpie Czerwony Fortepian
stał czerwony milczący fortepian

Ach cóż za przenośnia

Poeta czytał
przekrzykując
charakterystyczną chrypką
tłukące się szklanki
hałaśliwy młynek do kawy
syczący (wyjątkowo głośno) ekspres
koncert do piwa w knajpianym ogródku
i wreszcie procesję
przechodzącą pod oknami
ze śpiewem

Dobry reżyser
zrobiłby z tego momentu
niezłą scenę filmową

Można powiedzieć że rzeczywistość
wdzierała się w poezję
przerabiając na metafory
co tylko się dało

sobota, 4 czerwca 2011

Posłuchać Sommera w Białymstoku...

Przyglądam się wczorajszemu wieczorowi. I mam w głowie jakiś mętlik, tak niejednoznacznie mi się ten wieczór widzi. Wyjątkowy poeta zaproszony, w Czerwonym Fortepianie garść zainteresowanych, zdawało się - atmosfera wymarzona do słuchania Sommerowych wierszy. Pan Piotr zaangażowany, z poczuciem humoru, a dookoła rzeczywistość wciskająca się ze wszystkich stron - hałas tłukącego się szkła, młynek do kawy pracujący jak młockarnia, syczący ekspres - akustyka w knajpie rewelacyjna - wszystko było słychać idealnie, oprócz samego Autora. Dobrze, że miałam w ręku tomik, więc mogłam śledzić wiersze. Na zewnątrz dodatkowo w ogródku - koncert na żywo. Głośny. A jeszcze chwilę później - procesja śpiewająca różaniec. Ta cała otoczka, to życie wdzierające się - z jednej strony irytowały, a z drugiej - rozbawiły, myślę o tym i uśmiecham się, bo takie spotkanie to jedna wielka metafora. :)