środa, 24 kwietnia 2013
Ja u Madzi :)
Trzy samosiejkowe wiersze o znaczących tytułach: Kwiecień, Maj, Czerwiec (sama oryginalność, nieprawdaż?;)) w serii POEZJA KOBIECA na swoim blogu czyli TUTAJ zamieściła Magda Gałkowska.
poniedziałek, 22 kwietnia 2013
Przeprowadzki
Kwietniowe
południe przeprowadza spis
najstarszych
mieszkańców ulicy. Wróblowa
kuśtyka po
swoim podwórku, śmieci kopcą
w
miniaturowym ognisku. Wszyscy mówią:
Wróblowa,
chociaż naprawdę nazywa się
Orłowska,
ale jaki tam orzeł był z jej męża.
Kilka domów
dalej stara Chmielaczka
krząta się
wokół kamiennej groty
– Matkę
Boską ustawiał jeszcze Chmielak,
ale niedługo
cieszył się sąsiedztwem,
przyszedł
czas i na niego. Kto jeszcze
po tej zimie
zmienił miejsce pobytu?
I ogródek
Puchalskich – z roku na rok
mizerniejszy.
Powoli wszyscy szykują się
do
przeprowadzki. Wyobrażam sobie,
jak siądą
razem po niebieskiej stronie
i dobrodusznie
oplotkują tych,
którzy
jeszcze się ociągają.
sobota, 20 kwietnia 2013
Nie tutaj
Cmentarze rosną maleje liczba obrońców
ale obrona trwa i będzie trwała do końca
i jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden
on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania
on będzie Miasto
ale obrona trwa i będzie trwała do końca
i jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden
on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania
on będzie Miasto
Zbigniew Herbert, Raport z oblężonego Miasta
Więc to tyle, to wszystko?
Stało się? Runęły mury,
ocalały
tysiące. I tysiące, z węzełkami bezdomnych,
mimo
pozornego zwycięstwa, odchodzą. Wszystko
miesza się z
czasem, tak było, już wiele razy tak było
- szukaliśmy
nowych światów. Najpierw dylematy,
później
wybory, nowe samochody, wygodniejsze domy,
zielone
wyspy, ciepłe kraje, najszersze autostrady,
życie
dzielone między tam a tutaj. I z powrotem
- po drogach
wygnania. Oglądam świat
z lotu
ptaka: tutaj kipi, wody odchodzą,
odpływają
strumienie. O przyjaciele,
jak bardzo się
oddalamy, cóż zostanie
w nas, kiedy
nasze rzeczy pospolite
zostaną
zastąpione przez nowe
i cudowne tam?
środa, 17 kwietnia 2013
O tajemniczej koincydencji
Miłość Teresy i Tomasza w „Nieznośnej lekkości bytu” Milana Kundery. Miłość Tomasza do Teresy, dziwna miłość. I miłość Teresy do Tomasza, równie dziwna, chociaż dziwna zupełnie inaczej. Myślę: dziwna, a bardziej chciałabym powiedzieć: cierpieniodajna. Ale nie tylko, bo przecież będąca wszystkim dla tej pary. I to, w jaki sposób się spotkali. Sześć przypadków.
Kundera pisze: „Sądzimy, że nasza miłość jest tym, co musiało się zdarzyć, że bez niej nasze życie nie byłoby naszym życiem.”
W szpitalu w mieście Teresy zdarza się PRZYPADKIEM skomplikowana choroba mózgu, ma tam jechać ordynator Tomasza, który PRZYPADKIEM dostaje ataku rwy kulszowej i wysyła swego asystenta. W mieście Teresy jest pięć hoteli, PRZYPADKIEM Tomasz trafia do tego, w którym pracuje Teresa. PRZYPADKIEM ma trochę czasu przed odjazdem pociągu i zachodzi do restauracji. PRZYPADKIEM Teresa ma właśnie dyżur i PRZYPADKIEM właśnie podchodzi do stolika Tomasza. SZCZEŚĆ PRZYPADKÓW, które popychają Tomasza do Teresy.
Ile takich przypadków jest w powieściach? Bohaterka „Nieznośnej lekkości bytu” wspomina Annę Kareninę, która PRZYPADKIEM spotyka Wrońskiego na peronie, kiedy ktoś rzuca się pod pociąg. Na końcu powieści PRZYPADKIEM (?) taką śmierć wybiera Anna. Więc wszystko jest wymyślone przez pisarzy, te wszystkie zbiegi okoliczności. Przypadki. Czy jednak naprawdę? A czy przypadkiem (nomen omen) wszystkie owe zaskakujące zdarzenia nie mają swoich źródeł jednak w prawdziwym życiu?
Czy w życiu nie zdarza się, że ludzie, którzy w żadnym wypadku nie powinni być o tym samym czasie w tym samym miejscu jakimś cudem się spotykają pomimo wszelkich przeciwności. Nie wiadomo dlaczego zdarza się taka przedziwna koincydencja: zupełnie sobie obcy spotykają się, poznają, zakochują. Mniejsza o to czy na szczęście, czy na nieszczęście. Przypadki – one często przewrotnie rządzą naszymi historiami, dlatego muszą też rządzić fabułą powieści, inaczej - znów przewrotnie – owe powieści byłyby niewiarygodne.
Skończyłam pisać notkę i czym prędzej wybiegłam na balkon, żeby tradycyjnie sfotografować zachód słońca.
Skończyłam pisać notkę i czym prędzej wybiegłam na balkon, żeby tradycyjnie sfotografować zachód słońca.
sobota, 13 kwietnia 2013
piątek, 5 kwietnia 2013
Tu zaszła zmiana...
(mam nadzieję tylko, że nie na stałe)...
Long time ago... 30 kwietnia 2012 r.
Last invariably... 4 kwietnia 2013 r.
Long time ago... 30 kwietnia 2012 r.
Last invariably... 4 kwietnia 2013 r.
czwartek, 4 kwietnia 2013
Dwa pierwsze - Festiwal Kalejdoskop 2013
Mikołaj Mikołajczyk, Teraz jest czas
Rzecz niebywała - grono starszych pań i panów na scenie. Mikołaj Mikołajczyk, jeden z wybitnych solistów baletu Teatru Wielkiego w Poznaniu, który
przeżył na scenie tragiczny wypadek i u szczytu kariery musiał
przejść na rentę, współpracownik wybitnych reżyserów teatralnych, Mai Kleczewskiej i Krzysztofa Warlikowskiego z chórem emerytów "Wrzos" z Domu Kultury we wsi Zakrzewo. Zestawienie zaskakujące i taki też okazał się ten spektakl - niespektakl. Dlaczego niespektakl? Bo więcej w nim prawdy niż grania, a całość wzrusza, łzy w oczach momentami, momentami śmiech. Teraz jest czas - teraz żyjemy, teraz - czas na miłość, na śmiech, na czułość, na przyjaźń.
Polski Teatr Tańca, Wiosna – Effatha, Jesień – Nuembir
Ten spektakl jest oczywiście zupełnie inny. Piękne młode ciała, ruch, taniec, ekspresja niesamowita. Pierwsza część spokojniejsza z pięknym finałem, który nazwałam na własny użytek "samotność". Natomiast część druga... Tyle emocji, zwłaszcza w scenie walki wiosny/zimy - kobiety/mężczyzny. To budowanie napięcia aż po przerażenie. I cudowny finał w śmiechu i zabawie, złapanie oddechu przez ściśnięte gardło, prawdziwe katharsis.
wtorek, 2 kwietnia 2013
Cud, cud, cud!
A mianowicie: pierwszy raz coś wygrałam! Fakt, znalazłam się po prostu w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu. WOAK w Białymstoku ogłosił konkurs na podanie tytułu pierwszego spektaklu Festiwalu Kalejdoskop. Byłam druga i wygrałam... karnet na spektakle. Cudownie!
Plakat dołączam, ale cały program jest TUTAJ
Plakat dołączam, ale cały program jest TUTAJ
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Hu hu ha!
Świat staje na głowie, sami to doskonale widzicie. Wprawdzie procesja rezurekcyjna nie została zasypana śniegiem, ale to, co się zaczęło dziać gdzieś od południa przechodzi ludzkie pojęcie. Najpierw drobne, pojedyncze, potem coraz większe, gęściejsze i do wieczora zadymka śnieżna. Wychodzę z zamiarem powrotu do domu, a tam... najpierw trzeba było znaleźć, gdzie zostawiłam samochód! No okej, okej, trochę przesadziłam, ale 15 minut to moje autko musiałam odśnieżać. Drogi zasypane, ślisko, wróciłam do domu, a tam w TV... Kevin! Na ten widok dostałam ataku śmiechu. Kevin i śnieg! Śnieg i Kevin! To właśnie najnowszy aurowo-telewizyjny repertuar wielkanocny! Dziś jeszcze próbuję się śmiać z tych wszystkich obrazków, zdjęć bałwanów w kształcie zajączków (nowa świecka tradycja?) żartów typu:
Zima, opatulona para w śniegach idzie na spacer.
- Kochanie, pamiętasz tamtą naszą pierwszą wspólną wiosnę 20 lat temu? Te spacery wieczorami, nosiłaś taką śliczną sukienkę w kwiaty...
- Tak, tak, pamiętam, ale to było jeszcze przed ociepleniem klimatu...
Czyli jeszcze dziś próbuję się śmiać, ale jutro, jutro... Zimo, spróbuj tylko zatrzymać się dłużej, a oszaleję!
I jeszcze dodatek - nie, to zdjęcie nie zostało zrobione dzisiaj, ale gdybym zrobiła dziś, to miejsce wyglądałoby podobnie. Ale ludkowie drodzy! To zdjęcie z października - czyli sprzed PÓŁ ROKU!!!
Niedługo będziemy mówić jak na Syberii: U nas tolko dziesiat miesiacew zima, a tak wsio lieto i lieto!!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)