piątek, 31 grudnia 2021

Mój dziennik - wpis nr 13

 31 grudnia 2021 r.

Smutne przedpołudnie, pogrzeb Ojca mojej przyjaciółki, Beatki. I przypomnienie wiersza, który napisałam już dość dawno temu, a który wciąż aktualny...


Ojcowie odchodzą
 
Jest październik, na cmentarzu musi padać,
a ciśnienie mocno przyciska do ziemi. Pogrzeby
jesienią są trudniejsze niż zwykle – szepcze ktoś
za plecami. Coraz częściej stajemy razem w deszczu,
 
w śniegu, w słońcu – podkreślić stan aktualny
– zmienia się tylko pogoda. Sceneria taka sama:
droga i kwiaty, groby i ludzie, pochmurne
garnitury z garsonkami. Umieranie naszych ojców
 
przebiega regularnie, co kilka miesięcy
odchodzi następny. Jesteśmy wtedy obecni,
nieco niepotrzebni, rozsypani w słowach,
z których trudno się rozliczyć. Ojcowie
 
odchodzą, zostają jeszcze
czekające cierpliwie matki.

z tomu "rzeczy pospolite" 

czwartek, 30 grudnia 2021

Mój dziennik - wpis nr 12

 30 grudnia 2021 r.

Dziś mieliśmy akcję pod hasłem "straż pożarna". Po południu, kiedy powoli zamierzałam zbierać się do mamy, zadzwoniła Ania. Zapaliły się sadze w kominie, straż pożarna przyjechała, wszyscy na podwórko musieli wyjść, trzeba zabrać mamę, bo nie wiadomo, ile potrwa akcja. 

Więc sprawnie się opatuliłam, wyszłam na zewnątrz i odetchnęłam, że odwilż i że nie stoją na mrozie. Autko - kierunek Osiedlowa. Już z daleka widać było migające światła wozów strażackich, podjechałam z jednej strony, zatrzymałam się, a tam - nasi strażacy, aż odetchnęłam widząc życzliwych ludzi, dzięki chłopaki! Okazało się że nie przejadę, bo zaraz podnośnik się pojawi, więc zawróciłam. Z drugiej strony, powolutku dotarłam, załadowaliśmy mamę i przywiozłam do domu. Dobrze, że schodki nie są wysokie, więc powoli weszliśmy do mieszkania. Ogarnęłam mamę, a za moment przybyli Ania z Tymkiem - okazało się, że nie wiadomo, kiedy będzie można wejść do domu. Więc herbata gorąca i czas na pogadanie. Ania powiadomiła Jagodę, więc i ona dołączyła. Grzegorz czekał, aż straż załatwiła, co trzeba, potem jeszcze kominiarz dotarł odnaleziony przez mego brata. I właśnie przed chwilą cały zestaw rodzinny pojechał do domu. Zrobiło się cichutko.

Uff, dobrze, że nic się złego nie stało.

Z rzeczy innych - wspólnie wysłuchaliśmy w tym czasie w Radiu Białystok audycji Marcina Glińskiego pt. "Portret Grzegorza Radziewicza". Bardzo dobra robota, panie Marcinie. :)

O, tu można posłuchać: Portret Grzegorza Radziewicza

wtorek, 28 grudnia 2021

Mój dziennik - wpis nr 11

 28 grudnia 2021 r.


Zdaje się, że w końcu przegapiłam jeden wpis. Wczorajszy. Ale po ogarnięciu mamy zaczytałam się tak, że nie miałam sił na włączanie komputera i całej reszty. Tym bardziej, że ostatnie pięć dni spędziłam na wyjeździe. 

Kto mnie zna z bliska wie, że wyjazd nie był daleki - dziesięć minut spaceru, bo tyle dzieli mnie od mojego domu rodzinnego, gdzie mieszka mama. W każdym razie brat z bratową i dziećmi ruszyli na drugi koniec Polski, a ja rządziłam z mamą. Piszę niby żartobliwie, ale tak naprawdę to bycie matką własnej matki jest bolące. Kiedy patrzy się, jak osoba, która ogarniała cały codzienny świat, która dała z siebie wszystko, żeby nam - dzieciom było lepiej, jest zagubiona, zapominająca wszystko i tak nieporadna, że serce się kraje, nie jest łatwo. Uch, trudny to temat. 

Ale dziś rodzinka powróciła i znów jestem u siebie. Jednak co swoje łóżko, to swoje... ;)

niedziela, 26 grudnia 2021

Mój dziennik - wpis nr 10

 26 grudnia 2021 r.

Ile razy oglądałam w necie filmiki/zdjęcia z kotami atakującymi choinki, wydawały mi się nieco naciągnięte, nieco spreparowane... Ale dziś po obejrzeniu szaleństw kota będącego własnością mego siostrzeńca Filipa, będę wierzyć wszystkim kotom w choinkach. Oto dowód, zdjęcie sama uczyniłam. Specjalnie zakupiona sztuczna choinka jest ulubioną zabawką...



sobota, 25 grudnia 2021

Mój dziennik - wpis nr 9

25 grudnia 2021 r.

Uwielbiam kutię, makowiec, łazanki z makiem... Myślę, że to dlatego, że kojarzą mi się z dzieciństwem, to jeden z moich tzw. smaków dzieciństwa. Co jeszcze? Pomarańcze, och, przywożone do Polski raz w roku, znaczy dostępne dla Polaków raz w roku, wkładane do paczek świątecznych, przepyszne, soczyste i słodkie - smak dzieciństwa i smak świąt. 

Smak sopli... Wcale się teraz nie dziwię, że dopadały mnie koszmarne anginy, ale nic lepiej nie gasiło pragnienia po godzinach zjeżdżania z górki na sankach... albo na foliowych workach wypełnionych sianem... A później powroty do domu i czekanie na klatce schodowej, żeby z rękawiczek, które układaliśmy na malutkim grzejniku przy wejściu odkleił się zbrylony śnieg. I tak był ochrzan za mokre rzeczy, ale co tam, warto było.

I mam jeszcze w głowie wspomnienie siebie - może 4-5-letniej zjeżdżającej na małych niebieskich nartach z tej górki, na której obecnie stoi szkoła. No i poczułam się jak dinozaur... Pamiętam czasy, kiedy tam była tylko fantastyczna górka i NIE BYŁO SZKOŁY.



piątek, 24 grudnia 2021

Mój dziennik - życzenia - wpis nr 8

 24 grudnia 2021 r.

Jest wigilijny wieczór, a ja czuję się zmęczona. Chyli się ku końcowi ten rok, a ja czuję się zmęczona. Zmęczona światem, który zrobił się taki trudny. I wiem, że nie ja jedna odczuwam to zmęczenie. Pamiętam czasy komuny, dorastanie w tych czasach, pamiętam rok 1989 i nadzieję, że teraz już będzie dobrze, pamiętam lata 90, poczucie zmian, wolności... A teraz, na progu 2022 roku doświadczam tego ciężaru, który wiąże się i z pandemią, i z cierpieniem ludzi, i sytuacją na granicy, ale i tym, co dzieje się między ludźmi, z wielkim dzieleniem. A ja chciałabym dodać do dzielenia jedno malutkie "się", żeby zamiast dzielenia było DZIELENIE SIĘ. Dobrem, sercem, życzliwością, wsparciem, pomocą. Dzielenie się z człowiekiem. Z innym. Bądźmy dobrzy dla innych i dla siebie, także dla siebie nawzajem. Więcej aniołów życzę wszystkim. Spotykania aniołów i stawania się aniołem.




czwartek, 23 grudnia 2021

Mój dziennik - wpis nr 7

 23 grudnia 2021 r.

Padając na nos, kilka chwil przed północą, dopadłam do komputera. Co dzisiaj?

Rano przedświąteczne ogarnianie i czekanie, czekanie na autko, bo od poniedziałku w naprawie, a trzeba wyskoczyć i zakupy zrobić... No i około południa telefon od Mariusza, kombinowanie podwózki (ludzi dobrych woli mnóstwo, Ewuni dziękuję). Niestety, mój Mundzio bardzo pełnoletni, baaardzo... Kiedy kupowałam autko, już miało 11 latek, a że nim jeżdżę 10 lat, to łatwo policzyć... Trzeba myśleć o nowym, uch... Nie znam się, nie wiem, co warto, brrr, nie znoszę kupowania samochodów! Liczę, że dobrzy ludzie pomogą.

Cóż dalej - trochę czasu w sklepie, powrót, chwila w domu, wieczorem jak zwykle - u mamy. Nastrój świąteczny, Jagoda ubrała choineczkę u babci... Ogarniam mamę i do domku, tutaj to to, to owo i północ tuż tuż. Czas do łóżka, które dziś wyjątkowo kuszące. :)

środa, 22 grudnia 2021

Mój dziennik - wpis nr 6

Jejku, jejku, autko jeszcze u mechanika. Martwię się, bo tylko jutro i wigilia, a tu konieczność sprawunków kilku uczynienia. No ale mam mieć przed świętami, to będę miała...

Notkę dzisiejszą planuję krótką, bo dzień męczący; w pracy - jak to w pracy. Na polskim Herakles oraz jego 12 prac - cóż za skomplikowana historia. :) Później dom, ogarnięcie mamy i powrót w mroźną noc, nagrywanie pewnego filmiku. Teraz oddech.

Ze szkolnej biblioteki pożyczyłam stosik książek na święta, mam nadzieję na trochę czasu w tym świątecznym okresie. Stosik wygląda o tak:


Miłe plany czytelnicze. Ciekawa jestem, czy inni również robią na święta oprócz zapasów kulinarnych, zapasy książkowe. :)

wtorek, 21 grudnia 2021

Mój dziennik - wpis nr 5

21 grudnia 2021 r.

No i proszę, mamy początek astronomicznej zimy, za chwilę święta, a ja już popełniam wpis nr 5. Pytałam dziś uczniów moich, jak tam dzienniki. Niektórzy prowadzą, niektórzy zaczynają... Jestem bardzo ciekawa tych zapisków. A ile będę miała do czytania, hohohohoo... 

W ciągu tygodnia dni wyglądają dość podobnie. Od rana w pracy, język polski z moją Va. Czasownik. Ach te części mowy... Koniec roku kalendarzowego się zbliża, więc różnego rodzaju podsumowania, wyliczenia, sprawdzanie danych. Rozstrzygaliśmy też w naszym Kasztanowym Przedszkoly konkurs na najpiękniejszą rodzinną ozdobę świąteczną. Ależ śliczne prace, poczułam się zainspirowana. 

Po pracy w domu obiadek, krzątanina okołoświąteczna, planowanie zakupów. Niestety, autko u mechanika, czas było wymienić klocki hamulcowe i oczywiście coś tam jeszcze przy okazji Mariusz sprawdził, dobra dusza, ale mam przed świętami odzyskać mego Edmunda (dla przyjaciół - Mundek). ;)

Wreszcie jak zwykle do mamy, mało się rusza, więc ćwiczeń delikatnych troszkę, a później jak zwykle - kąpiel, kolacja, leki i do łóżeczka. A ja spacerkiem w mroźną noc do domu. I teraz, wieczorem, mam czas na film, na książkę, na scrabble czy rozmowy. 

Dzień jak co dzień.

poniedziałek, 20 grudnia 2021

Mój dziennik - wpis nr 4

20 grudnia 2021 r.

Od dziś trzy dni zdalnego. Nie lubię, nie lubię. Zwłaszcza gdy - jak dzisiaj - wszystko się przycina. I Librus, i GWO, i nawet Teamsy nie chciały udostępnić mojego pulpitu, wrr. A miałam przygotowaną interaktywną gramatykę i działania z czasownikiem. Musieliśmy poprzestać na zwyczajnych papierowych ćwiczeniach, niestety. 

W pracy, jak to zwykle w pracy - poczta, dokumenty, różne sprawy i sprawki. Zaczęłam także układanie planu lekcji na nowy semestr. Tutaj będzie tzw. "lokowanie produktu". Korzystam z librusowego programu i chociaż sporo czasu wymaga wprowadzenie danych - klas, nauczycieli, lekcji itd., a na półrocze dokonanie zmian, to kiedy przypomnę stary sposób układania... to ufff, wzdycham z ulgą. Przez wiele lat układałam plan lekcji na tzw. "kołkach". Kołeczki były w różnych kolorach, a każdy kolor oznaczał innego nauczyciela... Co będę opowiadać, muszę zrobić zdjęcie tego planu, może nie zapomnę jutro. Bywało tak, że plan był prawie-prawie gotowy i okazywało się, że nie da się jednak ułożyć do końca, trzeba było rozwalić ułożone i zaczynać od nowa. Uch! No ale teraz komputer, program, tyle, że po tych kolorowych karteluszkach oczy zmęczone bardzo. 

A wczoraj dotarła do mnie bardzo miła wiadomość, którą się już na FB pochwaliłam. Ukazała się antologia „30/30. 30 poetek i poetów – 30 lat Serii Poetyckiej SLKKB”, czyli podsumowanie trzydziestu lat pracy wydawniczej Stowarzyszenia, wybór wierszy trzydziestu autorek i autorów, których tomy poetyckie ukazały się w tym czasie w Serii Poetyckiej. A ponieważ mój debiutancki tom "lewa strona" ukazał się dzięki SLKKB, mam zaszczyt znaleźć się w owej trzydziestce, obok wspaniałych poetek i poetów.

Stowarzyszenie Literackie im. K. K. Baczyńskiego organizuje konkurs imienia tegoż poety. Wysłałam na ten konkurs w 2008 r. zestaw wierszy, które otrzymały główną nagrodę. Pamiętam do tej pory to moje zaskoczenie. Zostałam zaproszona na scenę, w zwyczaju jury było przeprowadzanie rozmów z laureatami. I pierwsze pytanie, które padło, brzmiało: "Pisze pani świetne wiersze, dlaczego jeszcze nie ma pani wydanego tomu poezji?" Odpowiedziałam - zgodnie z prawdą -"Ponieważ nikt mi jeszcze nie zaproponował wydania książki". "To my proponujemy, czy pani się zgadza?". Nieświadoma, na co się porywam, wyraziłam zgodę. I tak się moje książki pojawiły na świecie.

Dlatego - niech żyje SLKKB! Wiwat!

 

niedziela, 19 grudnia 2021

Mój dziennik - wpis nr 3

 19 grudnia 2021 r.

Niedziela minęła spokojnie. Interesujący zaś był wieczór - wigilijne spotkanie w naszym Ośrodku Kultury. Życzenia, serdeczność, ubieranie choinki. Świetny pomysł ze świątecznymi kalamburami. Jak pokazać "pasterkę", "wolne miejsce przy stole" lub koledę "Tryumfy Króla Niebieskiego"? Poradziliśmy sobie jakoś, ale co się naśmieliśmy - to nasze. A później wigilijne przysmaki i śpiewanie kolęd, taki nam się zespół założył - ja z Zosią, Krzysiek z gitarą, Henryk z akordeonem. Ho, ho! 

sobota, 18 grudnia 2021

Mój dziennik - wpis nr 2

18 grudnia 2021 r.

Sobota, nic takiego. Dłuższe spanie, trochę leniuchowania porannego w łóżku. Trochę czytania. Później porządki sobotnie, zakupy. Coraz krótszy dzień, czekam na przesilenie. 

Dziś jeszcze - książka, herbata z sokiem z czarnego bzu i o 21.00, jeżeli nie zagapię się, turniej scrabblowy. :)

Sobota, nic takiego - oddech po intensywnym tygodniu.

piątek, 17 grudnia 2021

Mój dziennik - wpis nr 1

 17 grudnia 2021 r.

No cóż, no cóż... Jak to mówi mądre przysłowie "Słowo się rzekło, kobyłka u płotu" (a propos's pochodzenia tego przysłowia - pamiętam, jak wyczytałam w Wikipedii, jaką ma genezę, o tu: KOBYŁKA U PŁOTU). Wymyśliłam na trzy najbliższe tygodnie dla mojej Va projekt. Pisanie dziennika. I żeby nie było im smutno, obiecałam, że również będę prowadzić zapiski. Regularne, w miarę możliwości nawet codziennie. A kiedy zajrzałam dziś do reteskowa, czyli tutaj, okazało się, że bardzo zaniedbałam mój blog. I moja obietnica dla uczniów sprawi, że wrócę do notatek.

Jak dzień wyglądał? Pracowicie, intensywnie. Rano, po siódmej, byłam w szkole, ponieważ od 7.30 mieli zgłaszać się rodzice uczniów po laptopy wypożyczane na czas zdalnej nauki. Po ósmej zastąpiła mnie jedna z koleżanek, ponieważ wędrowałam na lekcję. Porozmawialiśmy sobie z uczniami o pamiętniku i dzienniku, czym się różnią, w czym są podobne i opowiedziałam o projekcie, a po wszystkim pośpiewaliśmy kolędy, gdyż przyniosłam gitarę. Ha! Chyba byli zaskoczeni, że potrafię grać. A na przerwie pogadaliśmy sobie o różnych innych sprawach. Lubię rozmowy z nimi. :)

Później byłam na obserwacji lekcji, fajnej lekcji języka angielskiego. I dzieciaki mnie też zaskoczyły, bo zapytały, czy umiem grać (biegłam z lekcji w Va bezpośrednio na ten angielski z gitarą). No to sobie kolędkę trzasnęliśmy na przerwie i w IIIa. Super!

Wróciłam do sekretariatu, a tam obowiązki, laptopy, telefony... Życie. Pod koniec dnia wyskoczyłam pomóc przygotować naszą szkolną malutką wigilię. Każdy z uczestników coś przygotował i jak zwykle - okazało się, że stół się przysłowiowo "ugina". I na spotkaniu były dobre słowa, był śmiech, żarty, wspólne śpiewanie kolęd. Dobry czas.

A jeszcze później wpadłam na chwilę do domu, lekko się ogarnęłam i za godzinkę pojechałam do mamy. Tam zrobiłyśmy (ja i moja siostra cioteczna) spotkanie online między dziewięćdziesięciodwuletnią ciocią a moją osiemdziesięciotrzyletnią mamą. Ach, ta technika! A później pomoc mamie, jak co dzień wieczorem. I po 20.00 do domku. Dłuuuuugi dzionek.

A teraz piszę tę kilometrową notatkę, przeglądam FB, gawędzę to z tym, to z owym i słucham Chopina w wykonaniu Bruce Liu.

Ciekawe, czy któryś z uczniów przebije długość mojego zapisu. ;)