poniedziałek, 27 maja 2013

Ziemia Święta - dzień VI















Pobudka wczesna, bo 6.45 - śniadanie, 7.30 - wyjazd. Więc uwieczniam wschód słońca nad Betlejem.















Cel pierwszy - Bazylika Narodzenia. W drogę! Mury zewnętrzne.
















Po drugiej stronie - meczet.



















Msza w kaplicy św. Heleny przylegającej do Groty Betlejemskiej, w czasie której brzmią kolędy. Jest upał, słońce, zieleń, a my śpiewamy "Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi...". Adoracja Dzieciątka Jezus. Wzruszam się kolejny raz podczas tej wyprawy. Pozwalam sobie na miękkość, gdzie jak nie tutaj? Obok miejsca, gdzie Bóg rodzi się jako bezbronne dziecię. Przez zalany słońcem dziedziniec przechodzimy do nieco mrocznej Bazyliki Narodzenia.




















Tereny Bazyliki również są pod opieką różnych religii, po części mnichów greckich i ormiańskich, czyli prawosławnych, po części franciszkanów - zakonu katolickiego. Jesteśmy w Ziemi Świętej w czasie Wielkiego Tygodnia chrześcijan wyznania prawosławnego. W Bazylice trwają nabożeństwa, jest piątek, więc pewnie adoracja krzyża.

















Bazylika jest mroczna, mimo pięknego ikonostasu, ołtarza, po prostu zaniedbana. A przecież to jeden z najstarszych kościołów chrześcijańskich na świecie, nieprzerwanie funkcjonujący. Wybudowany w IV w., przebudowany w V i XII wieku, posiada pięcionawową strukturę, strop podtrzymują potężne kolumny, a na ścianach i odsłoniętych pod posadzką miejscach widać bizantyjskie mozaiki.















Oczywiście pojawiają się na moich zdjęciach ludzie.


































Ustawiamy się w kolejce do Groty Narodzenia. Czekamy. Ludzie wchodzą, modlą się, zapalają świece, całują krzyż. Widzę młodego mężczyznę, który nisko kłania się przed ołtarzem, potem klęka i żarliwie się modli. Przychodzą pary, rodzice przyprowadzają albo i przynoszą dzieci. Klękają śliczne młode dziewczyny, babuleńki w chustach. Kościół różnorodny, Kościół podzielony - tu jednakowo skłania głowę przed cudem narodzenia.





















A pod ścianą spokojnie leży sobie zestaw drabin. Sprzęt przeciwpożarowy? :)















Przesuwamy się w kolejce, coraz bliżej zejścia do groty, schody są strome i wyślizgane, trzeba uważać, tym bardziej, że tłum z tyłu naciska. Jakiś chłopak w mundurze próbuje zrobić porządek we wchodzeniu, co z tego, kiedy w środku własne porządku wprowadza jakiś duchowny (ormiański?), rządzi się tam, krzyczy - sytuacja szokująca nas. Jakaś grupa wchodzi "na lewo", wyjściem, vipy? Kolejka się nie przesuwa, bo kaplica groty zajęta, tłum napiera, wreszcie można wchodzić, tylko chwila na dotknięcie, ucałowanie miejsca narodzenia.















Obok tej dostojnej, nieco mrocznej bazyliki - kościół św. Katarzyny Aleksandryjskiej, jasny i wymuskany.


















Schodzimy pod bazylikę, do grot: św. Józefa, świętych Młodzianków, świętych Pauli i Eustochii, św. Hieronima i celi św. Hieronima.
 












 


A na zewnątrz, na drzewku przy Bazylice, anioły - w Betlejem Boże Narodzenie trwa bez końca!















Idziemy jeszcze na spacer uliczkami przylegającymi do Bazyliki, do Groty Mlecznej.



















Tu, według tradycji, zatrzymać się miała święta Rodzina w czasie ucieczki do Egiptu na karmienie Dzieciątka. Gdy w pośpiechu Józef ponaglił Maryję, według palestyńskich podań, kilka kropel karmiącej miało upaść na skałę, zmieniając ubarwienie całej groty na białe. W grocie występuje jasny kamień, jest traktowany jak relikwia, zwłaszcza przez małżeństwa, które mają problemy z poczęciem dziecka. Obok - niewielka izba i listy ze zdjęciami dzieci, które się narodziły 9 miesięcy po wizycie w Mlecznej Grocie. Wzruszające. :)





















Po drodze oczywiście sklepy, sklepiki, pamiątki, zaczepiają nas "tutejsi", żeby cokolwiek sprzedać, zachwalają w języku polskim, że u nich "taniej niż w Biedronce". Załamka. :)

Ale pomiędzy tymi sklepikami warsztat rzeźbiarski. Mężczyzna spokojnie pracuje, uśmiecha się do przechodniów. Wyobrażam sobie, jak z jego rąk wychodzą kolejne Jezuski. Ma dobre oczy.















Dokąd można pojechać z Groty Narodzenia? Oczywiście - na Pole Pasterzy, tam, gdzie pilnującym bydła pasterzom aniołowie objawili Boże Narodzenie.



















A przed nami jeszcze...















... czyli miejsce, gdzie mieszkała Elżbieta, którą Maryja przyszła odwiedzić, gdy dowiedziała się, że starsza już krewna oczekuje na dziecko - sześć miesięcy przed narodzinami Jezusa na świat przychodzi Jan Chrzciciel. Jedziemy. W drodze wzrok przykuwa lśniącymi kopułami piękna cerkiew.















Kościół Nawiedzenia - jasna lekka budowla w otoczeniu pięknej zieleni.
















Studnia w dolnym kościele. I taaaaaki chłód. Droga prowadziła dość ostro pod górę, po spacerze jesteśmy dość zmachani i ten chłód wydaje się cudowny.















Wyjście z górnego kościoła, widok przepiękny.
 


















A dookoła kościoła na murach - Magnificat w różnych językach. Słowa hymnu "Wielbi dusza moja Pana", które przy spotkaniu z Elżbietą wypowiedziała Maryja. Dziesiątki tablic, wybieram kilka.


















Oczywiście w czasie wyjazdów zawsze swego rodzaju problemem są toalety. Po prostu muszą być, ludzka rzecz. Czasem potrafią mnie rozbawić. Zwróćcie uwagę na dopisku długopisem. Żeby nie było wątpliwości, które dla dziewczynek, a które dla chłopców!



















Wędrujemy jeszcze do miejsca narodzin Jana Chrzciciela - tu również znajduje się świątynia, a na murach ją otaczających - tzw. "Kantyk Zachariasza" w różnych językach. Po drodze obłędnie kwitnąca bugenwilla.
















Wracając na nocleg zajeżdżamy jeszcze pod izraelski parlament. Oczywiście zdjęcia, zdjęcia, indywidualne, grupowe... A potem do hotelu i miły wieczór. Nasza wyprawa powoli dobiega końca.