Ten dzień był bardzo długi - właśnie wybrałam zdjęcia do tego posta i jest ich jeszcze cała masa! Mam nadzieję, że przeżyjecie i ten odcinek. ;) A teraz - ad rem! Zostawiłam Was w autokarze pędzącym z Hajfy do Nazaretu. Dotrzyjmy więc do tego wyjątkowego miejsca. Oczywiście miasteczko położone na wzgórzu jest urocze, przekonajcie się sami wędrując naszą drogą.
I przed nami Bazylika Zwiastowania Pańskiego. Kościół Zwiastowania został zbudowany na miejscu, gdzie stał dom Marii.
W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela
do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi,
imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł
do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona
jesteś między niewiastami”.
Ogromny, dwupoziomowy kościół chroni Grotę Zwiastowania.
Przy schodach prowadzących do górnej części - ciekawe witraże z grubego szkła.
I oto kościół górny.
Przechodzimy do kościoła Świętego Józefa, gdzie według tradycji Józef, mąż Marii, miał swój warsztat ciesielski. Zachwyca mnie ogromny fikus z długimi powietrznymi korzeniami - znamy tę roślinkę z domowych doniczek.
I oto kościół Świętego Józefa.
To jeszcze nie koniec dzisiejszego dnia, przed nami Kana Galilejska, gdzie w czasie wesela Jezus przemienił wodę w wino. Są z nami małżeństwa - aż pięć i w sanktuarium Pierwszego Cudu Jezusa odbywa się odnowienie przysięgi małżeńskiej. Kiedy kolejno małżonkowie powtarzają słowa o odnowieniu czystej miłości - wzruszam się. Oczywiście nie ja jedna. Po uroczystości przy wyjściu robimy most z rąk, są brawa, życzenia, uściski, a w autokarze sto lat i... gorzko, gorzko! Szaleńcy!
Podziwiamy wielkość stągwi kamiennej, gdzie przechowywano wodę do obmyć i rytualnych oczyszczeń.
Wracając do autokaru zatrzymujemy się, żeby w sklepiku napić się świeżo wyciśniętego soku z granatu. Na naszych oczach dziewczyna obsługuje coś w rodzaju imadła. Nie jestem pewna co do czystości idealnej owego urządzenia, ale jako wielbicielka granatów kuszę się na ów napój. Jest pyszny, cóż więcej powiedzieć?
Z Kany Galilejskiej - nad Jezioro Genezaret, do hotelu, dzień zmierza ku końcowi. Wkrótce naszym oczom ukazuje się jezioro.
Moje nowe imię... Kłaniam się - Terza. :P
Parę zdjęć z okien hotelu.
Po zakwaterowaniu - kolacja. Jedzenia w hotelach jest zawsze bardzo dużo, różnorodnego, chociaż nie wszystkie smaki odpowiadają mojemu podniebieniu. Mięso, ziemniaki, wybór wielki warzyw i przepyszna sałatka owocowa: arbuz, jabłko, dwa rodzaje melonów, ananas. Pycha! I nie ja musiałam ją kroić! :D
Po kolacji - spacer.
Nie docieramy do samego jeziora, myślę, że to jeszcze ze 2 km w dół. Ale i tak widoki są oszałamiające
Zapada zmrok, więc powoli kierujemy się ku hotelowi.
Na koniec dnia uwieczniam wyrastającą obok krawężnika jak chwast palmę. Daję słowo - istny mniszek lekarski!
A jeszcze później "młode pary" zapraszają na świętowanie. A jak świętowanie, to, rzecz jasna, śpiewy - tego mi brakowało. Repertuar od nieśmiertelnych "Sokołów" przez "Konika na biegunach", "Czerwone jabłuszko" po zestaw pieśni żołnierskich z moją ulubioną "Dziś do ciebie przyjść nie mogę".
Ach, zmęczeni, opaleni, pełni wrażeń idziemy spać.
zdjęć mogłabyś więcej, nie obraziłabym się :P
OdpowiedzUsuń