sobota, 18 maja 2013

Ziemia Święta - dzień III, część druga

Ten dzień był bardzo długi - właśnie wybrałam zdjęcia do tego posta i jest ich jeszcze cała masa! Mam nadzieję, że przeżyjecie i ten odcinek. ;) A teraz - ad rem! Zostawiłam Was w autokarze pędzącym z Hajfy do Nazaretu. Dotrzyjmy więc do tego wyjątkowego miejsca. Oczywiście miasteczko położone na wzgórzu jest urocze, przekonajcie się sami wędrując naszą drogą.


















I przed nami Bazylika Zwiastowania Pańskiego. Kościół Zwiastowania został zbudowany na miejscu, gdzie stał dom Marii.

W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”.
















Ogromny, dwupoziomowy kościół chroni Grotę Zwiastowania.

















Przy schodach prowadzących do górnej części - ciekawe witraże z grubego szkła.



















I oto kościół górny.















Przechodzimy do kościoła Świętego Józefa, gdzie według tradycji Józef, mąż Marii, miał swój warsztat ciesielski. Zachwyca mnie ogromny fikus z długimi powietrznymi korzeniami - znamy tę roślinkę z domowych doniczek.
















I oto kościół Świętego Józefa.

















To jeszcze nie koniec dzisiejszego dnia, przed nami Kana Galilejska, gdzie w czasie wesela Jezus przemienił wodę w wino. Są z nami małżeństwa - aż pięć i w sanktuarium Pierwszego Cudu Jezusa odbywa się odnowienie przysięgi małżeńskiej. Kiedy kolejno małżonkowie powtarzają słowa o odnowieniu czystej miłości - wzruszam się. Oczywiście nie ja jedna. Po uroczystości przy wyjściu robimy most z rąk, są brawa, życzenia, uściski, a w autokarze sto lat i... gorzko, gorzko! Szaleńcy! 















Podziwiamy wielkość stągwi kamiennej, gdzie przechowywano wodę do obmyć i rytualnych oczyszczeń.














Wracając do autokaru zatrzymujemy się, żeby w sklepiku napić się świeżo wyciśniętego soku z granatu. Na naszych oczach dziewczyna obsługuje coś w rodzaju imadła. Nie jestem pewna co do czystości idealnej owego urządzenia, ale jako wielbicielka granatów kuszę się na ów napój. Jest pyszny, cóż więcej powiedzieć? 
















Z Kany Galilejskiej  - nad Jezioro Genezaret, do hotelu, dzień zmierza ku końcowi. Wkrótce naszym oczom ukazuje się jezioro.














Moje nowe imię... Kłaniam się - Terza. :P




















Parę zdjęć z okien hotelu.

















Po zakwaterowaniu - kolacja. Jedzenia w hotelach jest zawsze bardzo dużo, różnorodnego, chociaż nie wszystkie smaki odpowiadają mojemu podniebieniu. Mięso, ziemniaki, wybór wielki warzyw i przepyszna sałatka owocowa: arbuz, jabłko, dwa rodzaje melonów, ananas. Pycha! I nie ja musiałam ją kroić! :D

Po kolacji - spacer.















Nie docieramy do samego jeziora, myślę, że to jeszcze ze 2 km w dół.  Ale i tak widoki są oszałamiające




















Zapada zmrok, więc powoli kierujemy się ku hotelowi.














Na koniec dnia uwieczniam wyrastającą obok krawężnika jak chwast palmę. Daję słowo - istny mniszek lekarski!















A jeszcze później "młode pary" zapraszają na świętowanie. A jak świętowanie, to, rzecz jasna, śpiewy - tego mi brakowało. Repertuar od nieśmiertelnych "Sokołów" przez "Konika na biegunach", "Czerwone jabłuszko" po zestaw pieśni żołnierskich z moją ulubioną "Dziś do ciebie przyjść nie mogę".

Ach, zmęczeni, opaleni, pełni wrażeń idziemy spać.

1 komentarz: