poniedziałek, 31 grudnia 2018

I trzecia część nadrabiania zaległości, czyli Krasnystaw - Chełm

Jak to się stało, że z Ciechanowa pojechałam do Krasnegostawu? Zaprosiła mnie Marzenka - na Noc Poetów, ale oprócz spotkania poetyckiego kusił mnie koncert... Jana Kondraka, tak, tak, tego od Stachury i Lubelskiej Federacji Bardów. Poza tym taki cudowny październik zapraszał, żeby wyruszyć na Roztocze. I - ach - nie zawiodło mnie to miejsce. Dotknęłam go zaledwie, ale wiem, że muszę tam wrócić i muszę pooddychać tym właśnie powietrzem. Krasnystaw przywitałam wieczorem, w ciemnościach, a Marzenka z Konradem pokazali mi senne miasteczko, a na koniec zawieźli do zamku w Krupe, który wyglądał, jakby naprawdę miała ukazać się tam jakaś zjawa w kontuszu... Najpierw więc trochę nocnych zdjęć - Krasnystaw, Wieprz nocą i zamek w Krupe. A później jeszcze więcej zdjęć pod hasłem Krasnystaw w dzień. W piękny, słoneczny październikowy dzień. A za chwilę - ciąg dalszy programu...

















 A pod wieczór rozpoczęła się Noc Poetów... Czytaliśmy, słuchaliśmy, rozmawialiśmy, świętowaliśmy, wspominaliśmy Mariusza Kargula, poetę, którego nie było już między nami... Wreszcie zjawił się z gitarą Jan Kondrak i to było piękne uwieńczenie dnia.






I następnego dnia nastał ostatni poranek w Krasnymstawie, czas powrotu, postanowiłam pojechać inną drogą niż zwykle - nie przez Lublin, a przez Chełm, gdzie jeszcze nigdy nie byłam. I powiem Wam, że była to dobra decyzja. Świat był niedzielny, ludzie na drogach niewielu, widoki zachwycające, a Chełm piękny, oto dowód! Aha! Po drodze było Krupe - z zamkiem w dzień, zachwycającym!

















Nadrabiam zaległości, czyli Ciechanów - Lublin, część 2

Dnia następnego okazało się, że ów ciechanowski zamek jednak istnieje i w świetle dziennym nieźle się wraz z okolicą prezentuje, co za chwilę będziecie mogli zobaczyć, ale najpierw - anegdotka. Wyjeżdżając zapomniałam pasty do zębów i szczoteczki, o czym przypomniałam po dotarciu do Ciechanowa, ale dopiero wieczorem. No dobra - nocą, po uroczystościach, w czasie spaceru. I domagałam się intensywnie, żeby znaleźć jakiś czynny nocny sklep. Inni chcieli znaleźć nocny sklep w celu nabycia eee... napojów. O! I znalazła się Żabka, gdzie wszyscy spełniliśmy swoje marzenia. Następnego dnia zaś jeden z towarzyszy nocnego spaceru pytał, lekko zdumiony, czy on dobrze pamięta, bo ma wrażenie, że w nocnej Żabce dopominałam się pasty i szczoteczki... Tak, tak... pamiętał dobrze... :D

A więc trochę Ciechanowa, a później dalsze przygody.







Po Ciechanowskiej Jesieni Poezji postanowiłam ruszyć w dalszą część poetyckiej wyprawy. Dorotka przygarnęła mnie na nocleg w Warszawie (dziękuję!), a na dodatek jako redaktor mojej czwartej książki uradowała mnie wieścią, że pod łóżkiem ma pół paczki tomiku "rzeczy pospolite" (jeszcze kilka zostało, kto chce? kto chce?). Wprawdzie w pewnym momencie miałam wrażenie, że spędzę noc na krążeniu po Pradze w poszukiwaniu parkingu, ale wreszcie przytuliłam mego Edmunda do jakiegoś autka. Zapisuję jako postanowienie noworoczne - przypomnieć parkowanie równoległe! I potem już tylko długie babskie miłe gadanie... Rano - kierunek Lublin, gdzie czekał na mnie Mariusz, który mi kawałek Lublina pokazał, różnego Lublina, nakarmił, napoił i wyprawił w dalszą drogę, o której w następnym odcinku. Teraz trochę Lublina, wuala!