niedziela, 27 kwietnia 2014

Krajobraz z wiosną

Dziś - plener malarski dzięki uprzejmości Eli, która zaprasza nas do Kożan i dzieli się chatką, stołem, łąką zasypaną mniszkiem lekarskim, rzeką i krajobrazami pełnymi zieleni i światła. Po drodze, zanim dotrę na miejsce zbiórki - kilka zdjęć, bo wszystko kwitnie jak głupie. Później busikiem do granic gminy, śniadanko, kawa i co kto jeszcze sobie życzy, a potem - ciągniemy wszystkie nasze klamoty nad rzeczkę Mieńkę, która niedaleko wpada do Narwi. Szukamy swojego miejsca, malujemy, w międzyczasie zdjęcia, gadanie, podziwianie widoków. Po wszystkim - ognisko i do domu. 













poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Krajobraz z żabką

Poszlim z rodziną obaczyć, co na polach wyrosło. Melduję, że gryka i łubin wschodzi, truskawki opielone, mokro, zielono i ciepło. Kaczeńce kaczenią się, ile sił, brzoza się brzozi, żaby żabią, a całe stworzenie kwitnie ile ma sił w eee... korzeniach. Wiosna, Panie!










sobota, 19 kwietnia 2014

A w tym roku...

... to życzę Wam w Święta Zmartwychwstania pokoju serca. Bo niespokojny ten czas, niekoniecznie najlepszy, więc niech się wyciszy, co za głośne, wyjaśni, co niewyjaśnione i rozwiąże nierozwiązane. A żeby było słoneczniej, to się moim żonkilowym świątecznym stroikiem dzielę. Alleluja!


sobota, 12 kwietnia 2014

I coś Ty, panie Franaszek, narobił?

Staram się jakoś ogarnąć to całe zamieszanie "okołofranaszkowe" i rozważam. Najpierw tekst A. Franaszka, o ten: LINK. I fragmenty, które - zdaje mi się - stały się najostrzejszą szpilą wbitą w bok niektórych poetów.

Ile jest we współczesnej polskiej poezji, nie tylko tej z rocznika Grzebalskiego, bardziej nawet wśród młodszych od niego twórców, wierszy, które żadną miarą nie ochronią nas od zimna, wierszy zbudowanych jedynie z przeglądających się w sobie słów, jakby ich autorów opętał lingwistyczny upiór każący bez końca opukiwać, przeglądać, smarować językowy mechanizm. Powiedzmy dobitniej: w ciągu ostatnich parędziesięciu lat polska poezja przeżyła proces skurczenia, jałowienia.
Największym problemem artykułu jest wrzucanie wszystkich do jednego worka: to, że są wiersze, które "nie ochronią nas od zimna" - prawda, ale, po pierwsze - nikt nie twierdzi, że wiersze mają chronić od zimna, a po drugie - nie można o nich mówić: "wiersze zbudowane jedynie z przeglądających się sobie słów". I konstatacja o procesie kurczenia i jałowienia poezji - nieprawdziwa, moim zdaniem. Wystarczy przecież otworzyć np. Literackie.pl, żeby naczytać się współczesnych, bynajmniej nie jałowych wierszy. Kolejne dwie sprawy wykluczające się - "lingwistyczny upiór" opętujący autorów nie jest "winien" złym czy dobrym wierszem - tzw. wiersz lingwistyczny może być tylko pustą foremką, fakt, ale równie dobrze może być takim rodzajem wiersza, który wzruszy - czyli takim, jakiego - zdaje się - poszukuje autor biografii naszego noblisty. 

I kolejny fragment:
Jakby zapanował nieledwie powszechny wstyd uczuć, strach przed powtórzeniem, dławiący lęk przed oskarżeniem o staromodność, sentymentalizm, zbytnią prostolinijność, a może i niedostateczną uczoność, o to, że wiersz będzie zbyt prosty, nie da się doń przyłożyć interpretacyjnych narzędzi wziętych z aktualnie modnego filozofa.
I znowu te różne grzyby w jednym barszczu. Czym innym jest strach przed powtórzeniem - który, moim skromnym zdaniem, raczej pozytywy niesie - a czym innym jest lęk przed oskarżeniem - i tu można nawet dzielić: lękać się staromodności - całkiem słusznie; ale lęk przed prostolinijnością? 

Natomiast słuszna mi się wydaje początkowa teza tego zdania o powszechnym wstydzie uczuć, dodajmy, że na ogół uczuć pozytywnych. W tym momencie myśl prowadzi mnie ku "Listowi zamkniętemu do Andrzeja Franaszka" Arkadiusza Wierzby, który można przeczytać tutaj: LINK. Tutaj to dopiero mamy demagogię: poeto, krytyku, literacie, jeżeli nie piszesz o cierpieniu zwierząt i jesz mięso, to jest z tobą źle i zostaniesz zaliczony w poczet przeestetyzowanych "panów od poezji". I cytat:
Polska poezja najnowsza, pogardzana nawet przez – niby wytrawnych i wrażliwych – czytelników poezji nieco starszej, „mogłaby się powiesić – jak pisze Kopyt – ale stawia na wkurw”. I warto czytać tę młodą poezję tak długo, jak długo wkurw ten zachowuje swój krytyczny potencjał: zanim jeszcze zostanie wchłonięty, przemielony na lekkostrawną papkę i nagrodzony przez Fundację Wisławy Szymborskiej. Poezja najnowsza, po latach spoglądania jej podmiotów w lusterko, spacerach Marcina Świetlickiego po knajpach i Jacka Podsiadły po górach i łąkach, jakiś czas temu wreszcie zaczęła rozglądać się wokół siebie i dostrzegła ten problem z niezwykłą ostrością.
I tutaj autor tekstu nawiązuje do tezy, która od dawna budzi mój sprzeciw - że naprawdę ważne i dobre są tylko wiersze "na wkurwie". A ja mówię - nie! Owszem, takie wiersze MOGĄ BYĆ ważne i dobre, ale znacznie łatwiej jest wykrzyczeć w tekście swój sprzeciw i stać się osławionym młodym gniewnym niż - próbować budować. Przypomina mi się w takich sytuacjach sprawa proroków starotestamentalnych: otóż stawali się prorokami, gdy spełniło się ich proroctwo... pozytywne... Dlaczego? Wiadomo - klęski takie czy siakie wciąż się zdarzały, prędzej czy później można było "trafić". Tak sobie czasem myślę: trzeba by sprawdzić, którzy piszący potrafią napisać "wiersz pozytywny", a nie wiecznie "na wkurwie".

Wracając jednak do Franaszka - kolejny cytat, któremu całkowicie mówię tak:

Wiersz, który jest niczym selfie, pozbawione znaczenia, nieco żartobliwe, ironiczne właśnie zdjęcie, które kompulsywnie ''pstrykamy'' sobie telefonem komórkowym?
Tak - współczesne wiersze są bardzo często "wyrazem narcystycznej potrzeby wpatrywania się w lustro" i sądzę, że to jest solidne wbicie szpilki w ciała poetów zapatrzonych w siebie, w swoje przeżycia, wiecznie "babrzących" we własnym ego i niezauważających świata i drugiego człowieka.

Więc budzi Franaszek moje "nie", budzi moje "tak". Całkiem rzeczowo na artykuł odpowiedział Marcin Sendecki podkreślając obawę, że pochwała Franaszka dla rodzących łzy wierszy zostanie odebrana jako pochwała kiczu, chociaż nie sądzę, że Franaszek chwali kicz. Cieszę się też, że Julia Fiedorczuk w swoim tekście (LINK) pyta - a gdzie są poetki? Fakt, po artykule A. Franaszka zdawać się mogłoby, że świat poezji przynależy wyłącznie do rodzaju męskiego... Panie Andrzeju, proszę poszukać uczucia (bynajmniej nie czułostkowości) w wierszach poetek.

Rzecz, która mnie cieszy, a jest wynikiem artykułu "Dlaczego nikt nie lubi nowej poezji?" (niezła demagogia tytułu...), to polemika. Oprócz w/w tekstów pojawiły się odpowiedzi na blogach Krzysztofa Kleszcza, który sprzeciwia się jedynej słusznej drodze poezji, Piotra Gajdy rozmawiającego z Maciejem Meleckim i ostrzegającego przed "tworzeniem poezji zero-jedynkowej", Sławka Płatka o wrzucaniu wszystkich ścieżek nowej poezji do jednego wora i zapewne w wielu jeszcze innych miejscach, nie mówiąc o dyskusjach fejsbukowych. I dobrze, wszystko jest lepsze od marazmu.

A osobiście szczególnie mnie ucieszył post Janusza Radwańskiego, który odkrywa w tekście Franaszka sprawy szczególnie irytujące piszących. Bawi mnie także, że Janusz używa przy tym owej zdyskredytowanej ironii.
Franaszek przypomina, że techne to nie wszystko. Tym samym robi źle, bo uderza w bardzo wielką grupę społeczną. Franaszek dyskryminuje poetów niemających nic do powiedzenia. Ludzie mu tego nie wybaczo.
No i na koniec nieco ze smutkiem konstatuję, że nie potrafiłam utrzymać własnego języka na wodzy i NIE SKOMENTOWAĆ. Ale cóż - wolno mi we własnej zagrodzie, czyli w reteskowie, nieprawdaż?

czwartek, 10 kwietnia 2014

Grzegorz Radziewicz maluje


Lubię bardzo te animacje pokazujące, jak powstawał obraz, to tak, jak gdyby wejść do głowy malującego i śledzić cały proces. Chciałam jeszcze jedną zamieścić na blogu, ale buntuje mi się, więc przynajmniej link: KLIKNIJ TUTAJ.