niedziela, 29 lipca 2012

Powrót

Przydałoby się zapisać parę słów kończących ten cykl zdjęć i opowieści o moim spotkaniu z Ameryką. Już w domu, po powrocie, powoli przestawiam się na czas europejski (6 godzin różnicy). Powrót przebiegał spokojnie, Adaś z Kubusiem odwieźli mnie na lotnisko (bardzo trudno było się rozstać z Beatką i Julcią, baaardzo). Kuba na lotnisku oszalał z podekscytowania - skakał i śpiewał: "Jestemy na airport! Jestemy na airport!". A przed oddaniem bagażów orzekł: Lecę z reteską! A tatuś? - zapytaliśmy. Też leci! A mamusia? Będzie płakać z Julcią... Retesko, polecimy, trochę się pobawimy i zaraz wrócimy...
Niestety - oddanie bagażu, potem przejście przez bramki - zdejmowanie butów i wędrowanie boso jest niehigieniczne i niesmaczne. Potem trzeba było się rozstać, więc uściski, obietnice, że będziemy rozmawiać na skype, że przylecę... I już przejście do hali odlotów, jeszcze czekanie, czekanie, a potem już samolot, start, pogaduchy z sąsiadkami, posiłek, drzemka... i połowa drogi za nami. Jeszcze trochę, kanapka, kawa, sok i kapitan informuje, że znaleźliśmy się nad terenem Polski. To dobrze - mówię do sąsiadek - przynajmniej jak się rozbijemy, to u siebie... Towarzystwo wybucha śmiechem. I zaraz okazuje się, że to już Warszawa, schodzimy do lądowania, odbieram w całości (o dzięki!) bagaż, pokazuję paszport (albo odwrotnie), idę, idę, idęęęęęęęęęęęę i wyjście na halę przylotów, i Warszawa, i powitanie, i do domuuuuuuuuuuu.

wtorek, 24 lipca 2012

Central Park w niedzielę

Po południu, kiedy już nieco mniej parzy słońce, poooojechaliśmy na Manhattan, do Central Parku.


Gołębie na Manhattanie...


Wyprzedzili konika o głowę...


Kto by pomyślał, że to też Manhattan.


I jesteśmy na miejscu.


Jak zwykle różnorodne osobowości, delikatnie mówiąc...


I wielka łąka w centrum Manhattanu.


Tłumy na łące, Betty mówi, że czasami wprost nie ma gdzie usiąść.


Różnorodne miejsca zabaw dla dzieci. Obowiązkowo woda!


Kubuś cyklista... Rwał laski na rower pod kolor sznurówek...


Niektórzy wybierają zamiast spaceru przejażdżkę.


Złote chmury nad Manhattanem.


I przy Central Parku wrośnięty w wieżowce niewielki luterański kościółek.


I moje kochane Zdanki w komplecie. :D

sobota, 21 lipca 2012

Ostatnie dni w NYC...

Powoli żegnam się z Nowym Jorkiem, coraz bliżej czas powrotu. Korzystam z wyjazdów służbowych Adama, żeby jeszcze poczuć Nowy Jork - mimo, że już przywykłam nieco do Manhattanu, to i tak wprawia mnie w niebotyczne zdumienie.


Jedziemy na Manhattan, po prawej stronie mijamy Central Park. Niektóre miejsca już poznaję, ho ho. ;)


Udaje mi się złapać kulę ziemską "z drugiej strony"...


Robię zdjęcia  wieżowcom i myślę: w jednym takim zmieści się kilka takich wsi, jak moja... Potem zaglądam do Wikipedii, która podaje za danymi spisu powszechnego z 2010 roku, że liczebność wynosi 8 175 133 osób, zamieszkujących 790 km². Nowy Jork jest najgęściej zaludnionym miastem na terenie Stanów Zjednoczonych.


Z Manhattanu wyruszymy na niewielką trasę poza NYC, oczywiście przez most...


Przejeżdżamy tunelem, o którym już pisałam - prowadzącym pod potężnymi wieżowcami. Tutaj widać, jakie zapałeczki podtrzymują strop, który dźwiga potworny ciężar.


Lubię tę panoramę nowojorskiej plątaniny.


Bramki na autostradę...


Po drodze zajeżdżamy na gorącą kukurydzę. Przy okazji - toaleta, wybaczcie, ale tu naprawdę wszędzie ustawiają te ostrzeżenia. Musiałam to uwiecznić. :)


Dodajmy, że wpisy w toaletach są nieśmiertelne. :D


A tu już droga powrotna, zbliżamy się do "naszego" mostu Queensboro.


I kolejka: Roosevelt Island Tramway łączy wyspę Manhattan i sąsiadującą od strony wschodniej Roosevelt Island. Trasa prowadzi obok mostu Queensboro.


Próbuję złapać panoramę miasta, niestety, przy dużej wilgotności, jaka o tej porze roku najczęściej panuje w NYC, wszystko, co nieco oddalone, wygląda jak za mgłą.


Warto zaznaczyć, że różnica między Manhattanem a pozostałymi okręgami jest wyraźna nie tylko ze względu na granicę wodną. Poza Manhattanem Nowy Jork ma niską zabudowę. Tutaj tylko pojedyncze wieżowce, a dalej dwupiętrowe kamienice, ewentualnie sześciopiętrowe bloki. Nowojorczycy z pewnością są wygodni i nie przeszłoby tutaj budowanie - jak w Polsce - czteropiętrowych bloków, żeby oszczędzić na windach (od piatego piętra winda jest konieczna). Tutaj jest albo nisko, albo wysoko. Piechotą na 4 piętro?! Podejrzewam, że budynki stałyby niezamieszkane.


Most z samochodami, most z Subwayem...


I plątanina torów nad głowami. Duża część metra biegnie nad powierzchnią.


I bodajże na Maspeth polskie akcenty.


środa, 18 lipca 2012

poniedziałek, 16 lipca 2012