wtorek, 3 lipca 2012

Central Park - niedziela, 1 lipca

Zaczęły mi się nieco plątać daty, jak to czasem na wyjeździe, kiedy dzieje się dużo i dni mijają nie wiadomo kiedy... Stąd data w tytule. W niedzielę po mszy pojechaliśmy do słynnego nowojorskiego Central Parku. Już pisałam, że kiedy się popatrzy na mapę NY, widać sporo miejsc zielonych. Wyjątkowym miejscem na Manhattanie jest ogromny park, w samym sercu, zajmujący ogromną powierzchnię. Doskonale widać to na mapie - 340 hektarów!


Oczywiście więcej informacji - bardzo ciekawych zresztą - podaje ciocia W. Ja natomiast stwierdzam, że miejsce jest cudowne - na wzgórzach ścieżki spacerowe, boiska, strumyki i jeziora, mostki, fontanny, drzewa, krzewy, łąki (sic!), place zabaw dla dzieci (oczywiście ze wspominanymi już przeze mnie fontannami, pod którymi chlapią się nie tylko maluchy, ale ochładzają się i dorośli), zwierzęta, a przede wszystkim - ludzie, ludzie, którzy robią to, na co mają ochotę. Spacerują, opalają się, śpią, ćwiczą, jeżdżą na rowerach, wrotkach, rolkach... Ta cudowna mieszanka ras, kolorów skóry, języków, wieku, osobowości - cały świat w łyżce CP. Oczywiście mamy też tych, którzy pracują tutaj - riksiarzy, różnego rodzaju muzyków, sprzedawców oraz innych - jakikolwiek pomysł, by zarobić parę dolarów, jest dobry: jakiś chłopiec żongluje, ktoś robi ogromne bańki mydlane, grupa osób śpiewa - naprawdę nieźle... Zwierzęta na ogół mają w nosie ludzi, oprócz tych śmiesznych szarych wiewiórek, które na tyle nie boją się człowieka, że gotowe są jeść z ręki. Zabawne stworzonka. A, i jeszcze jedna atrakcja, posągi. Posągi sławnych osób (i nie tylko) oraz postaci z bajek. Nie da się opisać, trzeba zobaczyć, być, poczuć.
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz