Rano jezioro jeszcze piękniejsze niż wieczorem, niebo idealnie czyste, być tutaj - to sama przyjemność.
I widok z pomostu...
Oraz pod hasłem "co w trawie piszczy".
Rano okazuje się, że Kubusiowe "hajeny" przychodzą pod sam dom. I nawet łaskawie pozwalają się karmić z ręki, tak są oswojone.
Tylko zerkają na taras, czy przypadkiem ktoś nie rzuci czegoś do jedzenia.
Nie boją się ludzi - nie mogę się nadziwić tej ufności.
No ale czas ruszać w drogę, przed nami jeszcze atrakcje parku wodnego. Camel Beach nieco podobny do Splish Splash, tyle, że większy i - mam wrażenie - ciekawiej zagospodarowany. Ponadto zimą to miejsce sportów zimowych, a obecnie można skorzystać z wyciągu i dotrzeć na górę, skąd rozciąga się piękna panorama - Pocono Mountains.
Atrakcje dla mniejszych i większych, zjeżdżalnie, baseny zwykłe i z falami, możliwość serfowania i oczywiście coś w rodzaju Lazy River - leniwej rzeki.
No i znowu - albo zdjęcia, albo korzystanie ze słońca i atrakcji. Wybieram to drugie i aparat zabieram dopioro na wyciąg.
Z góry widać cały park.
I - rzecz jasna - nie tylko.
Bardzo przyjemna przejażdżka, ludzie nadjeżdżający z przeciwnej strony machają, pozdrawiają...
Ale dzień się ma ku zachodowi, zbieramy nasze zabawki - i w drogę.
I niedługo przed nami znów pojawiają się charakterystyczne budynki Manhattanu. Jedziemy, jedzieeemy, w NYC łapiemy się na wieczorne korki. Wygłupiamy się z Kubą, jak tylko się da. Wreszcie mały zakłada okulary i (wspominając nasze zabawy pt. "śmieszy cię jeden krasnoludek? a całę stado?") pyta: retesko, śmieszy cię hajena w okurarach? Umieram. :D
Te zdjęcia są rewelacyjne!
OdpowiedzUsuńCzasami wyglądają jak przeróbka z "PhotoShopa"... Aż trudno uwierzyć, że są tam takie malownicze miejsca :D :P
...pozazdrościć... a najpiękniejsze jest to,że z "namacalnego" zostaje zapis nie na SD, a właśnie w Pani pamięci... Skarb!