sobota, 31 marca 2012

[Mężczyźni, gdy się boją, rzeźbią drewniane rybki]

                                                                               R.

Mężczyźni, gdy się boją, rzeźbią drewniane rybki:
wybiera się gałązki, nadaje kształt i spłaszcza
- ostrze odbija światło, ręce zmieniają chwyty,
dłutko dodaje oko, całość coraz bogatsza

wkrótce powiększy stado. Stworzone małe cacko
- mężczyzna bierze drewno, obraca w palcach przyszłość,
wróży z rysunku słojów, przygląda się pod światło
zaklinając tę jasną. Pozwala wytchnąć myślom

zanim dni się zaczernią, najcenniejsze się skruszy,
zanim świat się odwróci, życiu w poprzek przekręci,
odwoła obiecane. Mężczyzna chce poruszyć
każdy kamyk pod wodą, uprzedzić własne lęki.

Nowy numer sZAFy!



A w nim:

 PROZA

 ESEJ-FELIETON-RELACJE

 TEATR, FILM

 Ekfraza

 KRYTYKA LITERACKA - RECENZJA

Jarosław Czechowicz - Rozwiązła Jarosław Kamiński Manekiny Karol Maliszewski
Rafa Derda
 - Spaliny w karafce, tunel autobusu, czyli Masakra Kalaczakra Roberta Ryby Rybickiego * Bestia! czyli na temat Była sobie książka Marka Baczewskiego.
Sławomir Hornik - Żeby nigdy nie umarliśmy. Jacek Podsiadło Pod światło
Joanna Mieszkowicz - Teresa Radziewicz Samosiejki
Małgorzata Południak - Anna Maria Musz Odrastamy z kamienia
Jakub Sajkowski  O wyższości wiersza nad instrukcją ekspresu do kawy, czyli Marek Kołodziejski i "Linijki" * Niepewne sytuacje i wymyślone prognozy. „Usta Vivien Leigh” Pauliny Korzeniewskiej  Siebie wystawiam za cel. Justyna Krawiec Chłód
Henryk Pustkowski - Autobiograficzna powieść
Teresa Rudowicz - Nie ma pytań pilniejszych od pytań naiwnych - o Kulkach rtęci Wojciecha Roszkowskiego i innych wierszach. Wrócić do Itaki, czyli o Małych opowiadaniach Teresy Nietykszy

WYWIAD

środa, 28 marca 2012

Przyleciały!

 Wynik dzisiejszych przedwieczornych łowów na rowerze. Może by się przydała jednak nieco lepsza "broń"... Zakładam, że te dwa to bociany, pierwsze tej wiosny, lecące - cóż za świetna wróżba! Chwilę potem za plecami usłyszałam to stado i złapałam, zanim schowało się za lasem. :)


Wiosna, ach, to ty!

Wpadłam dziś do rodzinnego domu i po kawie z mamą poszłyśmy do ogródka, bo z daleka kusiły takie oto cuda... Wprawdzie miałam przy sobie tylko telefon, więc jakość jest jaka jest, ale ogródek Młodszej Bratowej zaczyna szaleć... ;)





poniedziałek, 26 marca 2012

Mój własny zachód słońca

Powoli zrozumiałem, Mały Książę, twoje smutne życie. Od dawna jedyną rozrywką był dla ciebie urok zachodów słońca. Ten nowy szczegół twego życia poznałem czwartego dnia rano, gdyś mi powiedział: - Bardzo lubię zachody słońca. Chodźmy zobaczyć zachód słońca. - Ale trzeba poczekać. Poczekać na co? - Poczekać, aż słońce zacznie zachodzić. Początkowo zrobiłeś zdziwioną minę, a później roześmiałeś się i rzekłeś: - Ciągle mi się wydaje, że jestem u siebie. Rzeczywiście, wszyscy wiedzą, że kiedy w Stanach Zjednoczonych jest godzina dwunasta, we Francji słońce zachodzi. Gdyby można się było w ciągu minuty przenieść ze Stanów do Francji,oglądałoby się zachód słońca. Niestety, Francja jest daleko. Ale na twojej planecie mogłeś przesunąć krzesełko o parę kroków i oglądać zachód słońca tyle razy, ile chciałeś... - Pewnego dnia oglądałem zachód słońca czterdzieści trzy razy - powiedział Mały Książę, a w chwilę później dodał: - Wiesz, gdy jest bardzo smutno, to kocha się zachody słońca. - Więc wówczas, gdy oglądałeś je czterdzieści trzy razy, byłeś aż tak bardzo smutny? - zapytałem. Ale Mały Książę nie odpowiedział.

A. de Saint-Exupery, Mały Książę






Przyśnił mi się potop

Śnił mi się potop w Wenecji, przejrzystość
podchodziła podstępnie pod stopy,
pod progi, pod okna, zalewała dachy,
falowała ostrożnie, cicho, po kryjomu

- nikt nie zauważył, że nozdrza wypełniła woda,
zatopiła oczy, a prądy drążyły domy i ulice. I słowa
nad ranem: wiesz, na Placu Świętego Marka
pojawiły się ryby
. Widzieliśmy je - wielkie,

obłe kształty. Popłynęło wszystko
- to świat krążył w rękach. Przyśnił mi się
potop, życie w wiecznej zmianie.

niedziela, 25 marca 2012

Poezja zaangażowana czy dobra poezja?

W czwartek na spotkaniu Justyna Bargielska powiedziała parę słów na temat tekstu Przemka Witkowskiego w "Przekroju", który nosi (tekst, nie autor) tytuł "Zabić starych poetów". Zostało mi w głowie szczególnie zdziwienie poetki, jak taki mądry człowiek mógł napisać taki głupi tekst. Jeszcze wtedy nie miałam ochoty szukać artykułu.

Dziś jednakże, zajrzawszy na fejsbuka, odkryłam link do eseju Cezarego Domarusa na stronie Fundacji Karpowicza (TUTAJ) i stwierdziłam, że koniecznie trzeba znaleźć tekst Witkowskiego. Cóż ów poeta nawypisywał?! Znalazłam. Przeczytałam. I czuję się trochę rozbawiona, trochę zniesmaczona prymitywną demagogią, i trochę zażenowana, że "Przekrój" wędruje w tę stronę... Dlaczego? Poczytajcie sami (TUTAJ).

Pod tekstem Domarusa rozwinęła się interesująca dyskusja, słusznie Justyna Radczyńska podkreśliła, że (cytuję) Młodą ofiarą tego artykułu jest z pewnością Tomasz Pułka, który został tak zacytowany, że prędzej czytelnik pomyśli, że ma do czynienia z kretynem niż ze zdolnym, istotnym poetą. Ba, nawet sam Konrad Góra, jeden z bohaterów wypowiedzi Witkowskiego pisze (ponownie cytuję): Artykuł Przemka Witkowskiego jawi mi się w tej chwili jako bardzo nieudana próba otwarcia dyskusji o nie najmłodszej w zasadzie generacji poetyckiej polskiego, i w tym sensie można go ratować: że to rozróba dla rozróby, resztę można przemilczeć. Teoretycznie można przemilczeć, ale istnieje coś takiego jak odpowiedzialność za słowo...

I jednocześnie w międzyczasie poczytałam na blogu Krzysia Kleszcza (TUTAJ) o wywiadzie z Tomaszem Różyckim w "Nowych Książkach", jest kilka cytatów, więc pozwolę sobie przytoczyć za Białą Fabryką słowa, które są szczególnie bliskie mojemu poczuciu literatury:

W depresyjnym miejscu pisać bardzo depresyjną literaturę, cóż za odwaga i jaka oryginalność, prawda? A może poszukać czegoś innego, zupełnie inaczej na to spojrzeć? Literatura, jak się dowiedziałem, może także dawać nadzieję, albo przynajmniej pocieszenie, moment oddechu, zapomnienia w chwilach szczególnie trudnych. Nie musi dokładać ciężaru do tego, co przeżywamy. Nie może być tylko skargą, musi być miejsce na dystans, ponieważ literatura złożona z samej skargi jest kłamstwem i w końcu zmienia się w pozę. Pisać o tym, co się rozpada na naszych oczach, scalać to w jakiś fantom, istniejący najpierw tylko co prawda na papierze, a potem też w ludzkiej pamięci. Takim mitologizowaniem przestrzeni zajmował się na przykład Bruno Schulz.

W zestawieniu Witkowski - Góra - Kopyt - Pułka kontra Różycki stanowczo wybieram Różyckiego.

sobota, 24 marca 2012

O polowaniu na księżyc






Nie mogłam się powstrzymać...

... przed umieszczeniem tego rysunku tutaj. Wpadł mi w oko na fejsbuku, niestety, nie wiem, czyjego jest autorstwa. Bawi mnie niezmiennie. Wprawdzie sama rzeczywistość wyrysowana nie jest zabawna, ale sposób  - jak najbardziej. Mam dziwne poczucie humoru? :P

Jak robotnik z winnicy

Kiedy wróciłam ze spotkania z Bargielską,
wyjęłam tomik z jej autografem
i położyłam na stole. Nic nowego

- na spotkaniach zwykle kupuje się książki
oraz dostaje autografy. Dziś przeczytałam ten tomik
od końca. Bargielska czytała go od początku,
a ja nie chciałam jej powtarzać. Bargielska

lubi spotkania z czytelnikami i to mnie cieszy,
bo też lubię. Nie znam osobiście Bargielskiej,
ale miło było popatrzeć, jak się przejmuje,

by zapracować na swoją zapłatę
- jak robotnik z winnicy.

środa, 21 marca 2012

Poeci...

Od czasu do czasu można zauważyć, jak wybuchają walki między literatami. Niekiedy interlokutorzy delikatnie sobie "dogryzają", ale zdarzają się też wielkie bitwy, ba! całe wojny, nawet trzydziestoletnie... 

Że to nic nowego i od wieków się tak działo, świadczy chociażby historia Kleista i Goethego. Heinrich von Kleist, autor niedoceniany i trudny, dostrzeżony został dopiero kilkadziesiąt lat po śmierci. Niektórzy uważali nawet, że to on był niemieckim geniuszem, poetą większym od Goethego i Schillera. 

Ale nie to nas w tym momencie interesuje. Otóż Kleist wysłał Goethemu pierwszy numer pisma, które zaczął wydawać, a w którym ukazały się fragmenty jego utworów. Czekał oczywiście na słowa uznania (jakie to powszechne!), tymczasem Goethe przysłał list z dość negatywnym stanowiskiem. Ponadto "Rozbity dzban" Kleista wystawiony w Weimarze przez Goethego poniósł klęskę już na premierze. I zaczęło się! 

Autor obarczył winą Goethego i powziął do niego ogromną urazę, nawet zamierzał wyzwać poetę na pojedynek! A Goethe ponoć nazwał to "dziwnym zboczeniem umysłu". Dodatkowo Kleist w swoim piśmie zamieścił niewybredne, a wręcz złośliwe epigramy na temat literata, a takich rzeczy pisarze nie zapominają... Wiele lat po śmierci Kleista Goethe i o nim, i o jego dziełach wciąż nie wyrażał się dobrze...

czwartek, 15 marca 2012

Trzy wiersze

 Można przeczytać moje teksty na blogu "Poeci Po Godzinach", czyli TUTAJ

poniedziałek, 12 marca 2012

Trzy rzeczy na P

Od samego rana mam dziś takie niedobre, swędzące odczucie, że gdzie indziej powinnam być, coś zrobić, coś załatwić - czysty niepokój. Więc jeżeli ktoś z Was pamięta, co to miało być, niech mi przypomni, ewentualnie osoba poszkodowana przez dziurawą pamięć piszącej te słowa niech wybaczy. Okropne uczucie!

Poza tym wczorajsza śnieżyca wcale nie była fajna. Czytałam gdzieś kiedyś, że śnieg wiosną, to tak jakby się nastawiało twarz do pocałunku, a dostało policzek. Wiem, wiem, jeszcze kalendarzowa zima trwa, ale kiedy pół Polski zapewniało mnie wczoraj, że "tutaj słońce", to ja dziękuję. 

Marznę. Opatulam się kocem, robię gorącą herbatę, a za moment znów marznę. Przestaję, kiedy w południowych oknach pojawia się słońce, a dawno go już nie było widać. Ani na spacer, ani nic. Marznę. Pranie nie chce schnąć ani w domu, ani na balkonie. Mgliście się mży dookoła.

Cóż zostaje? Włączę wodę, zaparzę... tym razem zbożowego waniliowego Anatola (pachnie!), okręcę się czymś ciepłym i zrobię trzy rzeczy na P: pogadam, poczytam, popracuję...

niedziela, 11 marca 2012

W odpowiedzi na listy...*

Drodzy Uczniowie Gimnazjum w Miłosławiu,
wybaczcie, że zostaliście zmuszeni do oczekiwania na moją odpowiedź, ale taka ilość różnorodnych listów sprawiła, że czytałam je nie raz, nie dwa. Postaram się odpowiedzieć na postawione w nich pytania i rozwiać przynajmniej niektóre wątpliwości.
Czytaliście trzy wybrane przez p. Dorotę wiersze: "sonia postanawia odzyskać mowę", "Hanna odkrywa w sobie staruszkę" oraz "Kwiecień". Powstały interesujące interpretacje tych tekstów.
W przypadku pierwszego pisaliście często o samym nazywaniu, także i o takim, które jest "przypinaniem łatek", ale też o nazywaniu, które coś stwarza, a nawet niektórzy z Was sięgnęli do opisu stwarzania świata w Biblii, zapewne przypominając, jak Bóg, stwarzając z niczego, nazywał to, co powstało. Padły pytania o "plemię które nie zna słów", czy naprawdę istnieje? Nie czytałam o takim plemieniu, nie słyszałam, narodziło się ono w mojej głowie na potrzeby owego wiersza. "Sonia postanawia odzyskać mowę" to jedyny z tych trzech tekstów bez interpunkcji, a że również o to pytaliście, więc potwierdzam - tak, brak interpunkcji wynika z pragnienia, by można było czytać swobodniej, dodać własną interpretację, podpowiedzią ma być układ wersów.
Wiersz drugi, "Hanna odkrywa w sobie staruszkę", poprowadził Was ku wnioskom związanym z oswajaniem przemijania, z godzeniem się na upływający czas i nadchodzącą starość. Słuszne były Wasze uwagi, że w przypadku młodych osób często się o tym nie myśli jeszcze; takie refleksje przychodzą nieco później.
W wierszu trzecim odnajdywaliście odrodzenie, wiosnę oraz miłość, pisząc, że postać, którą widzi bohaterka wiersza w końcowej części to ktoś bliski, może przyjaciel, może ukochany. Bardzo spodobała mi się uwaga jednej z Czytelniczek, że wersy otwierające tekst: "I wszystko się układa, jak w wierszach czy baśniach", jest podpowiedzią jego "baśniowości".
Kilka razy pojawiało się spostrzeżenie, że Hanna z obu wierszy to zapewne ta sama osoba, słuszne spostrzeżenie. Padło też pytanie, kim jest Hanna, czy to jest może ktoś mi znany? A może ktoś z rodziny? Tak jak w przypadku Soni czy "plemienia które nie zna słów", to postać wymyślona. Czasem autor, żeby powiedzieć o ważnych dla niego rzeczach, wymyśla postać, nazywa się to "kreacją maski", niekiedy "drugim ja" czy "alter ego" piszącego. Z pewnością znacie literackie przykłady takich zjawisk. Kolejne pytanie, które się powtarzało, związane było ze źródłem moich inspiracji. Tutaj nie powiem nic nadzwyczajnego - to świat, ludzie i życie są nieustającym źródłem inspiracji.
Wszystkim dziękuję za miłe słowa, życzenia, czytanie moich wierszy, za podjęcie próby ich interpretacji, a przede wszystkim za listy, których lektura była nietypową i fascynującą przygodą. Odwdzięczam się podziwem dla Waszej przenikliwości. Cieszę się, że p. Dorota Surdyk, Wasza Nauczycielka, sprawiła, że moje wiersze mogły spotkać takich Czytelników.
Teresa Radziewicz

* Przed spotkaniem w poznańskim Starym Kinie Uczniowie Gimnazjum im. J. Słowackiego w Miłosławiu po lekturze wierszy napisali do ich autorki listy ze swoimi przemyśleniami. Oto te wiersze:

sonia postanawia odzyskać mowę 

powiedzieć imię – zobaczyć człowieka
powiedzieć miejsce – zobaczyć ziemię
jak zamknięty krążek złota

sonia pisze ostatnio o rzeczach najprostszych
gdzieś odkryto plemię które nie zna słów
zauważa rzeczowo że chociaż nie mówią
modrzew skała dom miłość
to na szczęście nie wiedzą czym jest
zabić zagłada nienawiść

więc nie można mieć wszystkiego
trzeba coś stracić i coś zyskać

czy kiedy traci się
wszystko
wszystko
się zyskuje

powiedzieć imię
nadać człowiekowi
własne znaczenie

powiedzieć miejsce
jak ostatni cud świata

Hanna odkrywa w sobie staruszkę

Kiedy słońce kładzie się na twarzy, Hanna obserwuje
delikatne promienie pod okiem, śledzi linie łączące
usta ze skrzydełkami nosa i czuje: nitki gęstnieją,

łączą czoło z policzkami, rozpinają się na dekolcie,
łagodnie obejmują szyję. Wyobraża sobie: umacniają
korzenie, stają się silniejsze i rozrastają

z dnia na dzień. Hanna oswaja małe proroctwa,
ukryte w cieniach przyszłych krzywizn palców,
w gniazdach zmarszczek na kostkach,

w coraz słabszym sprzeciwie ciała. Łagodnie
kreśli studium rzeczy spodziewanych.


Kwiecień

I wszystko się układa, jak w wierszach czy baśniach:
jest kwiecień, a świat przez kilka dni wygląda
jak nowy. Hanna wpatruje się w niebo, wędruje

aleją pobielałych pni. Spróbuj spojrzeć w górę – wiatr
przeczesuje brzozowe czupryny. Zalążki zieleni
na tle przemytego deszczem błękitu i wiotkie witki

– patrzysz i czujesz, jak boli. Bo wydaje się, ale nie,
już prawie, ale jeszcze nie teraz. Ten moment,
gdy zaraz, zaraz ktoś się pojawi. Jeszcze krok

i widzisz zarys postaci. Hanna uśmiecha się,
uspokaja kroki i to, co rozszalało się
od środka. Oddycha.

czwartek, 8 marca 2012

Się zmienia...

Sukienka była czerwona, a  tam, gdzie za moimi plecami jest pusto, stoi szkoła, garaże, komenda policji, pawilon handlowy... :)


1 listopada, przed pełnieniem warty na cmentarzu przy grobie żołnierzy 1920 r.


I jakoś nie tak dawno...


środa, 7 marca 2012

"Z życia" (specjalnie dla Jo, bo czepia się, że nie z życia ciągle) ;)

Interesujące odczucie: pływasz sobie sama na jedynym niezarezerwowanym torze basenowym, a na pozostałych trzy tuziny chłopa słusznej postury uskuteczniają pływanie na czas i ćwiczenia z ratownictwa. :D:D

sobota, 3 marca 2012

Kazanecki po raz dwudziesty pierwszy

Z żalem zawiadamiam, iż tegoroczna Nagroda Literacka Prezydenta Miasta Białegostoku im. Wiesława Kazaneckiego niestety nie powędrowała do moich rąk. ;))))

Gratuluję bardzo Panu Michałowi Androsiukowi i Panu Janowi Kamińskiemu. "Biały koń" i "Książka meldunkowa" - interesujące powieści, barwny język, dwa "swojskie" światy - z takimi to można i przegrać. Chociaż, rzecz jasna, wolałabym wygrać. ;)

Z aparatem polował właściciel bloga "Struci i wyzuci", więc można sobie popatrzeć o TUTAJ.

Na pocieszenie dodam, że Urząd Miejski zamawia kwiaty w świetnej kwiaciarni, a oto dowód: