poniedziałek, 31 grudnia 2012

Baranki i owieczki

Wczoraj, msza niedzielna. Siedzę i patrzę, jak to przy żłóbku kręcą się maluchy, czasem coś pokazują, czasem o coś pytają rodziców, normalka. Maryja i Józef pochylają się nad Dzieciątkiem, pasterze, rzecz jasna, się kłaniają, wół i osioł chuchają, a baranki i owieczki patrzą nieco tępo przed siebie przeżuwając sianko. 

I przypomniała mi się podobna sytuacja dobrych kilka lat temu, i jak to w taką sielankę przyżłóbkową wpadło nagle zamieszanie. Patrzę, a jakiś opatulony brzdąc zachylił baranka i zwiewa ile sił w trzyletnich nóżkach, a za nim pędzi spłoszona mama. Oczywiście dzieciak nie miał szans, rodzicielka go dopadła, a ten w bek, że chce mieć baranka! Barankaaaa! - ryczy. - Chcę mieć baranka!

Kochani, życzę, żeby każdy z Was w nowym roku dostał swojego baranka, czymkolwiek ten baranek miałby być. Takiego własnego, swojego i na amen. ;)

czwartek, 27 grudnia 2012

Haiku o oliwce :)

9th International Kukai, December 2012

Pierwszy raz wzięłam udział w haikowym konkursie, wyniki miło mnie zaskoczyły. Otrzymałam 15 pkt i 4 miejsce, a wygrała Sanjukta Asopa z Indii. Pozostali Polacy: Robert Kania (15 pkt), Krzysztof Kokot (9 pkt), Urszula Wielanowska (4 pkt), Lech Szeglowski (3 pkt) i Irena Szewczyk.

A oto moje malutkie haiku:

olive
in his mouth
her nipple

niedziela, 23 grudnia 2012

Świątecznie-serdecznie

K.I. Gałczyński
Podobno jest gdzieś ulica


A podobno jest gdzieś ulica
lecz jak tam dojść? którędy?
ulica zdradzonego dzieciństwa,
ulica Wielkiej Kolędy.
Na ulicy tej taki znajomy,
w kurzu z węgla, nie w rajskim ogrodzie,
stoi dom jak inne domy,
dom, w którym żeś się urodził.
Ten sam stróż stoi przy bramie.
Przed bramą ten sam kamień.
Pyta stróż: "Gdzieś pan był tyle lat?"
"Wędrowałem przez głupi świat".
Więc na górę szybko po schodach.
Wchodzisz. Matka wciąż taka młoda.
Przy niej ojciec z czarnymi wąsami.
I dziadkowie. Wszyscy ci sami.
I brat, co miał okarynę.
Potem umarł na szkarlatynę.
Właśnie ojciec kiwa na matkę,
że już wzeszła Gwiazda na niebie,
że czas się dzielić opłatkiem,
więc wszyscy podchodzą do siebie
i serca drżą uroczyście
jak na drzewie przy liściach liście.
Jest cicho. Choinka plonie.
Na szczycie cherubin fruwa.
Na oknach pelargonie
blask świeczek złotem zasnuwa,
a z kąta, z ust brata, płynie
kolęda na okarynie:
Lulajże Jezuniu...



Do wiersza, który mnie niezmiennie wzrusza dołączam swoje dobre życzenia i zdjęcia jasełek z naszych szkolnych wigilii. Dobrego, błogosławionego świątecznego czasu i by pomimo wszystko "serca drżały uroczyście" i po staroświecku.

czwartek, 20 grudnia 2012

Trzy pogrzeby przed końcem świata



                                               Dorocie i Jakubowi

Tytuł zaczął się od Doroty, na którą pospadały śmierci,
jakby nie można było z tym poczekać – w końcu
i tak koniec świata lada dzień. Zamieszanie
z tym umieraniem, ubieraniem, przebieraniem
się za kogoś, kim nie będziemy. Najpierw

był tytuł, Kuba śmiał się, że dobry,
więc trzeba napisać ten wiersz,
a ja przecież nie cierpię robić planów
– pakuję się, przeprowadzam, wyjeżdżam.
Nie cierpię. Ale przecież trzeba robić plany,

więc zanim cokolwiek, pamiętaj:
trzy pogrzeby przed końcem świata
lodowate ostrza w nas.

17.12.2012 r.

wtorek, 18 grudnia 2012

sZaFa stoi od niedzieli!

Nowa, świeżutka; wprawdzie z moich rzeczy z racji na brak czasu tylko rozmowa z Kubą Sajkowskim o poezji Marzanny Bogumiły Kielar, recenzje, które były w planie, się nie napisały, ale jeszcze nic straconego, będą kolejne numery. A teraz - czytamy i oglądamy - dla każdego coś dobrego!

http://www.szafa.prezentacje.pl/


niedziela, 9 grudnia 2012

"Praskie Madonny" w "Gościu Niedzielnym"

Recenzja e-booka "Takie zwykłe praskie Madonny" ukazała się w warszawskim dodatku Gościa Niedzielnego. O samej inicjatywie pisałam TUTAJ, a mój wiersz z e-booka pojawił się na blogu O TUTAJ. Niektórzy autorzy są zaskoczeni, niektórzy rozbawieni, a mi było miło przeczytać cytowane moje słowa.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Marzanna Bogumiła Kielar, WODY PODZIEMNE

1.
Sny obok płyną. I miłość - wszystko, czym była
nim opuściło nas światło. Zapach odkryty w półśnie na ramieniu,
po twoim wyjściu. Nasz czas sprzed czasu.

Pamięć jak przebudzony wulkan
wyrzuca chmury rozżarzonego popiołu i pali zieleń dni; wirują źdźbła

w półprzejrzystym, rozedrganym popołudniu, gołębie pióra chwil.
Krwawią drzazgi domu powbijane w materię lat, w narodziny
i rozpad jej cząstek, w martwe i żywe.

2.
W szczeliny i pęknięcia dni dostała się śmiertelna woda;
krążą podskórne potoki, rozlewając się w zastoiska.
Powoli zamarza, powiększa swoją objętość. I rozsadza - jak kamienie i głazy -
nasze sny,
by dalej żłobił je lodowiec, wiatr.

Śmierć: jej żelazna pokrywa; mroźne, pylne wnętrze.