Wczoraj, msza niedzielna. Siedzę i patrzę, jak to przy żłóbku kręcą się maluchy, czasem coś pokazują, czasem o coś pytają rodziców, normalka. Maryja i Józef pochylają się nad Dzieciątkiem, pasterze, rzecz jasna, się kłaniają, wół i osioł chuchają, a baranki i owieczki patrzą nieco tępo przed siebie przeżuwając sianko.
I przypomniała mi się podobna sytuacja dobrych kilka lat temu, i jak to w taką sielankę przyżłóbkową wpadło nagle zamieszanie. Patrzę, a jakiś opatulony brzdąc zachylił baranka i zwiewa ile sił w trzyletnich nóżkach, a za nim pędzi spłoszona mama. Oczywiście dzieciak nie miał szans, rodzicielka go dopadła, a ten w bek, że chce mieć baranka! Barankaaaa! - ryczy. - Chcę mieć baranka!
Kochani, życzę, żeby każdy z Was w nowym roku dostał swojego baranka, czymkolwiek ten baranek miałby być. Takiego własnego, swojego i na amen. ;)