Ameryka poza NYC, zupełnie inna, schludniejsza, czystsza, spokojniejsza. Przestrzenie. Jedziemy. Pojawiają się wzgórza. Jest pięknie.
Wciąż jeszcze na szerokich drogach gęsto od samochodów. Zupełnie nieświadomie uchwyciłam na zdjęciu ceny stacji paliw, można spokojnie odczytać, ile co kosztuje...
Jest tu widoczna ta jakaś mania (a może konieczność) wielkości. Duże samochody, szerokie wielopasmówki, słupy takie, że trzeba szeroką przecinkę w lasach utrzymywać...
A po drodze miasteczka, wsie, osady pochowane w zieleni. Ten domek, jak z bajki, był "for sale", razem z warsztatem samochodowym. Kiedy będę sławna i bogata, kupię w Pensylwanii domek w lesie nad jeziorem i będę tam przylatywać na wakacje - postanawiam. ;)
Uwielbiam te przestrzenie i zieleń - wyjątkowo intensywną, gęstą. Wśród drzew wiele akacji, jesionów, dębów, klonów. I pnącza, różnorodne, drzewa wysokie, smukłe i oplecione tą zieleniną, że prawie nie widać pnia. Istna szmaragdowa ściana. Jakby nie było, klimat łagodniejszy niż w Polsce, duża wilgotność, krótsze zimy - roślinność szaleje.
I dalej - zielono, zielono, zielono... Przestrzeń, że tylko oddychać pełną piersią.
Pojawiają się to stawy, to jeziora, rzeczki, mostki. Piękna droga. Tak jak nie mogłam się napatrzeć na manhatańskie widoki, tak i tu pasę oczy ile się da.
Po drodze mijamy stare farmy rodem z amerykańskich filmów. Oczywiście całe w zieleni, niektóre sypiące się, opustoszałe, niektóre nowoczesne i tętniące życiem.
I - oczywiście - kościoły. Różnorodnych wyznań, wielkości, kształtów. Kolejna rzecz charakterystyczna dla Ameryki (obok pewnej "manii wielkości") - różnorodność.
No i domki, domki... Króluje w miasteczkach i wioskach sajding. "Amerykańskie" okna, idealnie wystrzyżony trawnik przed domem, kwiaty. Przyjemnie, bardzo.
Po drodze zatrzymujemy się w jakimś niewielkim miasteczku, żeby zrobić zakupy. Trawa na poboczach przystrzyżona, porządek. A gdybym urodziła się na przykład tutaj... :)
Przed sklepem - skrzynka pocztowa. O - myślę - jaka amerykańska! Później przy głownych drogach zobaczę rzędy skrzynek. Domki pochowane w lasach, przy bocznych drogach, a skrzynki z numerami przy głownej, rządkiem. "Takie amerykańskie". :D
Pozostałości kolejnej farmy, ach jakie malownicze na tym błękitno-zielonym tle.
Region rolniczy, zatrzymujemy się przy jakimś gospodarstwie, żeby kupić świeżutkie warzywa i owoce. Poza nimi - wszelkie możliwe ogrodowe ozdoby, rośliny.. Cóż za piękny kicz...
Wśród delfinów, lwów, pasterek, gryfów, żółwi, itp, skromnie nieco na uboczu sam... bodajże św. Franciszek.
I na końcu drogi czeka na nas Sunrise Lake. Dom w lesie, zejście na brzeg jeziora. Po nowojorskim szaleństwie kojąca cisza. Przypominają się Mazury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz