piątek, 17 grudnia 2021

Mój dziennik - wpis nr 1

 17 grudnia 2021 r.

No cóż, no cóż... Jak to mówi mądre przysłowie "Słowo się rzekło, kobyłka u płotu" (a propos's pochodzenia tego przysłowia - pamiętam, jak wyczytałam w Wikipedii, jaką ma genezę, o tu: KOBYŁKA U PŁOTU). Wymyśliłam na trzy najbliższe tygodnie dla mojej Va projekt. Pisanie dziennika. I żeby nie było im smutno, obiecałam, że również będę prowadzić zapiski. Regularne, w miarę możliwości nawet codziennie. A kiedy zajrzałam dziś do reteskowa, czyli tutaj, okazało się, że bardzo zaniedbałam mój blog. I moja obietnica dla uczniów sprawi, że wrócę do notatek.

Jak dzień wyglądał? Pracowicie, intensywnie. Rano, po siódmej, byłam w szkole, ponieważ od 7.30 mieli zgłaszać się rodzice uczniów po laptopy wypożyczane na czas zdalnej nauki. Po ósmej zastąpiła mnie jedna z koleżanek, ponieważ wędrowałam na lekcję. Porozmawialiśmy sobie z uczniami o pamiętniku i dzienniku, czym się różnią, w czym są podobne i opowiedziałam o projekcie, a po wszystkim pośpiewaliśmy kolędy, gdyż przyniosłam gitarę. Ha! Chyba byli zaskoczeni, że potrafię grać. A na przerwie pogadaliśmy sobie o różnych innych sprawach. Lubię rozmowy z nimi. :)

Później byłam na obserwacji lekcji, fajnej lekcji języka angielskiego. I dzieciaki mnie też zaskoczyły, bo zapytały, czy umiem grać (biegłam z lekcji w Va bezpośrednio na ten angielski z gitarą). No to sobie kolędkę trzasnęliśmy na przerwie i w IIIa. Super!

Wróciłam do sekretariatu, a tam obowiązki, laptopy, telefony... Życie. Pod koniec dnia wyskoczyłam pomóc przygotować naszą szkolną malutką wigilię. Każdy z uczestników coś przygotował i jak zwykle - okazało się, że stół się przysłowiowo "ugina". I na spotkaniu były dobre słowa, był śmiech, żarty, wspólne śpiewanie kolęd. Dobry czas.

A jeszcze później wpadłam na chwilę do domu, lekko się ogarnęłam i za godzinkę pojechałam do mamy. Tam zrobiłyśmy (ja i moja siostra cioteczna) spotkanie online między dziewięćdziesięciodwuletnią ciocią a moją osiemdziesięciotrzyletnią mamą. Ach, ta technika! A później pomoc mamie, jak co dzień wieczorem. I po 20.00 do domku. Dłuuuuugi dzionek.

A teraz piszę tę kilometrową notatkę, przeglądam FB, gawędzę to z tym, to z owym i słucham Chopina w wykonaniu Bruce Liu.

Ciekawe, czy któryś z uczniów przebije długość mojego zapisu. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz