wtorek, 3 lipca 2012

Szaleństwa w parku wodnym

Licząc, że może w poniedziałek będzie nieco mniej ludzi niż w weekend, wybraliśmy się do parku wodnego Splish Splash na Long Island.


Spory kawałek drogi z NY, ale amerykańskie autostrady są takie, że sunęliśmy jak po masełku.


Po drodze różne widoki, ale był taki moment, kiedy po obu stronach pojawiły się zboża i teren zrobił się tak płaski, że można było pomylić z polskim krajobrazem. :)


Dojeżdżamy, ogromny parking - oczywiście płatny. Bądźmy szczerzy, tu nie ma nic za darmo. Park wodny to ogromny interes, ciekawe, jakie ilości ludzi przewijają się tu w ciągu tygodnia.


Na parkingu na gości czeka... ciuchcia. To takie amerykańskie - myślę sobie - 500 metrów spaceru i potrzebny dowóz. :)


Splish Splash wita nas wielkim szyldem, tłumem (jednak) przybywających ludzi, sklepikami, barami szybkiej obsługi i komercją związaną z takimi miejscami.


Całość robi duże wrażenie - to pierwszy park wodny na powietrzu, który odwiedzam. Rozległy teren, przeróżne atrakcje i dla tych mniejszych dzieci, i dla większych, i dla dorosłych, którzy lubią wodę, rzecz jasna. Wypróbowujemy część z tych miejsc. Nie wszystkie, bo niektóre mnie osobiście przerażają - zjeżdżalnie przyprawiają o zawrót głowy. Stanowczo moim i Kuby ulubionym miejscem staje się Lazy River, po której pływa się na wielkim dmuchanym kole pod wodospadami, przez fale, fontanny... słoneczko, lenistwo... mrrrrrrrr...


Zdjęć z samego parku po prostu nie ma, gdyż - albo zdjęcia, albo korzystanie z atrakcji, aparat i cała reszta zostawiona w zamykanej szafce, a my - hajda. Fotki jeszcze pstrykamy po wszystkim, kiedy około siódmej decydujemy się zbierać do powrotu. Opaleni, umęczeni, zadowoleni, że hej!


Ciuchcia czeka...


A na parkingu "ptaki głuptaki" - zachowują się jak przydomowe kury, nie boją się ludzi i tylko czekają na jakiś kąsek. Siadają bezczelnie na samochodach i gwiżdżą na wszystko.


Jeszcze kilka chwil i mkniemy w stronę zachodzącego nad Nowym Jorkiem słońca.


Do domu docieramy półmartwi, kolacja, prysznic, szykowanie dzieci do snu. Adam pyta, czy mam ochotę na Warkę Strong, po takim dniu - chętnie. Idę zapytać, czy Beatka też chce. Wchodzę do sypialni i pytam: Betty, trzaśniesz ze mną Warkę Strong? Beatka mówi, że nie wie, o której dzieci zasną, żebym nie czekała na nią, itd... Na to Kubuś: retesko, ja z tobą trzasnę! :D:D:D

4 komentarze: