sobota, 14 lipca 2012

Pensylwania - część I

Pensylwania, jeden ze stanów USA, leży niedaleko Nowego Jorku. Od Sunrise Lake, czyli Jeziora Wschodzącego Słońca, do którego zmierzamy, dzieli to miasto ok. 140 km. Ciekawostką jest fakt, że droga prowadzi przez trzy stany: Nowy Jork, New Jersey i samą Pensylwanię. Z Queens trzeba przedrzeć się przez Manhattan - jedziemy.


Po drodze jeszcze różne sprawy do załatwienia, więc mam możliwość napatrzenia się znów na niesamowite serce NY. Tuż nad nami - wagonik kolejki sunie nad ulicami...


Przejeżdżamy obok słynnego Jankee Stadium.


I niezmiernie fascynująca plątanina ulic, mostów, wiaduktów, tuneli... Żartujemy, że aż dziw bierze, że taka ilość dróg w odpowiednich miejscach się schodzi, a w odpowiednich rozchodzi.


Manhattan to także ciągłe budowy, zwłaszcza dróg - korki praktycznie są wszędzie, mimo, że pasów na ulicach przybywa. Pasów, rzecz jasna, dla kolejnych ciągów samochodów.


Widoki są oczywiście niesamowite, zwłaszcza, gdy na wysokim brzegu rzeki Hudson z zieleni zdaje się wyrastać wieżowiec.


A w oddali kolejne wieżowce. Wkrótce okaże się, że autostrada prowadzi... pod nimi!


Zbliżamy się - znów widać wyraźnie, że prace nad poszerzeniem wiaduktu trwają.


I rzeczywiście, droga prowadzi pod te bloki. Zamykam oczy, kiedy przejeżdżamy pod kolejnymi. Filary podtrzymujące stropy nad nami zdają się być stanowczo za cienkie! Wyobrażam sobie, że pękają pod ciężarem jak zapałki... Brrrrr...


I jeszcze jeden most z panoramą miasta - lubię te widoki i nie mogę się - ja, bynajmniej nie miejska istota - napatrzeć.


No i wreszcie za Nowym Jorkiem, to już zapewne New Jersey. I kolejna rzecz, której bezczelnie zazdroszczę - drogi. Drogi, ach, jakie drogi. Zawsze szerokie, zawsze kilkupasmowe. Jak mogłoby być zresztą inaczej przy tej ilość samochodów?

2 komentarze: