niedziela, 7 lipca 2013

Wciąż kocham cię jak Irlandię...

Jest 23.12, kiedy zaczynam pisać ten post. W Irlandii wciąż jest widno, życie trwa, nikt nie myśli o spaniu, no może oprócz Doroty, którą dopadła po dzisiejszym słonecznym i upalnym całkiem-nie-irlandzkim dniu alergia gigant. Pachnie sernik, który lada chwila Małgosia wyjmie z piekarnika, przed chwilą z przydomowego trawnika ściągnęliśmy na domowe kanapy. Ten kawałek wyspy, który zobaczyliśmy do tej pory, przecudny - zielono i zielono, domki jak z bajki, zielone, czerwone, chabrowe okiennice i drzwi, proste kształty, wszędzie murki i żywopłoty. Irlandia. Z całych sił powstrzymuję się, żeby nie nucić Kobranocki. 

Wczoraj cudowna podróż do Cliffs of Moher - Moherowych (sic!) Klifów. Po drodze wybrzeże Oceanu Atlantyckiego, zmienne i niezwykłe, wiatr i wiatr, zapach oceanu, wszystko będzie w odpowiednim czasie na zdjęciach...

Wakacje, czuję, że się rozpoczęły. Po ostatnich szalonych miesiącach, tygodniach i dniach poczucie, że nic nie muszę, nigdzie nie trzeba pędzić, że czas i spokój jest nie do opisania. 


1 komentarz: