wtorek, 26 czerwca 2012

Dzieci

W Ameryce są pępkiem świata, prawdziwą nadzieją przyszłości, rozpieszczane, mają wszystko, co chcą, nie słyszą złego słowa, podniesionego głosu, pozwala się im na wszystko. W sklepach, kawiarniach, knajpkach nikt nie zwraca uwagi dziecku, które przestawia rzeczy na półkach, grzebie w rzeczach, przewraca. Czy to dobrze czy źle? Czy dziecko lepiej wychowywać w poczuciu bycia kimś najważniejszym czy przeciwnie - dobrze, kiedy się uczy, że nie może mieć wszystkiego? Bardzo podoba mi się ta cierpliwość rodziców względem pociech - tu ojciec czy matka nie podnosi głosu, tłumaczy, namawia... Ale z drugiej strony czy taki maluch powinien dostać wszystko, czego tylko sobie zażyczy? W NY mijam często boiska z grającą na nich młodzieżą, kolorowe place zabaw. Hitem są miejsca z fontannami (takie jak na zdjęciach z Manhattanu), gdzie dzieci szaleją do zupełnego przemoknięcia - czysta radość. I myślę sobie, że w Polsce to byłoby niemożliwe. Gdyby tak znaleźć złoty środek i wychować dzieci na ludzi znających swoją wartość, pewnych siebie, przebojowych, a jednocześnie szanujących innych i wrażliwych na potrzeby drugiego człowieka...











7 komentarzy:

  1. Cudnie, już wyobrażam sobie Jag... czyste szaleństwo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. otóż to, ładnie napisałaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pedagog, ktory ma nadzieje, ze nie pozjadal wszystkich rozumow. :)))

      Usuń
  3. Ach! znalezc taki zloty srodek... Ale dzici nowojorskie, to pieknie Ci wyszly- Retelko:) moj Kubi by powiedzial "mamusiu , ale byly pryskacze"

    OdpowiedzUsuń
  4. No bo pryskacze to rewelka, Betti. :D

    OdpowiedzUsuń