czwartek, 30 grudnia 2021

Mój dziennik - wpis nr 12

 30 grudnia 2021 r.

Dziś mieliśmy akcję pod hasłem "straż pożarna". Po południu, kiedy powoli zamierzałam zbierać się do mamy, zadzwoniła Ania. Zapaliły się sadze w kominie, straż pożarna przyjechała, wszyscy na podwórko musieli wyjść, trzeba zabrać mamę, bo nie wiadomo, ile potrwa akcja. 

Więc sprawnie się opatuliłam, wyszłam na zewnątrz i odetchnęłam, że odwilż i że nie stoją na mrozie. Autko - kierunek Osiedlowa. Już z daleka widać było migające światła wozów strażackich, podjechałam z jednej strony, zatrzymałam się, a tam - nasi strażacy, aż odetchnęłam widząc życzliwych ludzi, dzięki chłopaki! Okazało się że nie przejadę, bo zaraz podnośnik się pojawi, więc zawróciłam. Z drugiej strony, powolutku dotarłam, załadowaliśmy mamę i przywiozłam do domu. Dobrze, że schodki nie są wysokie, więc powoli weszliśmy do mieszkania. Ogarnęłam mamę, a za moment przybyli Ania z Tymkiem - okazało się, że nie wiadomo, kiedy będzie można wejść do domu. Więc herbata gorąca i czas na pogadanie. Ania powiadomiła Jagodę, więc i ona dołączyła. Grzegorz czekał, aż straż załatwiła, co trzeba, potem jeszcze kominiarz dotarł odnaleziony przez mego brata. I właśnie przed chwilą cały zestaw rodzinny pojechał do domu. Zrobiło się cichutko.

Uff, dobrze, że nic się złego nie stało.

Z rzeczy innych - wspólnie wysłuchaliśmy w tym czasie w Radiu Białystok audycji Marcina Glińskiego pt. "Portret Grzegorza Radziewicza". Bardzo dobra robota, panie Marcinie. :)

O, tu można posłuchać: Portret Grzegorza Radziewicza

2 komentarze: