poniedziałek, 15 października 2012

Różycki - Podsiadło 1:0

W sobotę, chociaż nie chciało mi się piekielnie, gdyż ogarnęło mię lenistwo nieziemskie, przymusiwszy się, wyruszyłam do Białegostoku. W ramach Festiwalu Literackiego "Zebrane" zaplanowałam obecność na spotkaniu z Tomaszem Różyckim oraz Jackiem Podsiadło. Pierwszego zdarzyło mi się już słyszeć ongiś w Miłosławiu, przy okazji Nagrody Kościelskich, a drugiego w Warszawie na spotkaniu w Kordegardzie. Cóż o tych poetach? Hmmm... Różycki to klasa, poeta doctus - cenię i lubię jego wiersze, zwłaszcza tom "Kolonie", a mój ulubiony wiersz przypadkowo został przeczytany i poprosiłam o dedykację właśnie przy nim:



Jacek Podsiadło... Hmmm... Tak "hymkam", ponieważ słuchałam najnowszych wierszy i zastanawiałam się, kiedy bunt przestaje być buntem, a jest założeniem buntu. Młody Podsiadło, wściekły i zbuntowany był prawie że bożyszczem młodzieży, wiersze miały moc, jakiś ciemny urok. Podsiadło dojrzały, nadal zbuntowany, takowego uroku już nie posiada. Nie posiada - moim skromnym zdaniem. Jakby brakowało decyzji o ruszeniu w drogę, jakby pozostawała obawa przed wyjściem z (wybaczcie, ale tak mi się kojarzy) "bezpiecznego wkurwienia". Dlatego jednak, po spotkaniach poprzednich i ostatnich, w zestawieniu Różycki kontra Podsiadło - stawiam na Różyckiego.


A po wieczorze spotkała mnie niespodzianka, albowiem podeszła do mnie pewna sympatyczna pani, która od początku zdawała mi się znajoma i zapytała: przepraszam, Teresa Radziewicz? A następnie mi się przedstawiła i uśmiechnęła. A następnie rzuciłyśmy się sobie w ramiona, ponieważ była to moja daaawna przyjaciółka, której nie widziałam ponad... (o Boże, o Boże) dwadzieścia lat! Te dwadzieścia lat temu gdzieś się - wobec powszechnej nieobecności na świecie telefonów komórkowych i komputerów - pogubiłyśmy, żeby po tylu latach odnaleźć. A tu zdjęcie - od prawej Ania, ta spotkana w sobotę, a w środeczku ja - gdyby ktoś nie poznał. Oaza w Różanymstoku. Czasy prehistoryczne.



Telefony wymienione, niedługo spotkanie i długie Polek rozmowy. A w sobotę czekał mnie jeszcze nocny powrót do domu i przy okazji złapany aparatem w telefonie Pałac Branickich.


 

11 komentarzy:

  1. Świetne spotkanie zatem... fajnie :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam, bo mnie wciągnęło....:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Jo, Dorot też ryła. :D
      Nie takie rzeczy miewałam na głowie...

      Usuń
    2. hihihi, niektóre rzeczy są sztuką absolutną :D
      wierzę Rety, wierzę... :D

      Usuń
  4. Takie moje dwie opinie - Podsiadło się wypstrykał już dawno temu. Tom "Kra" sprzed paru lat był wręcz szokującym spadkiem formy.

    Różycki? Ech, tu też zawód - jego "Kolonie" mi się nieco na siłę wydawały - i liczba wierszy, i ilość wersów w każdym tekście... trochę to naciągane i nieco wysilone. A powtarzalnosć motywów mnie czasem aż za bardzo raziła.

    pzdr

    Jednak obu poetów cenię i to bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli chodzi o J.P. - trudno wydawać aż tak kategoryczne sądy, spadek formy nie zwiastuje zupełnego wypstrykania, zobaczymy. W przypadku T.R. nie mam - na szczęście - poczucia zawodu. I też zobaczymy, co dalej.

      Serdecznie.

      Usuń
  5. Miałam okazję spotkać obu poetów, zamienić z nimi kilka zdań.
    Z tym, że nie słyszałam czytającego Jacka Podsiadło.
    Co do T. R racja :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jacek Podsiadlo byl , jest i bedzie dla nas przykladem i wszechpoeta, a wy -niekumaci -idzcie sie sami wypstrykac.......i precz z brudnymi lapami od Mistrza.

    OdpowiedzUsuń