Grudzień był tak ostry, że ptaki zamarzały,
gdy tylko przysiadały na gałęzi. Hanna codziennie
odgarniała śnieg, czekając, kiedy mróz schwyci
te najgorętsze. Przylecą, a zimna bestia ściśnie skrzydła
i puste kostki wypełni lodem. Wreszcie przestaną wracać,
pojawiać się z nienacka, zagarniać ciało, podpalać. Dni
kłuły coraz mocniej, zdawało się, że rtęć w termometrach
zniknie. Hanna czekała. Sprawdzała każdego ranka,
kiedy na ścieżce zalegną spopielałe
ognistopióre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz