środa, 28 sierpnia 2013

Dzisiejsze łupy...

Z pracy wróciłam po siedemnastej, zaczęło się, ach, zaczęło. Właściwie zaczęło się już w połowie sierpnia. Praca, ach praca... Czasu brak na cokolwiek, wszystko w biegu i w biegu, Basia mówi, że naprawdę nie mam czasu, ponieważ nie widać mnie na fejsbuku. No cóż, jest to jakiś wyznacznik. :)

Wracając do baranów - z pracy po siedemnastej, półprzytomna, wskoczyłam w dresik i sandałki - i na spacer. Dogoniłam Grześka, który szedł biegać (w sumie biegł biegać ;)) i za tory z nim potruchtałam, żeby pogadać. Potem puściłam go dalej samego, a wracając spacerem przez chaszcze zapolowałam...








3 komentarze: