Mój drogi, dotarliśmy już do granic kraju,
piaski przesypują się tu jak w klepsydrze,
więc czas zwolnił. Oddycham spokojniej
i uczę się odczytywać znaki, na przykład
zeszłoroczne truchło biedronki znalezione
za okienną ramą czy karaluchy znieruchomiałe
po zapaleniu światła – tak ludzkie w udawaniu
śmierci. Tego też się uczę – samotnego umierania,
kiedy znika światło. Mój drogi, ostatnio
światło gaśnie coraz częściej. Czekam już,
kiedy zgaśnie na zawsze.
smutek
OdpowiedzUsuńSmutek.
UsuńPo długim czasie bycia razem światło gaśnie, na zawsze, i nic nie można zrobić, taka kolej rzeczy...nie można się smucić!...koleje życia zmienne są,należy się z tym pogodzić i iść naprzód...nawet samotnie ,ale zdrowo, bez toksyny zatruwającej jedyne dane nam życie
OdpowiedzUsuńa światło gaśnie...ale też zapala się...a właściwie to my je zapalamy,
zapal więc na nowo swoje światło, nie bój się, otwórz się ...na miłośc
piękny wiersz, adekwatny...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Dziękuję za wczytanie się. :)
Usuńnie wiadomo kiedy nam zgaśnie,
OdpowiedzUsuńnie ma co się spieszyć
pozdrawiam pogodnie
Ono samo się śpieszy, to gaśnięcie, samo przychodzi.
UsuńSerdecznie. :)
smutny wiersz. i, tak mi się wydaje, potrzebny.
OdpowiedzUsuńJak już się pojawił, to niech będzie. :)
Usuń