a
jemu
została
tylko chęć
pobożna dłoń
aby znowu napiąć
ścięgna palców bólu
pochłeptać ze spoconej
skóry zdartą obgryzać tak
dokładnie żeby żaden skrawek
nie stwardniał nad mięsem kiedy
spotkają się znowu u podnóża skały
tak hardej że nie zniży jej stromizny
niczym ani groźbą jedynym co dorzucić do
szczytu potrafi ani zmiękczyć błaganiem potu
co się stacza z całego ciała tak obficie że ze
zbocza jak strumień górski spada z zaciekłością w
dół oto znowu powraca do swego kamienia Syzyf źródło
dorzeczem nabrzmiałych żył Syzyf źródło początek rzek
Bez dyskusji! :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czym się zachwycać. Taka poezja konkretna, którą Wiesiek w młodości starał się uprawiać (ten wiersz z ukazał się w 1969 w 'Portrecie z nagonką', który był gotowy już w 1966 - Wiesław miał więc max. 27 lat!). Dużo takich tekstów, tak formalnie stylizowanych, wtedy powstawało; byli też lepsi od niego. Ale, jak każdy, WK szukał formy - a też i nie mieścił się w formie; że aż uciekał i w Różewiczowy "reportażyzm" (termin ten przed chwila wymyśliłem), i w gazetowy donos, i - w ostatnim okresie życia - w poetycką prozodię.
OdpowiedzUsuńNiezły tekst, nawet dobry - ale od zachwytów "bezdyskusyjności" pochwalnie czytanej przez mojego pre-komentarora - dalekim...