Musi skończyć z tkliwością, wzruszaniem się
na widok mlecznego światła pierwszego śniegu
i nieporadnych staruszków na przystanku. Dość,
dość oczu na mokrym miejscu i dość tych poruszeń
mięśnia po lewej stronie klatki piersiowej. Hanna
wyciąga stare krawieckie nożyce matki, które skroiły
niejeden najważniejszy ubiór: żołnierskie szynele,
sutanny, garnitury do ślubu i do trumny. Hanna tnie,
ostrza przeciągnięte szlifierką, jak brzytwa, odrzucają
tęsknoty. Nie ma dla was miejsca w życiu, nie ma miejsca
w wierszach, idźcie precz, pępowina odcięta. Żyjcie cudzym
cierpieniem.
Wcale nie jest ostry! Raczej opisuje pragnienie ostrości. Fajnie opisuje:)
OdpowiedzUsuńDzięki, Marku.
OdpowiedzUsuńTytuł przekorny jest, masz rację. :)
No tak, ciepły wiersz - wściekle ciepły :-)
OdpowiedzUsuńCiekawie podane kobiece ciepło Hanny.