poniedziałek, 25 stycznia 2010

Trzy Chagalle

Joanna Lewandowska

Chagall


mój Marku to jest ta wioska
z której Salomea poleciała do Jerzego
i razem objęci płynęli
przez północne niebo
aż zanurkowali w zaspę
głowami pośrodku lasu

dzieją się tu rzeczy niesłyszalne
i takie których nie widać bo widać tylko
ludzką ciekawość i litery w prasie
albo długie zimowe opowieści

mój Marku welon Salci
sięgał aż do samego skraju
sięgał nawet jeszcze dalej bo my dzieciaki
biegliśmy jak można najszybciej
żeby złapać koniec
a on wlókł się aż za granicę
której nie wolno nam było przekraczać

na północnym niebie tego dnia
działo się różowo i w akwamarynach
oczu Salci uśmiechały się istotne ogniki
poruszonych tajemnic

w twarzy Jerzego najważniejszym uczuciem
były wąsy to one zamiotły horyzont
z pojedynczych w tym dniu chmurek
i wyrysowały linie które pocięły niebo
jak nitki odrzutowców

a później już był las biało
w naszej wsi trzaskały ogniska
a matki zawodziły że się traci córkę syna
a najbardziej że ta purpura nieba
jest tak piękna
że nie da się ani słowem opisać
-------------------------------------------------------
------------------------------------------------

Paweł Podlipniak

Według Chagalla. Wystawa rysunków dzieci w schronisku na Maciejowej. Gorce.lato-R.jesień 2008.

Koza skacze przez księżyc, gdzieś ponad dachami
na kozim grzbiecie chłopiec, ściska w ręku precel,
precel jest sam jak księżyc, słabym światłem świeci,
sypie z nieba okruchy - nocne lęki karmi.

Pełne mleka są piersi sarniookich madonn,
w korowodzie do studni (skwar łoźnieński parzy),
potem każda przeniesie w dzbanie chłodne szalom
zasłuchana w muzykę studziennych żurawi,

co się z łańcucha zrywa, leci nad gontami,
a za muzyką pomkną wronie stada skrzypków,
zakołują, zajęczą, końskim włosiem szybko
szarpną, bez kalafonii, z nerwem nad nerwami.

Łupiny spadną z dźwięków, a wtedy dziewczynka
zbierze je, schowa w koszu między płomieniami
dzikojesiennych liści i w jarzębin kiściach,
w obrazkach kwaskowatą żółcią wyklejanych,

zanim nuty na popiół lisi ogień strawi.
Cisza drze się jak pierze z sypanej poduchy,
słychać głos zagniewany - "Menuhiiii, Menuhiiii",
lecący w stronę skrzypków (gdzieś ponad dachami).

Struny zabrzęczą słodko, klarnet zaklangorzy
i dziewczynka zadrobi do taktu stópkami,
kosz rzuci, potem ruszy w taniec księżycowy
między stosami precli makiem obsypanych.

Woda śpi chłodno w wiadrach, lęk się srebrem nadął
chłopiec marzy o piersiach sarniookich madonn.
-------------------------------------------------------
------------------------------------------------

Teresa Radziewicz

EREW TOW, PANIE CHAGALL, EREW TOW

Tak słodko szeptała Bella Rosenfeld, kiedy mijała
Marka wracając do domu w niebieskiej sukience.
Erew tow brzmiało jak czyste dwukreślne C, jak kabała;
nie wiedział jeszcze czy może na nią patrzeć, a więcej?

A kiedy wręczał jej ketubę i trzymał spłoszone ręce
pod chupą; czy prorokował, że powiedzą spełnieni
pierwsze wieczorne laila tow? Że staną się naprędce
kochankami w bzach, kochankami w czerwieni?

Pod chanukową lampką zamieszkali w pragnieniu
jak w kręgach: dom, sztetł i ciche wspominanie pieśni
w jego obrazach, w jej wierszach. Potem tyle kamieni
przy każdym dniu. Kamienie z miejsca na miejsce nieśli.

Oddzieliło się ciało z twego ciała, kość z kości;
laila tow. Pisałeś: wszystko stało się ciemnością.

4 komentarze:

  1. pamiętam ten wiersz z Maciejowej. bardzo bliskie jest mi takie obrazowanie, dlatego trafił do mnie wtedy innymi drogami, niż większość wierszy.
    Twój pamiętam też, tego trzeciego nie pamiętam, ale za wszystki serdecznie żałuję ;)

    z bellowego najpiękniejsze miejsce to to:
    "że staną się naprędce
    kochankami w bzach kochankami w czerwieni"
    to takie kołowrotkowe miejsce egzystencjalne. cieszą la takie rzeczy w wierszach, dla takich rzeczy ma się język w gębie, umyśle i sercu

    OdpowiedzUsuń
  2. ja to napisałam jeszcze PRZED smsami marudzącymi!
    ha!
    ha!
    ha!

    OdpowiedzUsuń