środa, 4 listopada 2015

To nic, to nic

                                                                                 Zdzisławowi Jaskule

Teraz, kiedy kończy się złota jesień, wyjeżdżamy
natychmiast: żadnych walizek, plecaków, toreb; tylko my
i słowa między nami. Będziemy szukać znaków, śladów,
szlaków – tylko tak leczy się melancholię:

ciągły ruch, gdy za bardzo boli

to przystawanie wśród płomyków, drzew i chryzantem,
to rozpamiętywanie wieczorne, to wspominanie,
to szorstkie rozcieranie w chłodniejących dłoniach

uścisków, rozmów, pocałunków. Gdzie jesteście, dokąd
zawiodło was życie, dokąd zawiodła śmierć? W bezruch,
w bezsenność, w bezustanne trwanie? Wyjeżdżamy – winni
i niewinni – tłumacząc się, że powrócimy, że na pewno,
ale teraz trwa wewnętrzna emigracja. To nic,

że ziąb, że mróz wżerający się w kości, że wiatr
lodowatym jęzorem liże przemarznięte ciała

obłokom każemy przyśpieszyć. Odnajdziemy

pierwsze przebiśniegi,
odcisk na rozgrzanym piasku,
drogę powrotną.

2 komentarze:

  1. ja bym skończyła go na "odnajdziemy", nazbyt szablonowo i łatwo i uwaga czułostkowo! ; ) kończysz ten naprawdę piekny wiersz. odnajdziemy - to jest słowo nadziei i beznadziei, poszukiwania upartego we mgle i straconych złudzeń. słowo w niebo i do piachu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, jakoś tak potrzebowałam konkretne: "znaki, ślady, szlaki". Może jak dojdę do wniosku, że czułostkowość trzeba uciąć, to utnę. A może nie dojdę. :)))

      Usuń