niedziela, 30 listopada 2014

Przypadek, ach przypadek...

Mój Boże, uwielbiam takie niespodziewanki, jaka mi się przydarzyła wczoraj. Ha! Nie tak dawno wróciłam do domu z Warszawy, wysiadam z autka, a tu mróz, mróz, mróz - 200 km przestrzeni, a jakbym w innej strefie klimatycznej się znalazła... Ale - z drugiej strony - kiedy ma być zima, jak nie w-prawie-grudniu?! Nieprawdaż? Ale, ale! Nie o tym miałam, o tym mi się wymknęło niejako przy okazji.

Wróćmy więc do piątku - rano wskakuję o jakiejś nieludzkiej porze w autko i sunę do stolicy - szkolenie, warsztaty (sama chciałam!), po drodze okazuje się, że policja kieruje samochody na objazd, bo na trasie Ostrów Mazowiecka - Wyszków jest wypadek. Robię jakieś nadliczbowe masakryczne kilometry i wpadam (dzięki temu, że wyjechałam wcześniej) w ostatniej chwili na szkolenie. Uff. Bardzo intensywne szkolenie zresztą, ale kawy mamy pod dostatek. W międzyczasie - zakwaterowanie. W pokoju z zupełnie przypadkowymi Basią z Siedlec i Olą z Olsztyna dochodzimy do wniosku, że coś może by wieczorem... Basia na to, że dwa kroki od hotelu jest Teatr Kiepury i wieczór z ariami operetkowymi. Dzwonimy - niestety, ani bileciku, choćby na najgorszym miejscu, choćby w ostatnim rzędzie, choćby na dostawce! Ani, ani! Basia dzwoni do syna, a ów syn drogi w internecie sprawdza okoliczne teatry. Jest! Teatr Komedia! Dzwonimy! Znaczy dzwoni Basia. Są, są! Właśnie w ostatnim rzędzie, ale co tam, bierzemy! Jak się dostaniemy? A moje autko i nieoceniony GPS?! 

Po skończonym pierwszym szkoleniowym dniu rezygnujemy z kolacji, wskakujemy do samochodu i  - na oślep, ufając nawigacji - suniemy na Słowackiego 19. Gdzie zaparkować!? Matuchno! Jest jakieś miejsce! Pędem do teatru - pytając po drodze, gdzie to dokładnie jest?! Wpadamy równo z pierwszym dzwonkiem, pod kasą kilka osób! Aaaaaaaa! Zdążymy? Zdążymy! Na dodatek zamiast ostatniego rzędu dostajemy dwa miejsca w szóstym i jedno w ósmym. Biorę ósmy, niech dziewczyny mają bliżej. Pierwsze miejsce z brzegu, na skos od sceny, trudno! Ale tuż przed zgaśnięciem świateł wypatruję pusty fotel w środku drugiego rzędu... pytam jedną z pań z programami, czy mogę.. I w ostatniej chwili przepycham się - wybaczcie widzowie na mojej drodze. Siadam. Miejsce idealne. Muzyka, kurtyna... Zaczyna się!

Moi drodzy, "Klejnoty" w Teatrze Komedii to nie żadna ambitna sztuka, żadne awangardy ani postmodernizmy. To porządna angielska farsa w najlepszym wydaniu, co równa się 1,5 godziny śmiechu - najcudowniejszy odstresowiacz. Na dodatek obsada - palce lizać: 

 Magdalena Wójcik (przedstawiać na pewno nie trzeba),










Sandra Staniszewska (z "Kamieni na szaniec", m.in.),












oraz trójka przecudownych panów - jeden lepszy od drugiego:

Łukasz Nowicki,









Jan Jankowski,









Marcin Perchuć - rzekłabym: polski Bruce Willis.











O "Klejnotach" można poczytać więcej na stronie Teatru Komedia czyli TUTAJ.

Jeżeli więc, mój drogi Czytelniku, pragniesz spędzić wieczór na rozkosznej rozrywce, pędź do Teatru Komedia, wyśmiej się tak, że będą Cię bolały mięśnie twarzy oraz przepona, a po spektaklu wpadnij - tak jak my - do małej kafejki przy teatrze na przepyszną tartę z twarogiem, ziemniakami, porem i więcej nie wiem czym. 

A kiedy wrócisz do domu - rozkoszuj się mrozem, połówką księżyca, gwiazdozbiorami na niezachmurzonym niebie (Orion i Kasjopea!), głupiutką komedią w TV, cudownymi pogaduchami, nadchodzącą niedzielą... Doświadczaj starannie (niestety, nie moje to określenie, a szkoda) prostych spraw.


1 komentarz:

  1. mhm Oriona i Kasjopeę to wszyscy poznają, a Perseusz, Byk, Smok, Pegaz to już co? pryszcz? ;D

    OdpowiedzUsuń