Dostałam niedawno telefoniczny ochrzan od znajomego (pozdrawiam, drogi Jerzy!), że mój blog zaczął przypominać informatorium ogólne zamiast opowiadać o mnie. Fakty mówią same za siebie - oprócz wczorajszej notki o sZAFie - ciemno, cicho i głucho. Ostatni post z 2 listopada! A i wcześniej więcej zdjęć niż słów. Po prostu - może słowa trochę przymarzły ostatnio i wolałam inaczej opowiadać o sobie? Przypomniał mi się wiersz, który kiedyś zadedykowałam Dorotce Surdyk, wiersz o zamarzaniu słów, zaraz go poszukam i wkleję - udaję się na poszukiwania owego tekstu. I jestem! Odnalazłam go w przepaściach nieszuflady:
-------------------------------------------------------------------
Część pierwsza traktatu o słowach
dla sz.
Nie wiadomo: wystraszyła się, zawzięła? Zatrzasnęła
w sobie, jak drzwi do mieszkania, które już nie chce być
niczyim domem. On próbował zacząć na nowo. Na nowo,
jak przy stwarzaniu: dzień pierwszy, drugi, trzeci. Potem
od początku. I jeszcze raz. I jeszcze. Rozcierał ręce i dotykał
języka. Myślał: Może słowa potrzebują ciepła, gdy się rodzą
od nowa. Przynosił codziennie węgiel i w starym piecu rozpalał
ogień. Kiedy już nie dała rady przytulać rąk do miodowych kafli,
połyskujących jak kocie oczy o zmroku, miękko sadzał ją w fotelu
i ogarniał kocem, żeby podtrzymać żar. Ale w niej ciepło ginęło
jak w termosie: powoli i nieuchronnie. Zabrakło iskry,
która rozgrzewając krtań otworzyłaby zasklepione powietrze,
żeby wypuścić dźwięk. Słowa stygły, zamarzały.
Może nawet umarły.
dla sz.
Nie wiadomo: wystraszyła się, zawzięła? Zatrzasnęła
w sobie, jak drzwi do mieszkania, które już nie chce być
niczyim domem. On próbował zacząć na nowo. Na nowo,
jak przy stwarzaniu: dzień pierwszy, drugi, trzeci. Potem
od początku. I jeszcze raz. I jeszcze. Rozcierał ręce i dotykał
języka. Myślał: Może słowa potrzebują ciepła, gdy się rodzą
od nowa. Przynosił codziennie węgiel i w starym piecu rozpalał
ogień. Kiedy już nie dała rady przytulać rąk do miodowych kafli,
połyskujących jak kocie oczy o zmroku, miękko sadzał ją w fotelu
i ogarniał kocem, żeby podtrzymać żar. Ale w niej ciepło ginęło
jak w termosie: powoli i nieuchronnie. Zabrakło iskry,
która rozgrzewając krtań otworzyłaby zasklepione powietrze,
żeby wypuścić dźwięk. Słowa stygły, zamarzały.
Może nawet umarły.
---------------------------------------------------------------------
No i właśnie może tak się działo z moimi słowami, ale widocznie nie całkiem było z nimi źle, skoro się znów pojawiają. Może nawet się złożą w wiersze?
Poza tym się pracuje niezwykle intensywnie, codzienność, lekcje, różne sprawy... Moja najmłodsza grupa, "Kluczyk" na Podlaskim Forum Teatrów Dziecięcych i Młodzieżowych zdobyła wyróżnienie (hurra! hurra!), teraz robimy krótki spektakl "Herody", a już zastanawiam się, za co zabierzemy się po świętach - królestwo za świetny scenariusz! Gimnazjaliści zaczęli przygotowania do historii o pożarciu królewny Bluetki, uczą się tekstów. A grupa dorosła... Ho, ho... Po naszej premierze ze spektaklem patriotycznym (łzy wzruszenia, brawa, gratulacje) zabraliśmy się za rzecz mniej poważną. Zdradzę, że scenariusz napisałam własnoręcznie, a grupa wsparła mnie pomysłami... Zdradzę, że rzecz dzieje się na Olimpie... Oraz mam nadzieję, że "krewni i znajomi królika" będę śmiać się do rozpuku. Więcej ani słowa, niespodzianka!
Wiersze... Jakoś ostatnio z wierszami mam na bakier. Nawet do najnowszej sZAFki nie napisałam żadnej literackiej recenzji. Chyba trzeba mieć choć trochę świeższą głowę i więcej czasu - pisanie o pisaniu wymaga rozczytania się w książce. Czasu mi trzeba przede wszystkim! Dobrze, że trochę wolnego przede mną, złapię (miejmy nadzieję) oddech. Na szczęście napisałam recenzję o spektaklu naszego BTL-u (nieustającą wielbicielką jestem). "Jaśniepanienka" jest bardzo smakowita, polecam, polecam...
Ponadto mam chrypę. Znowu. Nie chcę antybiotyków! Kto ma sposób na taką krtaniowo-gardłową chrypę? Auuuuu! Pocieszyło mnie jedynie słońce dzisiejsze, takie, jakie kocham, szklistomgliste oraz fakt, że po najbliższych dniach intensywnej pracy będę się napawać dniami wolnymi!
No, się mi trochę wypisało dziś, zaraz teatralne zajęcia z "Kluczykiem" a wieczorem - czysta przyjemność - warsztaty plastyczne. Miejcie się dobrze, moi mili Czytelnicy!
Część pierwsza traktatu o słowach - doskonała, poruszająca.
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńHm… nie umiem pisać tak pięknie jak Ty, jak Twoi przyjaciele po piórze, bom przeciętny wysiadający z autobusu. Zdaje mi się że umiem czuć. Wiem, że słowa rodzą się w cieple. Rozcieraj ręce i dotykaj nimi nas… wysiadających. Przytulaj ciepłem swoich słów i myśli.
OdpowiedzUsuńJurek
Słowa rodzą się w cieple - to działa w obie strony. :)
Usuń