Zamiast pojechać dziś do Warszawy, zdecydowałam, że czas na ciężką pracę. Remontujemy nasze gabinety, więc trzeba było wszystko powynosić. Wszystko w sensie: my z licznymi pomocnikami papiery i tym podobne, natomiast panowie resztę, czyli meble, dywany. I tym podobne. Takie puste i wielkie te pokoje teraz, ale za to po remoncie będzie luks i torpeda. Wysłana po farby zakupiłam "plantację kawy" oraz "aromatyczny kardamon" do siebie - kawa z kardamonem... sądzę, że zaiskrzy. Do sekretariatu zaś również "plantację kawy" - żeby coś nas łączyło oraz "korzeń kurkumy", żeby dzieliło. Czułam na swych barkach wielką odpowiedzialność, bo w kolorystyce wybranej przez mię kolejne iks lat będziemy funkcjonować. Ho ho... Wynosiliśmy te rzeczy, wynosiliśmy... znaczy potem to już tylko komenderowałyśmy, a męska brygada dźwigała i dźwigała... I właśnie wtedy stwierdziłam kolejny raz, że nie zamierzam być feministką. Wojtek na to, że jego syn mówi, że u feministek feminizm kończy się, kiedy trzeba wnieść szafę na trzecie piętro. Doszłam do wniosku, że dlatego feministki nie pracują także w firmach pogrzebowych... Basia dodała, że może się to zmienić, kiedy z trumien przejdziemy na urny. Jakoś zeszło nam tak na nieco czarny humor. Ale wynieśliśmy wszystko i po niedzieli - malowanko.
Wróciwszy zaś do domu, umęczona fizyczną pracą tragarza rzeczy drobnych, zasnęłam snem sprawiedliwego. A że przysnęłam bez kocyka, to zdążyłam się obudzić na tyle wcześnie, że postanowiłam obrać kierunek zakupowy. W Auchanie emalia olkuska, szkło i bambusowe misy na wagę, rozbawiło mnie to na tyle, że zakupiłam niewielki rondelek z Olkusza oraz wielką misę z bambusa, na którą miałam zakusy od wieków. Oraz różnego rodzaju produkty spożywcze. Poza tym w Empiku "Topos" z tomikami Grupińskiego i Brakonieckiego, a w sklepiku tuż obok - kaaaaawę, kawę w ziarenkach, niezmieloną, gdyż dzięki mej rodzince podczas ubiegłorocznej wigilii stałam się szczęśliwą posiadaczką młynka do kawy i teraz mogę celebrować mielenie. Jutro rano będę mielić, parzyć, próbować, gdyż jest to kawa aromatyzowana dwojga smaków: marcepanowa oraz creme brule.
Poza tym właśnie piję otrzymany w prezencie piekielnie słodki likier tiramisu, do którego Małgosia kazała mi zaparzyć kawę. Likier z kawą, mniam! Sądzę, że pomysł jest świetny ale mało wykonalny. Wieczorem nie mogę pić kawy, bo nie będę spać, rano nie mogę pić likieru, ponieważ nie będę mogła kierować! Cóż za dylematy! Oraz, oprócz dylematów, pomieszanie z poplątaniem w tym poście. Zamiast naukowego wykładu na temat feminizmu - dyrdymałki, remonty, farby, zakupy, kawa z kardamonem oraz misa z pomarańczami.
Tam od razu kazała :)
OdpowiedzUsuńdobrze smakuje :)
Smakuje rewelacyjnie. :)
Usuńoooooooooooooo likier tiramisuuuuuuu! ach jo...
OdpowiedzUsuńmisa ładna taka :)
cicho
Zawsze Ci zazdrościłam Twojej, tej w kuchni. :D:D
UsuńOt dyrdymałki polikierowe - takie u ciebie lubię najbardziej - mniam... Miłego Dziś :)
OdpowiedzUsuńOt, jakiś Anonimowy Ktoś i zgadnij kto. ;) Miłego wzajemnie. :)
UsuńW całym poście jest jeden motyw przewodni :) KAWA
OdpowiedzUsuńKawa na ścianach gabinetu i sekreteriatu i w ziarenkach i w młynku
a na koniec w filiżance....
Do tego kardamon, marcepan, krem brule.....aż zapachniało
To bardzo aromatyczny post....idę zaparzyć kawę ;)
Faktycznie, pachnący posta. :) Pozdrawiam!
UsuńTy mi tu (na strutych znaczy się) Teresa nie phikaj, właśnie wywaliłem resztki po choince, jestem u..y igłami, na dworze ziąb, więc se też zaparzę ;)
OdpowiedzUsuńBędę phikać! Biedna choinka! :))
UsuńPiękny, czarny humor. Czarny jak kawa.
OdpowiedzUsuń