sobota, 20 marca 2010

Wariacka pogoda, John Ashbery

To ta wariacka pogoda, którąśmy mieli -
Raz wywijało się orła w przód, a raz leżało
Wśród luzem rosnących traw i miękkich, białych, bezimiennych
                   kwiatów.
Ludzie robili sobie z niej odzież,
Zszywając biel bzu z błyskawicami
Na jakichś nieokreślonych bliżej rozstajach dróg. Niebo nawołuje
Głuchą ziemię. Ten przysłowiowy rozgardiasz
Poranka sam się usuwa, kiedy wstajesz,
Masz na sobie tekst. Linijki
Zwisają ci do sznurowadeł i nigdy nie będę chciał ani potrzebował
Innej literatury niż ta poezja błota
I ambitne wspominanie czasów, kiedy to przychodziło łatwo
Przez tamte naówczas lasy i zaorane pola i miało
Jakąś zwyczajną nie uświadamianą godność, do której teraz nie ma
                   nawet jak
Się zbliżyć chyba że w wąskich parowach, których nikt
Nie sprawdzi, gdzie jakiś spóźniony okaz rzadkiego,
Nieciekawego gatunku być może wciąż jeszcze wypuszcza kiełki,
                  na ile nam wiadomo.


Przeł. Piotr Sommer

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz