niedziela, 6 sierpnia 2017

Zachody i odloty

Wyraźnie czuję, że mam w końcu trochę czasu wolnego. Podczytuję sobie fejsbukowe opowieści, pogaduję ze znajomymi, spotykam się z ludźmi, gram w literaki, griluję się (jakkolwiek to brzmi)... Skończyłam biograficzną książkę o czterech córkach ostatniego cara (bardzo smutna, poruszająca) i zaczęłam autobiografię Wisłockiej. I mam czas na spacery. Dziś - proszę bardzo, jeszcze zdążyłam w czasie zachodzącego słońca pospacerować moją ulubioną trasą "do torów". Niestety, zasmuciłam się nagle - usłyszałam jakieś ptasie gęganie, a nad horyzontem pojawił się klucz. Boćki zdaje się brzmią inaczej. Kaczki? Gęsi? Żurawie? "Dziewczyny płaczą, bo skończyło się już lato" - zanuciłam piosenkę Magdy Umer. One chyba jeszcze nie odlatują - liczę, że mój ulubiony biolog pocieszy mię. Zaczęło się ściemniać, odwróciłam się więc i nad Juchnowcem wisiał sobie księżyc - nad szkołą, nad kukurydzą, nad pszenicą, nad budynkami...






6 komentarzy:

  1. No nie mów że odlatują!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joanna (na dole) pisze, że nie. Na szczęście jeszcze nie. :)

      Usuń
  2. Moje osobiste zagrodowe boćki wylecą po 15 sierpnia. Puste gniazdo to znak nadchodzącej jesieni... I dobrze. Jesień też jest ładna, nastrojowa i klimatyczna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesień jest taka, ale brakuje mi jeszcze słońca i odpoczynku. :)

      Usuń