poniedziałek, 21 grudnia 2015

Coś o życiu i na czasie... czyli o jasełkach

W sobotę na zajęciach uprawialiśmy storytelling - każdy miał przygotować jakąś opowieść - baśń, legendę, anegdotę... Zamierzałam początkowo wybrać coś z "Legend podlaskich" Lippomana, ale przypomniałam historię jasełkową i - aby rozbawić słuchaczy - wybrałam właśnie tę! Otóż wiadomo, że jestem instruktorem teatralnym zespołów amatorskich, czyli od lat bawię się z różnymi grupami w teatr. A w teatrze, zwłaszcza amatorskim, zdarzają się różne wpadki. Koleżanka kiedyś opowiadała, jak to na wieczorze poezji zaczęła palić się dekoracja. Młodzież na drabinę zarzuciła wdzięcznie woal, zapaliła świeczki i... od tych świeczek zajął się materiał. Recytatorzy - zero paniki, pierwsze rzędy nadal recytowały, gdy pozostali ukradkiem starali się ugasić ogień. Profeska!

 W czasie moich spektakli także zdarzały się wpadki. Kiedyś graliśmy przedstawienie Gripariego "Aksamitka córka Diabła albo zakochany Pajac" i w momencie, gdy Pajac wyznaje Diablicy miłość, nagle zgasły wszystkie światła - awaria prądu! Co robić?! Nagle w ciemności słychać wołanie Pajaca (notabene aktualnie aktora Teatru Animacji w Poznaniu), który stara się ratować sytuację: "Jeżeli gaśnie światło, to nie znaczy, że masz mnie nie kochać!". I co się dzieje? Zapalają się wszystkie światła, a publiczność wybucha śmiechem.

Ale nie o to zdarzenie mi chodzi... Wpadka, o której chcę opowiedzieć, to NAPRAWDĘ WPADKA WPADEK. Mega wpadka, jakby powiedziała młodzież. Wyobraźcie sobie dużą salę gimnastyczną wypełnioną po brzegi: uczniowie, rodzice, nauczyciele, pracownicy szkoły, emeryci, władze i inni zaproszeni goście - około 500 osób. Na scenie moja grupa teatralna przedstawia jasełka "Gdy Bóg podróżuje koleją". Rzecz dzieje się na dworcu kolejowym, gdzie spotykamy różnych ludzi: podróżni, rodzice z dziećmi, Mikołaje, uczniowie wracający do domu, bezdomny, redaktorka przeprowadzająca świąteczny sondaż, a wśród tego tłumu Maryja w zaawansowanej ciąży i Józef z walizką - w strojach stylizowanych na biblijne. Wszystko idzie świetnie, akcja toczy się wartko, zbliża się finał. Maryja z Dzieciątkiem na ręku podchodzi do krawędzi sceny; wygłosi ostatnie słowa, zabrzmi kolęda i będzie można odetchnąć. Matka Boża już zbliża się ku końcowi, gdy nagle...

nagle...

nagleeeeeeeeeeee...

Dzieciątku odpada główka.

Spada na scenę.

Odbija się od sceny.

Spada na podłogę.

I toczy się...

toczy... 

tooooczyyyy...

pod nogi zaproszonych gości.

Publiczność zamiera na 5 sekund.

Po 5 sekundach wybucha ogromnym śmiechem. Sala drży. To koniec - myślę. Już moi aktorzy nie pozbierają się. Z jednej strony myślę, że trzeba wyjść na scenę, przeprosić, jakoś zakończyć, z drugiej - płaczę ze śmiechu.

Patrzę - a na scenie jakiś ruch. Bezdomny zeskakuje ze sceny! Podbiega do główki, przyklęka bierze w ręce, całuje i... odnosi w ramiona Matki Bożej.

I dzieje się cud - młodzież na scenie mobilizuje się, Maryja kończy swoją wypowiedź, wszyscy śpiewają kolędę. Otrzymują ogromne brawa. Kamień spada mi z serca. Kończy się uroczystość; niektórzy pytają mnie, czy to może było "specjalnie". Nie potwierdzam i nie zaprzeczam. Udaję się za kulisy, gdzie wszyscy próbują pocieszyć szlochającą Matkę Bożą.

Po świętach gramy jasełka ponownie, w Domu Kultury. Wcześniej jednak kupuję dobry klej i solidnie mocujemy główkę lali.

A oto scena z owych jasełek - nie prezentuję zdjęcia z newralgicznego momentu. Wybaczcie.




9 komentarzy:

  1. i ja tez się popłakałam...ze śmiechu heheh :-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie Ty jedna, Madziu, nie Ty jedna... :)) Serdeczności!

      Usuń
  2. Człowiek traci głowę... a Ty chcesz kupić lepszy klej? Nooo nie wiem :) ściskam

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj... Pamiętam, pamiętam... :) Ten wstrzymany oddech. Ta martwa cisza. Ten odgłos turlającej się główki :D I te brawa dla bezdomnego :) Niezapomniane jasełka :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha dobre! No i pięknie wybrnęli!

    OdpowiedzUsuń