poniedziałek, 26 marca 2012

Mój własny zachód słońca

Powoli zrozumiałem, Mały Książę, twoje smutne życie. Od dawna jedyną rozrywką był dla ciebie urok zachodów słońca. Ten nowy szczegół twego życia poznałem czwartego dnia rano, gdyś mi powiedział: - Bardzo lubię zachody słońca. Chodźmy zobaczyć zachód słońca. - Ale trzeba poczekać. Poczekać na co? - Poczekać, aż słońce zacznie zachodzić. Początkowo zrobiłeś zdziwioną minę, a później roześmiałeś się i rzekłeś: - Ciągle mi się wydaje, że jestem u siebie. Rzeczywiście, wszyscy wiedzą, że kiedy w Stanach Zjednoczonych jest godzina dwunasta, we Francji słońce zachodzi. Gdyby można się było w ciągu minuty przenieść ze Stanów do Francji,oglądałoby się zachód słońca. Niestety, Francja jest daleko. Ale na twojej planecie mogłeś przesunąć krzesełko o parę kroków i oglądać zachód słońca tyle razy, ile chciałeś... - Pewnego dnia oglądałem zachód słońca czterdzieści trzy razy - powiedział Mały Książę, a w chwilę później dodał: - Wiesz, gdy jest bardzo smutno, to kocha się zachody słońca. - Więc wówczas, gdy oglądałeś je czterdzieści trzy razy, byłeś aż tak bardzo smutny? - zapytałem. Ale Mały Książę nie odpowiedział.

A. de Saint-Exupery, Mały Książę






9 komentarzy:

  1. prywatny zachód słońca...... niezły tytuł?
    zachodźże słoneczko, byle nad moją chatą, i zanocuj u mnie, rankiem cię wypuszczę, ale nie za wcześniej, niech sąsiad do chlewiku z latarką
    chodzi, i klnie na świt marudzący,i po rosie w pole idzie.
    JBZ

    OdpowiedzUsuń
  2. Prywatny, prywatny, bo siadam sobie wygodnie na balkonie i paaaatrzę... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Małgoś, to zdaje się po tej samej stronie mniej-więcej, co zachód, więc hurtem, z księżycem po zachodzie oglądałam, jak chmur nie było. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Teresa: statyw, statyw! Wiesz, co będzie, gdy w następstwie kilku minut, co i raz, będziesz robić ten sam kadr? Albo tę samą przestrzeń - ale na ciągłym przybliżeniu (jak Ty teraz).
    Ja, kilka lat temu - równie 'oszołomiony' podobnymi widokami - robiłem dokładnie to samo; też bez statywu. I kiepsko to trochę, bo z ręki nie złapiesz tego samego. Statyw, aż się prosi, statyw! I co minutę / dwie: pstryk!
    Wiesz, że pojąłem wtedy zamiłowanie impresjonistów do malowania tego samego fragmentu w różnych porach dnia i - światła!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nati, dzięki. :)

    Jaśku, do statywu to przydałby się jakiś lepszy aparat, a nie taki głupoodporny jak mój. I trzeba by było poduczyć się fotografii, a nie ustawiać automatycznie... A kiedy?! Kiedy?! Może na emeryturze? :D

    Serdeczności! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. a dyć tam, renke pewno miej, trwaj jako głaz, ani drgniej

    ;D

    OdpowiedzUsuń