poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Świat trzeba unieruchomić

Znajomość z autorem książki z pewnością jest czynnikiem negatywnie wpływającym na obiektywność sądów. Paradoksalnie jednak, pozwala w pewnym sensie poszerzyć pole interpretacji o elementy "oautorskie". Niestety, istnieje ryzyko, że wówczas próba interpretacji stanie się cyklem nadużyć interpretacyjnych. W przypadku tomiku Magdaleny słyszę iście diabelskie podszepty pełne pokus, aby bohatera lirycznego utożsamiać z autorką. Spróbuję jednak zaryzykować i w paru słowach skreślić opinię na temat tomiku o jakże wymownym tytule "Fabryka tanich butów".

Próby interpretacji tytułu pojawiały się właściwie od momentu wydania książki. I Jakub Sajkowski, i Patryk Chrzan wyjaśniali tytuł nawiązując do słów autorki, która tłumaczyła, że czasem chcąc nie chcąc rzeczywistość staje się taką fabryką, a my "producentami" tanich wierszy, życiowych decyzji, związków, et caetera, nie ma sensu przed tym uciekać, ale nie oznacza to, że należy się poddać. Ja jednak nie mogę się opędzić od pewnego skojarzenia z wierszem Bolesława Leśmiana (poety, z którego twórczością wiersze Magdaleny nie mają wiele wspólnego) "Trupięgi". Z jednej strony - te buty wkładane zmarłemu na tzw. "ostatnią drogę" były bardzo tanie (owszem, można się zastanawiać czy mogłaby istnieć fabryka takowych), ale z drugiej, z drugiej... Ażeby pokazać Państwu, o co mi chodzi, muszę zacytować fragment leśmianowej twórczości:

Ja - poeta, co z nędzy chciałem się wymigać,
Aby śpiewać bez troski i wieczność rozstrzygać,
Gdy mnie w noc okradziono, drwię z ziemskiej mitręgi,
Bo wiem, że tam - w zaświatach mam swoje trupięgi!
Dar kochanki czy wrogów chytra zapomoga? -
Wszystko jedno! W trupięgach pobiegnę do Boga!
I będę się chełpliwie przechadzał w zaświecie,
Właśnie tam i z powrotem po obłoków grzbiecie,
I raz jeszcze - i nieraz - do trzeciego razu,
Nie szczędząc oczom Boga moich stóp pokazu!
A jeśli Bóg, cudaczną urażony pychą,
Wzgardzi mną, jak nicością, obutą zbyt licho,
Ja - gniewny, nim się duch mój z prochem utożsami,
Będę tupał na Niego tymi trupięgami!

Właśnie, właśnie... Widzę oczyma wyobraźni, jak autorka "Fabryki..." tupie na Pana Boga, ile sił ma w nogach. I tak właśnie czytam jej wiersze. Co prawda, stopy ma obute nie w trupięgi, ale z pewnością są to nieodpowiednie buty ("O konieczności trzymania bambusa w przegotowanej wodzie"). Uparcie tupie i tupie, jak gdyby sprawdzała wytrzymałość Stwórcy, trochę jak dziecko, które czeka na reakcję. A przecież, jeżeli On zareaguje, to przecież JEST. Jakakolwiek to by nie była reakcja.

To "tupanie" można zauważyć z w kręgach tematycznych, po których porusza się autorka. Część wierszy ma z pewnością autobiograficzne konotacje. Przykładem może być otwierający książkę, "Trzydzieści trzy",  kolejny, "Ultrasonografia", czy ten, w którym podmiot liryczny podpowiada: po trzydziestce zrobiłam się znów sentymentalna ("O konieczności trzymania bambusa w przegotowanej wodzie"). Utwory dedykowane najbliższym, takie jak "Mam świat i ciebie na myśli" (córce) albo "Magdalena" (prababci) kuszą, by chociaż chwilowo utożsamić autorkę z bohaterką tomiku.

Wychodząc od tekstów autotematycznych przechodzi autorka w kolejny krąg, krąg relacji damsko-męskich. Różne są te relacje. Bohaterka tęskni, kocha, żegna: kobiety żegnają zawsze tak samo,/ a potem zachodzą wszystkie ich słońca ("Lizbona"), cierpi, wyjaśnia: właściwie nie mam do nas żalu./ wszystko wygląda, jak tego chcemy,/ na czarno-białych fotografiach ("Wiesz, bo ja nie jestem rozmienialna"). Ot, kobieta. Często jednak pojawia się mężczyzna jako siła niszcząca, związek z nim, zamiast wzbogacać, ogołaca. Szczególnie mocnym akcentem jest "Zemsta", gdzie czytamy: odebrała sobie mowę, bo musiałaby zabić./ chciałaby aby zdechł albo pieścił językiem./ nie wie, co byłoby przyjemniejsze czy wiersz "Wszystkie wojny światowe toczą się za plecami" z twierdzeniem, że intelektualiści oddychają przez nos./ nie lubią się odwracać, patrzeć w twarz./ z każdym ruchem wbijają słowo./ akupunktura pozornie sterylnych igieł/ i mdląca woń wyczuwalna w powietrzu.// nie pachnie się przy próbie sił ani w odwecie./ za ilością wystawionych sztuk stoi ból.

Te relacje damsko-męskie niejednokrotnie przechodzą w relacje erotyczne, a uniesienia erotyczne są opisywane językiem religii. I tu najbardziej "słychać tupanie", właśnie kiedy Magdalena pisze: jestem/ czystą niewinnością, to aniołowie robią/ ze mną rozkosznie święte świństwa. ("Psychokinetyczne niedorozwinięcie migdałków"), to nie modlitwa, więc będzie bez grzechu./ nie odwracaj głowy,/ kiedy nie ma nic do powiedzenia/ - oczy wystarczą.// wypełniamy jak kolorowankę/ pokój z nami. ("Fabryka tanich butów"), a w wierszu "Obraz" jeszcze bardziej obrazoburczo: rozpięto mnie, rozkrzyżowano i schnę.

Szczególnie istotny dla całego tomu wydaje się wiersz "Negatyw", z twierdzeniem, że świat trzeba unieruchomić, bo tylko tak/ można spojrzeć mu w oczy,// rozszerzone do bólu z przerażenia. Istotny, gdyż widzę w książce "unieruchamianie świata" i przyglądanie się, a jeszcze bardziej - odczuwanie opisywanego bólu.

Sądzę, że tom Magdaleny wpisuje się w nurt tzw. poezji konfesyjnej, zarówno przez przyjmowanie pewnej formy zwierzenia, spowiedzi, wyznania, jak i  wprowadzanie do tekstu faktów łączących się z biografią lub sugerujących w inny sposób, że to autorka jest bohaterką opisywanych wydarzeń. Granica między „ja” autora a „ja” poetyckim zaciera się, ale w wierszach można dostrzec mocno zarysowane „ja” mówiące. Z pewnością "Fabryka tanich butów" do lektur łatwych nie należy, jest to jednak mocny akcent wśród ubiegłorocznych debiutów.


Magdalena Gałkowska, Fabryka tanich butów
Łódź 2009

7 komentarzy:

  1. Tess - dostrzegłaś w tej książce to, co dostrzec mogłaby tylko kobieta i za to serdecznie dziękuję, poza tym niezmiernie mi miło przeczytać Twoją opinię. I przyznam, ze masz faktycznie większy dystans, niż ja do "Lewej strony" dziękuję raz jeszcze i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie niedawno sam (w roli prowadzącego) zadawałem sobie i autorce pytanie, na ile jest ta religia obrazoburcza. Więc ja bym tego burzeniem obrazów nie nazwał. Jest w takim bawieniu się, przekręcaniu motywów religijnych rodzaj przekory, owszem. Ale obrazoburczość? Burzenie by było, gdyby "tupanie" oznaczało bunt pusty, nie usiłujący stworzyć obrazu alternatywnego. Tutaj - owszem, jest taki obraz. Nie tyle jest to atakowanie stwórcy, co też raczej uświęcanie człowieka. Niedawno, słuchając pewnego Cohenowskiego szlagieru zauważyłem rzecz podobną. W wolnym tłumaczeniu:

    "wa wiara była silna, lecz potrzebowałeś dowodu
    zobaczyłeś jak opala się na balkonie
    (...)
    Zabrała ci tron, obcięła włosy
    Przywiązała do kuchennego krzesła
    I z twoich ust spijała "alleluja"


    No i teraz z perspektywy Biblijnej: Bóg to Bóg, ale przecież każdy człowiek ma boski pierwiastek, prawda?
    No więc kwestia co jest obrazoburcze zdecydowanie zależy od interpretacji i podejścia :) i wcale nie musi być to podejście agnostyka i niedowiarka :D

    Fajna recenzja, pozdrówki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam, Madziu, większy dystans, bo odczekałam. Nie umiem pisać o czymś na gorąco, potrzebuję czasu, żeby się we mnie wszystko uleżało, "utłukło".
    Starałam się poszukać swoich dróg odczytania w Twojej książce. Ściskam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kuba - to już wręcz gnoza :)
    Tess - :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakubie, ale teza obrazoburczości użycia języka religijnego do opisów erotycznych wcale nie jest tezą o nieuświadomionym czy nieuzasadnionym korzystaniu z tegoż. To dwie różne rzeczy. Oczywiście, że Magda używa takiego języka "po coś". I używa właśnie dlatego, że to daje konkretny efekt, wybija niejako z kolein określonego myślenia. Oczywiście także zwróciłam uwagę, że w przypadku używania obrazów kojarzonych z kultem, używania ich w stosunku do człowieka, a dokładniej - mężczyzny w relacjach pełnych erotyki sprawia, że ten człowiek, jak to piszesz, staje się przez bohaterkę "ubóstwiony". Ale nie powiesz chyba, że takie podejście jest zupełnie obojętne. Z tym, że to nie jest zarzutem, a raczej nazwałabym to ... hmmm... jakimś środkiem artystycznym... może rodzajem rozbudowanego oksymoronu? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ja nie wątpię że ty z dobrymi intencjami, ciężko mi zresztą sobie wyobrazić, byś akurat TY zarzucała MG płyciznę w tym religijnym obrazowaniu :) może rzeczywiście zresztą fasadowo, w języku jest pewna obrazoburczość. natomiast jak wejdziemy w przekaz - zastanówmy się nad tym przywołanym wierszem "obraz" - on nie mówi o pełni boskości. on wręcz mówi że boskość jest niemożliwa - bo peelka czuje się po ludzku niepełna, bo ci "bogowie" są tylko "fragmentami", tak jak pisałem wyżej, pierwiastkami - no bo jednak człowiek, o ile ma w sobie jakiś metafizyczny element, ma też w sobie niepełność i ułomność. z jednej strony jest to uświęcanie człowieka, a z drugiej strony człowiek jest "bogiem" na ułomną, człowieczą modłę :)

    chociaż - jak sobie zajrzymy w te nie-obrazoburcze wiersze, o córce, o prababci - tam ten człowiek jest naprawdę gloryfikowany, mimo że nie ma w tym grania pojęciami religijnymi. a z drugiej strony nie ma mowy o jakimś niedomknięciu, niespełnieniu. niedomknięcie jest, kiedy człowieka nie ma. więc może tutaj jest właśnie ten uczłowieczony bóg :)

    OdpowiedzUsuń