Ferie
Siedziałem w izbie chorych całe popołudnie,
Licząc kolejne dzwonki na zakończenie lekcji.
O drugiej samochód sąsiadów zabrał mnie do domu.
Ojca spotkałem na ganku; płakał -
Do tej pory pogrzeby znosił bez problemów -
A Duży Jim Evans mówił właśnie, że to ciężki cios.
Niemowlę gaworzyło, śmiało się, kołysało
Wózkiem, kiedy wchodziłem, zażenowany tym,
Że starcy wstają z krzeseł, aby uścisnąć mi rękę
I złożyć "wyrazy współczucia z powodu tych przejść".
Szepty powiadamiały nieznajomych: jestem najstarszy
Z rodzeństwa, w internacie; matka tymczasem trzymała
Moją dłoń w swojej, zanosząc się gniewnym kaszlem
Szlochu bez jednej łzy. O dziesiątej karetka przywiozła
Zwłoki, całe w szpitalnych tamponach i bandażach.
Nazajutrz rano wszedłem do jego sypialni na piętrze.
Przebiśniegi i świece łagodziły ostrość rzeczy; to było
Nasze pierwsze spotkanie od sześciu tygodni. Bledszy
Teraz, z czerwonym makiem śladu na lewej skroni,
Leżał, jak w łóżku dziecinnym, w tej skrzynce długości czterech
Stóp. Żadnych jaskrawych obrażeń, zderzak zmiótł go jednym stuknięciem.
Skrzynka długości czterech stóp, po stopie na każdy rok.
Z tomu "Death of a Naturalist" (1966), przełożył Stanisław Barańczak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz