Joanna Lewandowska
Chagall
mój Marku to jest ta wioska
z której Salomea poleciała do Jerzego
i razem objęci płynęli
przez północne niebo
aż zanurkowali w zaspę
głowami pośrodku lasu
dzieją się tu rzeczy niesłyszalne
i takie których nie widać bo widać tylko
ludzką ciekawość i litery w prasie
albo długie zimowe opowieści
mój Marku welon Salci
sięgał aż do samego skraju
sięgał nawet jeszcze dalej bo my dzieciaki
biegliśmy jak można najszybciej
żeby złapać koniec
a on wlókł się aż za granicę
której nie wolno nam było przekraczać
na północnym niebie tego dnia
działo się różowo i w akwamarynach
oczu Salci uśmiechały się istotne ogniki
poruszonych tajemnic
w twarzy Jerzego najważniejszym uczuciem
były wąsy to one zamiotły horyzont
z pojedynczych w tym dniu chmurek
i wyrysowały linie które pocięły niebo
jak nitki odrzutowców
a później już był las biało
w naszej wsi trzaskały ogniska
a matki zawodziły że się traci córkę syna
a najbardziej że ta purpura nieba
jest tak piękna
że nie da się ani słowem opisać
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Paweł Podlipniak
Według Chagalla. Wystawa rysunków dzieci w schronisku na Maciejowej. Gorce.lato-R.jesień 2008.
Koza skacze przez księżyc, gdzieś ponad dachami
na kozim grzbiecie chłopiec, ściska w ręku precel,
precel jest sam jak księżyc, słabym światłem świeci,
sypie z nieba okruchy - nocne lęki karmi.
Pełne mleka są piersi sarniookich madonn,
w korowodzie do studni (skwar łoźnieński parzy),
potem każda przeniesie w dzbanie chłodne szalom
zasłuchana w muzykę studziennych żurawi,
co się z łańcucha zrywa, leci nad gontami,
a za muzyką pomkną wronie stada skrzypków,
zakołują, zajęczą, końskim włosiem szybko
szarpną, bez kalafonii, z nerwem nad nerwami.
Łupiny spadną z dźwięków, a wtedy dziewczynka
zbierze je, schowa w koszu między płomieniami
dzikojesiennych liści i w jarzębin kiściach,
w obrazkach kwaskowatą żółcią wyklejanych,
zanim nuty na popiół lisi ogień strawi.
Cisza drze się jak pierze z sypanej poduchy,
słychać głos zagniewany - "Menuhiiii, Menuhiiii",
lecący w stronę skrzypków (gdzieś ponad dachami).
Struny zabrzęczą słodko, klarnet zaklangorzy
i dziewczynka zadrobi do taktu stópkami,
kosz rzuci, potem ruszy w taniec księżycowy
między stosami precli makiem obsypanych.
Woda śpi chłodno w wiadrach, lęk się srebrem nadął
chłopiec marzy o piersiach sarniookich madonn.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Teresa Radziewicz
EREW TOW, PANIE CHAGALL, EREW TOW
Tak słodko szeptała Bella Rosenfeld, kiedy mijała
Marka wracając do domu w niebieskiej sukience.
Erew tow brzmiało jak czyste dwukreślne C, jak kabała;
nie wiedział jeszcze czy może na nią patrzeć, a więcej?
A kiedy wręczał jej ketubę i trzymał spłoszone ręce
pod chupą; czy prorokował, że powiedzą spełnieni
pierwsze wieczorne laila tow? Że staną się naprędce
kochankami w bzach, kochankami w czerwieni?
Pod chanukową lampką zamieszkali w pragnieniu
jak w kręgach: dom, sztetł i ciche wspominanie pieśni
w jego obrazach, w jej wierszach. Potem tyle kamieni
przy każdym dniu. Kamienie z miejsca na miejsce nieśli.
Oddzieliło się ciało z twego ciała, kość z kości;
laila tow. Pisałeś: wszystko stało się ciemnością.
pamiętam ten wiersz z Maciejowej. bardzo bliskie jest mi takie obrazowanie, dlatego trafił do mnie wtedy innymi drogami, niż większość wierszy.
OdpowiedzUsuńTwój pamiętam też, tego trzeciego nie pamiętam, ale za wszystki serdecznie żałuję ;)
z bellowego najpiękniejsze miejsce to to:
"że staną się naprędce
kochankami w bzach kochankami w czerwieni"
to takie kołowrotkowe miejsce egzystencjalne. cieszą la takie rzeczy w wierszach, dla takich rzeczy ma się język w gębie, umyśle i sercu
Ja i tak wiem swoje.
OdpowiedzUsuń:P
(rzekła ponuro retes)
OdpowiedzUsuńja to napisałam jeszcze PRZED smsami marudzącymi!
OdpowiedzUsuńha!
ha!
ha!