Klika moich ulubionych wierszy Izy Fietkiewicz-Paszek z "Portretu niesymetrycznego":
esprit d'escalier
w gazetach znów pieprzą o końcu świata, bardziej się boję
o twój poziom prolaktyny i wrośnięty paznokieć
marcina (osiem szwów!). ale jeśli chcesz, zbudujemy schron
dla naszych słabości. pismami dyżurnych profetów uszczelnię
drzwi. gorzka czekolada i wyliczanki z przedszkola ułatwią
czekanie. skąd spokój? od zawsze noszę w sobie ziemię. zresztą
i ja dałam się kiedyś strącić w nowe milenium. miał być koniec, był
skorpion malowany na skroni i szampan w wannie. na balu
spotkałam czwórkę przyjaciół z dzieciństwa – czy potrzeba
jaśniejszego znaku? ale to śnieg i wódka topniały nam w ustach,
nie świat. została plama na skroni, kieliszek z napisem „2000” i ból.
jakby w głowie kiełkował nowy strach, jakby się skradał niepewnie
po noworocznym śniegu, zaskakujący jak myśl, że już czas
mieć dziecko. i stało się
ważniejsze od końca świata,
którego nie było. którego nie ma. którego nigdy nie będzie.
K. wspomina
[powroty z kościoła i wizyty w cukierni]
najlepsze oczywiście na rogu polnej i górnośląskiej:
śmietankowe i waniliowe w polewie toffi. po mszy
z chłopakami – w spodniach na kant i białych koszulach -
rzucaliśmy rowery i w kolejkę. dawało ostro
lipcem: kończyła się przy słupie z nekrologami.
raz przeczytaliśmy tam o dziadku marka, raz o starej
sąsiadce pawła (miała jakieś śmieszne imię).
*
kiedy buldożer kruszył lodziarnię - zdjęliśmy czapki.
jak na pogrzebie józefa akordeonisty.
na jej miejscu –
salon któregoś z operatorów sieci komórkowych.
na miejscu józefa –
dyżurna rumunka z bosym dwulatkiem.
na naszym miejscu -
każdy by się popłakał.
Rzecz o poezji, koszykach z wikliny, śmierci i innych ważnych
gdzieś pomiędzy kramami
z warmińskim chlebem i porcelaną
ciotka Alicja wspomniała mimochodem:
mój nieżyjący od ćwierć wieku dziadek
wyplatał koszyki z wikliny
i prowadził wiejską bibliotekę
czy w scenariuszu jest spacer
który oświeci mojego wnuka że byłam
przez chwilę poetką piłam
gorzką kawę miałam błękitne oczy i kłopoty
z zasypianiem?
*
jeśli jest cisza nie ma nic
chudego jedenastolatka o blond włosach
który wygrał z chłopakami z bloku zakład ale
nadział się na gałąź spadając z drzewa
ani wyjącej w noc siwej kobiety
- jego matki
smutnej dziewczynki chwytającej w dłonie wiatr
która pewnej jesieni nie wiedziała jeszcze
że przestanie milczeć i kiedyś będzie
poetką
ani żadnej z naszych jedynych miłości żadnej
promocji w H&M kłótni z siostrą przechadzki na molo
ucieczki w zręczną metaforę
niecierpliwego pukania
*
dziejemy się pomiędzy
kramami wierszami ustami
kurz w snopie światła cień po śladach
samolotu bolesna pręga to znaczy chwila
za którą nie ma już nic
jeśli o tym cisza
nie ma nawet śmierci
Szkic topograficzny [z pamięci]
Księga Koheleta: "Nie ma pamięci o tych, co dawniej żyli, ani też o tych, co
będą kiedyś żyli, nie będzie wspomnienia u tych, co będą potem."
dla A.& J.
ulica kordeckiego. nasze głosy wciąż się tu włóczą.
historia nieskończy się, dopóki kamień w splocie,
dopóki majaczą we mnie słowa: że noc, że zmęczenie, że drzewo.
*
ulica kordeckiego. prywatna misja. bruk milczy, ja pełnię wartę
nad pytaniem: czy ty sięnaprawdęwydarzyłeś? dowody sięwykruszają,
a żadne zaklęcia, genetyczne figle ani sztuczki umysłu
nie chcą przywrócić twojego zachwytu
nad górami. owszem, pojawiasz się: w środku frazy ciechowskiego,
w pocałunkach dzieciaków na naszej ławce,
w pęknięciu na szybie. wtedy próbuję złapać ostrość, zlokalizować
ten ból. świat poradził sobie przecież bez ciebie.
akomodacja nie powinna trwać ćwierć wieku. dlaczego więc dzisiaj,
kiedy asfalt ślinił się od upału i słońce retuszowało mu tatuaże,
nawet one układały się w nasz szyfr?
*
ulica kordeckiego. bolesna pręga na mieście, koślawy krawężnik
urasta do rangi zabytku, okruchy butelki chcą być zielonym światłem
szmaragdu, mój wystudiowany spokój rozbija się tu
o tłum bezokiennych monad. myślę natrętnie o biografii
skróconej do epizodu. o tym, że w dwutysięcznym oboje mieliśmy być
tuż po trzydziestce. futurystyczne rachuby zawiodły, i ciebie, i mnie,
za horyzont - przecięty wieżą kościoła.
*
ulica kordeckiego. wiatr rozbujał gałęzie modrzewia.
wiesz, jest w tym jakaś pieszczota.
rok 2008, sierpniowy wieczór. deszcz, chyba ciepło.
a u ciebie?
Dziękuję, Tereso, i za ten wybór, i za słowa na marginesach moich wierszy. Wiesz sama (wiesz, prawda?), że debiutancka książka to taki specyficzny papierek lakmusowy, dobrze spotkać pod swoimi tekstami taki odbiór. DZIĘKUJĘ:)
OdpowiedzUsuńIza, z dużą przyjemnością czytałam "Portret...", a niektóre wiersze - jakby były wprost dla mnie pisane. :)
OdpowiedzUsuńLubię :) A u Ciebie? moje ulubione pytanie...
OdpowiedzUsuń