Zdzisławowi Jaskule
Teraz, kiedy kończy się złota jesień, wyjeżdżamy
natychmiast: żadnych walizek, plecaków, toreb; tylko my
i słowa między nami. Będziemy szukać znaków, śladów,
szlaków – tylko tak leczy się melancholię:
ciągły ruch, gdy za bardzo boli
to przystawanie wśród płomyków, drzew i chryzantem,
to rozpamiętywanie wieczorne, to wspominanie,
to szorstkie rozcieranie w chłodniejących dłoniach
uścisków, rozmów, pocałunków. Gdzie jesteście, dokąd
zawiodło was życie, dokąd zawiodła śmierć? W bezruch,
w bezsenność, w bezustanne trwanie? Wyjeżdżamy – winni
i niewinni – tłumacząc się, że powrócimy, że na pewno,
ale teraz trwa wewnętrzna emigracja. To nic,
że ziąb, że mróz wżerający się w kości, że wiatr
lodowatym jęzorem liże przemarznięte ciała
–
obłokom każemy przyśpieszyć. Odnajdziemy
pierwsze przebiśniegi,
odcisk na rozgrzanym piasku,
drogę powrotną.
ja bym skończyła go na "odnajdziemy", nazbyt szablonowo i łatwo i uwaga czułostkowo! ; ) kończysz ten naprawdę piekny wiersz. odnajdziemy - to jest słowo nadziei i beznadziei, poszukiwania upartego we mgle i straconych złudzeń. słowo w niebo i do piachu.
OdpowiedzUsuńA wiesz, jakoś tak potrzebowałam konkretne: "znaki, ślady, szlaki". Może jak dojdę do wniosku, że czułostkowość trzeba uciąć, to utnę. A może nie dojdę. :)))
Usuń