Mój Boże, uwielbiam takie niespodziewanki, jaka mi się przydarzyła wczoraj. Ha! Nie tak dawno wróciłam do domu z Warszawy, wysiadam z autka, a tu mróz, mróz, mróz - 200 km przestrzeni, a jakbym w innej strefie klimatycznej się znalazła... Ale - z drugiej strony - kiedy ma być zima, jak nie w-prawie-grudniu?! Nieprawdaż? Ale, ale! Nie o tym miałam, o tym mi się wymknęło niejako przy okazji.
Wróćmy więc do piątku - rano wskakuję o jakiejś nieludzkiej porze w autko i sunę do stolicy - szkolenie, warsztaty (sama chciałam!), po drodze okazuje się, że policja kieruje samochody na objazd, bo na trasie Ostrów Mazowiecka - Wyszków jest wypadek. Robię jakieś nadliczbowe masakryczne kilometry i wpadam (dzięki temu, że wyjechałam wcześniej) w ostatniej chwili na szkolenie. Uff. Bardzo intensywne szkolenie zresztą, ale kawy mamy pod dostatek. W międzyczasie - zakwaterowanie. W pokoju z zupełnie przypadkowymi Basią z Siedlec i Olą z Olsztyna dochodzimy do wniosku, że coś może by wieczorem... Basia na to, że dwa kroki od hotelu jest Teatr Kiepury i wieczór z ariami operetkowymi. Dzwonimy - niestety, ani bileciku, choćby na najgorszym miejscu, choćby w ostatnim rzędzie, choćby na dostawce! Ani, ani! Basia dzwoni do syna, a ów syn drogi w internecie sprawdza okoliczne teatry. Jest! Teatr Komedia! Dzwonimy! Znaczy dzwoni Basia. Są, są! Właśnie w ostatnim rzędzie, ale co tam, bierzemy! Jak się dostaniemy? A moje autko i nieoceniony GPS?!
Po skończonym pierwszym szkoleniowym dniu rezygnujemy z kolacji, wskakujemy do samochodu i - na oślep, ufając nawigacji - suniemy na Słowackiego 19. Gdzie zaparkować!? Matuchno! Jest jakieś miejsce! Pędem do teatru - pytając po drodze, gdzie to dokładnie jest?! Wpadamy równo z pierwszym dzwonkiem, pod kasą kilka osób! Aaaaaaaa! Zdążymy? Zdążymy! Na dodatek zamiast ostatniego rzędu dostajemy dwa miejsca w szóstym i jedno w ósmym. Biorę ósmy, niech dziewczyny mają bliżej. Pierwsze miejsce z brzegu, na skos od sceny, trudno! Ale tuż przed zgaśnięciem świateł wypatruję pusty fotel w środku drugiego rzędu... pytam jedną z pań z programami, czy mogę.. I w ostatniej chwili przepycham się - wybaczcie widzowie na mojej drodze. Siadam. Miejsce idealne. Muzyka, kurtyna... Zaczyna się!
Moi drodzy, "Klejnoty" w Teatrze Komedii to nie żadna ambitna sztuka, żadne awangardy ani postmodernizmy. To porządna angielska farsa w najlepszym wydaniu, co równa się 1,5 godziny śmiechu - najcudowniejszy odstresowiacz. Na dodatek obsada - palce lizać:
Sandra Staniszewska (z "Kamieni na szaniec", m.in.),
oraz trójka przecudownych panów - jeden lepszy od drugiego:
Łukasz Nowicki,
Jan Jankowski,
Marcin Perchuć - rzekłabym: polski Bruce Willis.
Jeżeli więc, mój drogi Czytelniku, pragniesz spędzić wieczór na rozkosznej rozrywce, pędź do Teatru Komedia, wyśmiej się tak, że będą Cię bolały mięśnie twarzy oraz przepona, a po spektaklu wpadnij - tak jak my - do małej kafejki przy teatrze na przepyszną tartę z twarogiem, ziemniakami, porem i więcej nie wiem czym.
A kiedy wrócisz do domu - rozkoszuj się mrozem, połówką księżyca, gwiazdozbiorami na niezachmurzonym niebie (Orion i Kasjopea!), głupiutką komedią w TV, cudownymi pogaduchami, nadchodzącą niedzielą... Doświadczaj starannie (niestety, nie moje to określenie, a szkoda) prostych spraw.
mhm Oriona i Kasjopeę to wszyscy poznają, a Perseusz, Byk, Smok, Pegaz to już co? pryszcz? ;D
OdpowiedzUsuń