Teatr, ach teatr, ta magia, czar, gdy w ciągu wieczoru jestem w Paryżu, w innych stolicach europejskich, w Stanach Zjednoczonych... Na dodatek w towarzystwie samej Edith Piaf... Słucham jej piosenek, oglądam życiowe klęski i szczęścia... Wszystko to za sprawą łódzkiego Teatru Małego w Manufakturze, który przyjechał do Teatru Dramatycznego im. A. Węgierki w Białymstoku. Spektakl "Ja, Edith Piaf", jak sugeruje tytuł, opowiada historię francuskiej piosenkarki. Pomysł, nienowy - schorowanej, u kresu życia bohaterki, która wspomina i jeszcze raz przeżywa przeszłość - został odświeżony za sprawą wykorzystania lalki. Postać Edith Piaf, w czerni, ze szczupłą twarzą wyrzeźbioną w drewnie i ogromnymi, sugestywnymi oczami, usadzona na fotelu i animowana nierzadko przez kilku aktorów, wywiera niesamowite wrażenie. Podziw budzi aktorka grająca artystkę, która raz jest schorowaną Piaf, by za moment stawać się młodą Edith, śpiewającą, śpiewającą i śpiewającą, dla której życie bez muzyki i miłości jest nic nie warte. Sporo ciekawych rozwiązań scenograficznych przy minimalnych dekoracjach - fotel, kilka walizek - wszystko. Ze dwie dłużyzny w pierwszej części przedstawienia - nie wiem, czy to były jakieś potknięcia, ale się pojawiły. Oczywiście sam motyw życia Edith potraktowany bardzo wybiórczo - kilka wyrazistych faktów, bez wielkiego psychologizowania, ale chyba nie o to chodziło reżyserowi. W sumie spektakl, który obejrzałam z przyjemnością, słuchałam z równą przyjemnością piosenek, którym towarzyszył akordeon (bardzo dobry, zdaniem takiego laika jak ja). Dobry czas, czas wzruszeń, chwila zatrzymania się i zastanowienia nad ludzką konstrukcją.
Kilka danych:
- "JA, EDITH PIAF" - Mieczysław Gajos, Alina Skiepko-Gielniewska
- Reżyseria: Alina Skiepko-Gielniewska
- Lalki i kostiumy: Maria Balcerek
- w roli Edit Piaf Joanna Stasiewicz
- Anna Zadęcka
- Jerzy Stasiewicz
- Robert Wojciechowski
tęsknię za teatrem
OdpowiedzUsuńWcale Ci się nie dziwię.
OdpowiedzUsuń