Wczoraj wymyśliłam sobie, że wstanę przed świtem i pojadę nad Narew, żeby obejrzeć wschód słońca. I owszem, budzik zadzwonił jak trzeba. Ba! Nawet wstałam, jak zamierzałam. Zerknęłam jednak na niebo i stopień zachmurzenia odwiódł mnie od wyprawy... Może też Morfeusz trochę się do tego przyczynił... Więc zamiast wschodu - kilka zachodów z kwietnia. :)))
piękne :)
OdpowiedzUsuńCudne :) Ale, ale... Zachód to jest wschód... Tylko, że z lewej strony... ;)
OdpowiedzUsuń