Ewie
to nie taka prosta sprawa – te rozmowy z nimi,
te sprzeczki, te kłótnie, to godzenie się wreszcie
z odejściami bez powrotów. trzeba znaleźć
dobry czas – świt albo zmierzch, tak pełne niepełności
i światło, przez które wysokie mury zdadzą się
zaledwie przezroczystą zasłoną. zasiąść nad rzeką
i w utracie zamoczyć stopy, zasłuchać się
w przebrzmiałą pracę bożych młynów.
opowiadać, odpowiadać, odczytywać
znaki na ziemi, na niebie, w wodzie,
w powietrzu, w liściach i w płomieniach
– to nie taka prosta sprawa. wyznać
tym, którzy odeszli, jak trudno im
przebaczyć.
a woda płynie...
OdpowiedzUsuńpiękny wiersz, Tesiu!
Krzyś, dziękuję. Pierwszy w tym roku. :)
UsuńNo tak: nad Utratą, nad Lutynią...
OdpowiedzUsuńDałaś ciekawe (i nowe!) dla Ciebie podwojenie potrojenia! Dobrze!
"Boże młyny": Truchanowski? Interesujące... Nie czytam intertekstu; może przypadek? Znasz "Młyny boże"?
Masz taka rzadką umiejętność zamknięcia emocji (nieuwydatniania jej) w racjonalnej narracji - to wielkie! Emocja tkwi "podskórnie".
A poza tym: jak zawsze - świetny tekst :)
Dzięki, Jaśku. Znam "Boże młyny" Truchanowskiego i użyte tutaj z pamięcią... Tyle że właściwie nie bezpośrednio z treścią, a z sensem określenia, z tym dokładnym mieleniem... przemijaniem... one mielą i teraz, wciąż. Spotkałam się z tą książką jako nastolatka i tytuł jest bardzo znaczący dla mnie. Tu się nałożyło z młynami nad Utratą, także z Iwaszkiewiczem gdzieś majaczącym w tle. :)
Usuńjesteśmy tam z Nimi... z Tobą...
OdpowiedzUsuńA może jednak kiedyś uda się "zamoczyć stopy, zasłuchać się"...
i znaleźć jakąś wspólną nutę "bożych młynów"...
ToM
Dziękuję, że jesteście. Że czytacie. :)
Usuń