kiedy byliśmy dziećmi, pan Ś. także nie
wyglądał
na wielkiego. poprzestawał na małym:
myszy,
krety, wróble, czasami jaskółka – ot,
drobnica,
w sam raz do uczenia się większych
rzeczy.
ofiary grzebaliśmy przy wjeździe na
podwórko
pod największą topolą. z okręconych
trawą
dwóch patyków stawialiśmy znak. nie
wiedzieliśmy
jeszcze wtedy, że wszystko płynie i że
nie wchodzi się
dwa razy do tej samej wody. przeciwnie –
pakowaliśmy się
odważnie i po wielokroć do tych samych
kałuż,
rowów melioracyjnych i przeciwpożarowych
stawów;
innych zbiorników w pobliżu nie było. na
szczęście
mały pan Ś. uczył się dopiero. rósł
powoli, aż wreszcie
spróbował sięgnąć po
większą zdobycz. sąsiadka
opierała się dość długo,
jednak przy gorliwym panu Ś.
nie miała szans. odśpiewaliśmy wszystko,
co trzeba,
ale niedojrzały świat przygasł.
rozochocony pan Ś.
rozpoczął regularną naukę oddawania. i
oddajemy
w wypominkach kolejne imiona babci,
dziadków,
wujków, cioci, ojców, matek, braci,
sióstr,
przyjaciół; czasami dzieci. pan Ś. nie
próżnuje,
świat dojrzał. oboje niecierpliwią się
na nas
Jak skomentować ten tekst. Jest zbyt dobry na moje marne uwagi. Wiec tylko czapka z głowy i prosimy o więcej.
OdpowiedzUsuńZnów jakiś Anonimowy. :D Dziękuję!
Usuń