niedziela, 24 kwietnia 2016

Dzień z koncertem

Wrzuciłam wczoraj słówko na fejsbuk - na szybko. Dziś przeklejam tu, ponieważ tutaj to wspomnienie odnajdę. :) 

Długi, dłuuugi dzień za mną. Najpierw obudziłam się o 5.00 po śnie, który się nadaje na scenariusz komedii romantycznej z elementami kryminału i fantasy... Zostaję uratowana przez szlachetnego policjanta, którego kot zjada mego prześladowcę po tym, gdy zostajemy zmniejszeni do rozmiarów myszy... Budzę się i śmieję się w głos. A następnie przypominam, że zapomniałam przygotować malutki esej na zaliczenie... Zamiast więc obrócić się na drugi bok i uciąć smaczną drzemkę, zrywam się i - piszę. Piszę, wysyłam. Amen. Zostaje mi tylko tyle czasu, żeby się ogarnąć - i już mknę mem drogiem autkiem na uczelnię. Zdążam (a nawet zdanżam) w automacie kupić kawę, dzięki czemu nie rozbijam nosem klawiatury na zajęciach. Zajęcia, zajęcia, zajęcia, potem czas na targi książki. Poezja stanowi nikły procent. Mimo to zdobywam dwa tomiki: Jerzy Hajduga i Jacek Mączka - oto Autorzy. Dorota Sokołowska podpisuje swoje rozmowy z ks. Kralką, a na stoisku Muzy w atrakcyjnej cenie zakupuję autobiografię Marquez'a. 



Ale dzień się nie kończy, nie, nie, nie... Dobrzy przyjaciele przygarniają mnie, karmią, nasączają kawą, której jestem spragniona i za moment lecimy na koncert. Koncert, ach, jaki koncert! Stanisława Celińska i Atramentowa. Śmieję się, wzruszam, ronię łezkę. Co za dzień! Właściwie to nie koniec dnia... W międzyczasie, kiedy odjeżdżam spod OiFP, puka do mnie w okienko pan z samochodu obok i woła - ma pani za mało powietrza w kole! I faktycznie - święta prawda. Wracając więc po koncercie zajeżdżam do zaprzyjaźnionej stacji paliw, robię minę żałosnego kota, mrugam rzęsami i mówię do panów, że potrzebuję pomocy. Panowie pomagają. Docieram do dom. Pozostaję do jutra w niepewności - zejdzie powietrze czy nie zejdzie. Co za dzień - że się powtórzę. 

Niestety, nie mam zdjęć z koncertu, więc kradnę jedno z fejsbuka Basi.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz